Najważniejszy film mojego życia

rozmowa z Petrem Zelenką

Z Petrem Zelenką, czeskim dramaturgiem, reżyserem filmowym i teatralnym rozmawia Henryka Wach-Malicka

Na nasze ekrany wszedł w piątek pana najnowszy film, ale może pan nie wie, że spora liczba polskich widzów nie wybiera się na "Braci Karamazow", tylko na "nowego Zelenkę". Pan jest w naszym kraju firmą!

Tak mi tu mówią. A jest pani pewna, że chodzą na Zelenkę?

Jestem.

No to się cieszę, bo w Czechach publiczność raczej nie chodzi na nazwiska tylko na gatunek, znaczy głównie na komedie. Jak Zelenka zrobi coś do śmiechu, to jego rodacy idą do kina. A jak mówi serio, to już niekoniecznie, nawet jeśli w filmie gra ich ulubiony aktor Ivan Trojan. Jak Steven Spielberg zrobi coś poważnego, też nie przyjdą. Ja się ze Spielbergiem w żaden sposób nie porównuję, ale frekwencja na "Braciach Karamazow" jest w Czechach średnia, a na "Guzikowcach" była znacznie większa. Choć "Bracia Karamazow" to dla mnie najważniejszy z filmów, jakie dotąd zrobiłem.

Z podziwu dla Dostojewskiego?

Bardziej z miłości do teatru. Byłem zafascynowany spektaklem, jaki powstał w małym praskim teatrze na podstawie tej powieści. Chciałem to przedstawienie jakoś zatrzymać, zapisać w czasie. Nie chodziło o dokument czy rejestrację tylko o emocje i relacje, że tak powiem, około spektaklu. Przedstawienie grane jest tam do dziś, od 2000 roku.

A dlaczego przeniósł pan akcję filmu do Krakowa?

Taki wymyśliłem pretekst. Żeby oderwać spektakl od konkretnego miejsca i sytuacji "wysłałem" go na festiwal, do Polski. Aktorzy mają próbę przed gościnnym występem, tekst scenicznej adaptacji miesza się z prywatnymi rozmowami, różne rzeczywistości na siebie zachodzą. Zarys scenariusza miałem gotowy od razu, ale parę razy go zmieniałem, ze względu na... Nie wiem jak to się po polsku mówi - lokację? Lokalizację? Krótko mówiąc, te próby miały się odbywać w przemysłowej hali, stalowni albo walcowni, albo w czymś podobnym. Ja strasznie lubię przemysłowe przestrzenie. Pierwszy pomysł miałem taki, żeby "Braci Karamazow" nakręcić w Stoczni Gdańskiej, potem w Nowej Hucie, ale trudno było to załatwić. Szukaliśmy też koło Katowic. Strasznie mi się spodobała Elektrociepłownia Szombierki, ale ona jeszcze czasem działa i terminy nam się nie zgrały. Okropnie żałuję, świetne miejsce było. Moim zdaniem warto w tę elektrociepłownię inwestować. Wyjątkowe miejsce dla prezentacji sztuki. A co do mojego filmu, to - niestety - skończyło się na małej mistyfikacji, krakowską hutę znaleźliśmy w Czechach.

Słucham pana i wyjść z podziwu nie mogę. Bywa pan u nas często, ale żeby od razu tak świetnie mówić po polsku...

Nie, nie. Taki zdolny, żeby uczyć się ze słuchu, to ja nie jestem. A poza tym pochodzę z Pragi, a nie na przykład z Ostrawy, gdzie prawie wszyscy mówią w dwóch językach. Gdy otrzymałem ze Starego Teatru propozycję pracy reżyserskiej, zapisałem się na kurs polskiego. W pracy z aktorem, gdy trzeba skupić się na niuansach, bariera językowa przeszkadza.

A kiedy przyjechał pan po raz pierwszy do Polski?

A zdziwi się pani, bo wszyscy się dziwią. To było niedawno, w 2005 roku, czyli miałem już 38 lat. Agnieszka Glińska wyreżyserowała wtedy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie moją sztukę "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" i ja przyjechałem obejrzeć to przedstawienie. Za to od tamtego czasu byłem w Polsce już ze 30, a może i 40 razy. Strasznie fajnie czuję się Krakowie, wyjątkowo.

Zdaje się, że to uczucie ze wzajemnością. Stary Teatr nie tylko zaprosił pana do współpracy reżyserskiej, ale także zamówił u pana sztukę. "Oczyszczenie" przyjęto wyrozumiale, choć nieźle pan tam dołożył dziennikarzom.

Nie dziennikarzom w ogóle, tylko tym mediom, które zachowują się niemoralnie, żeby zwiększyć sobie oglądalność albo poczytność.

Zgoda. Będzie ciąg dalszy tej przygody?

Parę dni temu podpisałem kolejną umowę ze Starym Teatrem i znów będę w Krakowie pracować.

Nad czym?

Tajemnica. A dokładniej mówiąc jeszcze się zastanawiam i wybieram. Mikołaj Grabowski namawia mnie, żeby specjalnie dla nich napisać sztukę. A pani naprawdę mówi, że w Polsce chodzi się na Zelenkę? Straszna odpowiedzialność...

Pan oczywiście kokietuje, ale ja panu powiem skąd ta popularność. Polscy twórcy boją się mieszać pospolitość z patosem, gorycz ze śmiechem, a rzeczywistość z fikcją. U nas jest: albo albo. Tymczasem pana filmy, sztuki i spektakle są jak życie: smutne i śmieszne jednocześnie. Pan miesza prawdę z mistyfikacją, film z teatrem, teatr z życiem, życie z literaturą.

Przede wszystkim szukam formy, która by była ciekawa. W różnych sztukach znajduję różne ciekawe rzeczy i różne gatunki uprawiam. Ja tego nie wymyślam, że na scenie będę udawał kino albo odwrotnie. To film i teatr są bardzo blisko siebie.

Muzykę też pan kiedyś uprawiał.

O rany, miałem 17 lat i grałem na gitarze, bo wtedy wszyscy grali, choć nikt nie umiał. Teraz zamawiam muzykę u fachowców.

"Rok diabła" poświęcił pan jednak muzykom, głównie Jaromirovi Nohavicy. Paradokumentalna formuła tego filmu nasunęła mi nawet podejrzenie, że drzemie w panu ukryty reportażysta.

Chyba nie. Na studiach pomagałem wprawdzie kolegom przy realizacji filmów dokumentalnych i nawet mi się to podobało. Ale mam za mało cierpliwości, żeby chodzić za tematem przez parę lat. No i niczego nie mógłbym wymyślić albo dopisać, tylko obserwować i rejestrować. Poza tym ja lubię wszystkim kierować i wszystkich kreować.

Zaskoczył mnie ten grzech niecierpliwości. Przecież zanim postanowił pan zostać artystą, zamierzał pan poświęcić się matematyce. Ona nie jest dla niecierpliwych.

Tak, to prawda. Sztuka okazała się silniejszym, jak to się mówi, powabem? Wabikiem? Szukałem i szukam własnego stylu. A wszystkie doświadczenia w tej mierze zebrałem, tak mi się wydaje, właśnie w "Braciach Karamazow". Nie wiem jak ocenią ten film widzowie i krytycy. Sam w sobie wiem jednak, że to mój najlepszy film. Najwięcej emocji w niego włożyłem, namiętności nawet.

Warto wiedzieć

Petr Zelenka urodził się w 1967 roku w Pradze.

Jego rodzice związani byli z branżą filmową i telewizyjną. Skończył studia scenopisarskie w Praskiej Szkole Filmowej, pracował dla studia Barrandov. Pierwszy jego film fabularny, "Guzikowcy" został wybrany filmem roku 1998 w Czechach, "Rok diabła" i "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" (na podstawie własnej sztuki) przyniosły mu europejską sławę, zaś scenariusz do "Samotnych" wiele nagród.


9 lutego 2009
Portrety
Petr Zelenka

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia