Najważniejsze to robić to, co się kocha

Rozmowa z Natalią Wieciech

Natalia Wieciech pochodzi z Kołobrzegu. W tym roku kończy studia na Wydziale Lalkarskim wrocławskiej PWST, a od sześciu miesięcy jest aktorką Teatru Lalki i Aktora w Wałbrzychu. Zadebiutowała w nim rolą Delfiny w spektaklu "Królestwo Koralowej Rafy" Marty Guśniowskiej. Spostrzegawczy mogą wypatrzyć młodą aktorkę w teledysku Mikromusic "Takiego chłopaka". Nam Natalia opowiada o swojej największej pasji, czyli aktorstwie.

Tygodnik Wałbrzyski: - W Wałbrzychu mieszkasz od pół roku. Czy zdążyłaś się już tutaj trochę zadomowić?

Natalia Wieciech: - Tak. Jest mi o tyle łatwiej, że dyrektor Zbigniew Prażmowski zaprosił do współpracy tuż przede mną moich dwóch kolegów z roku - Jakuba Grzybka i Zbyszka Koźmińskiego. Oni się mną zaopiekowali i wprowadzili w tok pracy. Mieszkamy teraz razem, więc dzięki nim szybciej mogłam się zadomowić

Pochodzisz z Kołobrzegu, ale twoja babcia mieszka w Świdnicy. Czy widziała twoje przedstawienie?

- Tak, babcia mnie widziała. Pierwszy raz na scenie zobaczyła mnie właśnie w "Królestwie Koralowej Rafy" w reżyserii Marioli Ordak-Świątkiewicz. Była zachwycona i dla niej było to ogromne wydarzenie.

A dla ciebie?

- Dla mnie też, bo był to mój pierwszy spektakl w teatrze. Wcześniej oczywiście grałam w przedstawieniach dyplomowych, ale przeżycie było i tak ogromne. Bardzo podobała mi się praca z Mariolą, która jest reżyserką bardzo konkretną i ma jasno wyznaczone cele. Zarys scen zamknęliśmy w ciągu tygodnia. Nigdy tak nie pracowałam, bo w szkole ćwiczy się po cztery godziny w tygodniu. A tu, w teatrze po osiem dziennie, więc zmiana dla mnie była ogromna. Na początku jako najmłodsza aktorka czułam się niepewnie i bałam się trochę otworzyć. Jednak z czasem odnalazłam się we wszystkim i dużo się nauczyłam dzięki niej.

A jak pracowało ci się z Pawłem Passinim nad spektaklem dyplomowym "Mały K."?

- Bardzo dobrze. To był pierwszy reżyser, który bazował na zabawie z naszą podświadomością. Prowadził z nami ciekawe warsztaty. Zamykaliśmy oczy, a Paweł opowiadał sytuacje, które mieliśmy sobie wyobrazić a propos naszych postaci. Potem to, co nam przyszło w wyobraźni do głowy, zapisywaliśmy. Po dwóch miesiącach zauważyłam, jak to jest niesamowite, że tak wiele można wyciągnąć z przypadkowych myśli. Pawłowi zależało, byśmy jak najwięcej z tego czerpali. Wiele też improwizowaliśmy, co na naszym wydziale nie jest częste. Bardzo mnie ta współpraca otworzyła. Byłam Różą, wyzwoloną, roznegliżowaną w szpilkach. Musiałam stanąć przed wszystkimi profesorami, co było dosyć trudne, ale bardzo pozytywnie to wspominam.

Którego z profesorów ze szkoły wspominasz szczególnie?

- Pan Bogusław Kierc to dla mnie anioł. Miałam z nim na drugim roku wiersz i nawet teraz, kiedy o tym pomyślę, jestem trochę wzruszona. Umiał także mną porozmawiać i obudzić we mnie takie bodźce, że z konsultacji u niego na temat wiersza potrafiłam wybiec poruszona, nawet zapłakana i nie wiedząc, co się ze mną dzieje. Mam wrażenie, że może trochę za wcześnie go spotkałam, bo moje doświadczenie i wiedza były za małe. Ale to na pewno jest osoba, która mnie wtedy natchnęła i sprawiła, że to wszystko stało się bardziej magiczne.

Nad czym obecnie pracujesz?

- Pracujemy nad spektaklem "Władca skarpetek". Jacek Timingeriu jest jeszcze studentem reżyserii. Sam spektakl jest o Jasiu, który ma ogromny bałagan u siebie w mieszkaniu i nie może znaleźć skarpetki. My jako chochliki prowokujemy sytuacje, które zmuszają Jasia, żeby w końcu posprzątał i znalazł tę skarpetkę. Podoba mi się, że to przedstawienie jest musicalowe w formie. Dużo śpiewamy, a za instrumenty służą nam rzeczy, które można znaleźć w domu. Gramy na książkach, gazetach, słoikach. Zapowiada się więc bardzo ciekawie. Serdecznie zapraszam! Premiera już 1 marca.

Czy z twojej perspektywy dzieci są najtrudniejszą publicznością?

- Każdy lalkarz to powie, że najtrudniejszą widownią są dzieci. Bo jeśli coś im się nie podoba, jeśli jest chwila nudy, to one wychodzą, dłubią w nosie, ziewają. Ale dzieci to przede wszystkim fantastyczna widownia, bo one zachwycają się rzeczami, które dla dorosłego nie są już tak porywające. Dzieci wprowadzają fajną świeżość

Jesteś na etacie w wałbrzyskim teatrze. Jak wygląda sytuacja młodych aktorów na rynku pracy?

- Jest bardzo ciężko dostać pracę zaraz po studiach, o etacie nie mówiąc. Ale o dziwo, na moim roku coraz więcej osób dobrze sobie radzi i zdobywa etaty. Także w teatrach dramatycznych.

Czy zawsze chciałaś być aktorką?

- Ta chęć wyklarowała się w liceum, kiedy pojawiło się pytanie, co będę robić dalej. Mam taką wrażliwość, która pozwala mi czuć ogromną przyjemność, kiedy pracuję na scenie. Oczywiście po drodze były różne kółka teatralne. Brałam udział w konkursach recytatorskich. Miałam też pomysł, by pójść na architekturę i urbanistykę, na którą się nawet dostałam. W ostatniej chwili, kiedy pakowałam się już, by wyjechać studiować architekturę, dowiedziałam się, że dostałam się także do szkoły teatralnej. Najważniejsze, żeby robić to, co się kocha. Nie wyobrażam sobie, żeby siedzieć w biurze. Tak więc, kiedy przychodzę do teatru, nie mówię, że przychodzę do pracy,ale na próbę. Przychodzę coś robić, działać, tworzyć.

Jak się relaksujesz w wolnym czasie?

- Uwielbiam słuchać muzyki. To moje największe hobby poza teatrem. Uwielbiam też sport, jestem bardzo aktywną osobą. Próbuję się nauczyć jeździć na nartach. W końcu jestem w Wałbrzychu! Organizujemy sobie tutaj wolny czas w przeróżny sposób. Raz pójdziemy na wycieczkę w góry, raz będziemy po prostu siedzieć i rozmawiać, a raz pooglądamy filmy.

Jaki jest twój ukochany film?

- "Leon zawodowiec". Widziałam go już z 30 razy. Zawsze * robi na mnie ogromne wrażenie. Śmieję się i płaczę na nim, znam wszystkie dialogi na pamięć. Uwielbiam Gary'ego Oldmana i Natalie Portman.

Masz już jakieś ulubione miejsce w Wałbrzychu?

- Najczęściej wybieramy się na spacer do Harcówki. Jednak moim ulubionym miejscem jest Andrzejówka. Wyjeżdżam spod domu i w dziesięć minut jestem w totalnie innym miejscu, gdzie nie czuje się rytmu miasta, gdzie jest spokój, cisza i można się cudownie zrelaksować.

Będąc w górach, nie tęsknisz za morzem?

- Bardzo tęsknię za morzem. Jak na złość ostatnio w wakacje pracowałam na statku jako animator i codziennie czternaście razy przepływałam obok zaludnionej plaży. Zżerało mnie w środku, że nie mogę się wylegiwać na niej. Mam nadzieję, że w tym roku wypocznę sobie z rodziną na plaży w Kołobrzegu.

Alicja Śliwa
Tygodnik Wałbrzyski
8 lutego 2014
Portrety
Natalia Wieciech

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia