Namacać Barbi

"Ex-Barbi" - reż. Maciej Kowalewski - Teatr Polskiego Radia

Jeśli nowy sezon w Teatrze Polskiego Radia będzie taki, jak jego inauguracja, to jestem spokojny. Dwójka wyemitowała „Ex-Barbi", słuchowisko napisane i wyreżyserowane przez Macieja Kowalewskiego na okoliczność konkursu ZAIKS. Do tak interesujących realizacji tego konkursu jak „Podróż na księżyc" Moniki Milewskiej, „Exodus" Tomasza Mana czy „Czasami Pan przechodzi obok" Cezarego Harasimowicza dołączyła nowa, warta uwagi radio-opowieść.

Dorobek realizacyjny tego maratonu słuchowisk wyróżnionych przez ZAIKS i Dwójkę został uzupełniony o nowoczesną i wciągającą historią mężczyzny, w którego emocjonalny świat wkracza lalka Barbi znaleziona na śmietniku. Główny bohater to Ken. Ktoś się tu jeszcze dziwi? „To już nie był zbieg okoliczności. To było przeznaczenie" – jak mówi główny bohater. Witamy w świecie OSOBNYCH.

Kenowi (Łukasz Simlat) wali się życie i pożycie małżeńskie. Żona go rzuca (Izabela Kuna), a w niedługim czasie zostaje zamordowana przez psychopatycznego Piotra, rzekomego kochanka. Brak drugiej połówki – a co najważniejsze seksu – boli do tego stopnia, że trzeba się uciec do rozwiązań radykalnych. Ken znajduje dmuchaną lalkę na wysypisku za miastem, między zużytymi pralkami, lodówkami i telewizorami marki Pionier. To ta plastikowa „seks-maszyna" (cały czas z tyłu głowy siedzi słuchowisko Tomasza Mana „Sex machine") staje się substytutem kobiety w prowizorycznych ramach świadomości Kena. Kiedy ją niesie, przebiera, myje – płacze. W ramach pozornej demokratyzacji, wszczepia jej co prawda wolną wolę (jest podobno wynalazcą sztucznej inteligencji), choć tak naprawdę chce uczynić ją „swoją" w każdym calu. Sprawa się komplikuje, kiedy uczłowieczona lalka znika z domu. I już nie wróci. Zamknięty w czterech ścianach wynalazek Kena wymyka się spod kontroli. Wolna wola zwycięża. W tle snuje się inspektor policji o imieniu Piotr, który chce rozwikłać zagadkę śmierci żony (imię przypomina mordercę żony, w tej roli Rafał Mohr). Rewers tej opowieści zaskakuje. Ken to tak naprawdę Józef. Żona wcale nie umarła. Inspektor policji to brat żony. Józef jest chory psychicznie. Barbi była dmuchaną lalą, która nigdy nie odezwała się ani jednym słowem.

Słuchowisko składa się z dwóch równoległych rzeczywistości, z których każda naigrywa się z drugiej. Pod dramatem Józefa - Kena kryje się cały korowód konwencji fabularnych, które reżyser zgrabnie wyśmiewa. Jest tu chybiony wątek kryminalny, inspektor policji, który nie wie dokładnie, kim jest. Jest tu żona brawurowo zagrana przez chłodny głos Kuny. Jest tu muzyka Bartosza Dziedzica, która rwie całość na takie miniscenki, w których dzieje się obłęd Józefa. Gra konwencją przejawia się tu na wielu polach. Żona jest duchem, by za chwilę zamienić się rolą z plastikową lalą. Inspektor wyjęty jest ze świata komercyjnych seriali kryminalnych, gdzie wszystko mu szło, miał najlepsze wyniki. Jednak to śmierć żony Kena - Józefa rujnuje go zawodowo, bo w końcu nic tu nie trzyma się kupy. Jest historia małżeńska, rozstanie i pozorny żal, który zamienia się w pogoń za seksem.

Życie Józefa (jakże to dostojna „ksywa" w stosunku do swojego alter - ego!) zawiera się w bardzo schizofrenicznej potrzebie bliskości. Nieprzepracowana żałoba po stracie żony jest tylko fabułą w jego głowie, a Barbi (elektroniczna Małgorzata Socha) odżywa tylko na pozór, by pełnić rolę wehikułu zapomnienia się ze światem. Brakuje w radiu tak kameralnych w swojej istocie eksperymentów. To, co klaruje to słuchowisko od strony formalnej to właśnie wciągająca akcja, bez dłużyzn z delikatnie wsączonym weń eksperymentem, który nie odrzuca, nie męczy, ale odwraca role, miesza szyki i bawi. Wśród badaczy radia trwał od zawsze spór pomiędzy wizją lingwistyczną (opartą na dominacji słowa) i fonocentryczną (opartą na możliwościach dźwięku). Kowalewski w „Ex-Barbi" łączy te dwie strony, odnajduje w świecie radia rozwiązania proste, nie godzące w nastrój teatru niewidomych, a jednocześnie bawi się dźwiękiem, biorąc w nawias pozór świata. Nie od dziś miarą dobrego słuchowiska dla mnie jest hermeneutyczna zdolność radia do pozorowania nie tylko świata postaci, ale i rzeczywistości odbiorcy.

Przyznam, że świat Kena (mimo, że tak nierealny) w całej swojej istocie przemówił do mnie bardziej. Radio ma w sobie zdolność do odkształcania, pokazywania nowych kształtów świata, których wcześniej nie widzieliśmy. Musimy je bowiem usłyszeć. Lalka w radiu staje się żywa poprzez głos, a irracjonalny lęk przed nieżywą żoną ma piętno foniczne, zanurzone w pogłosie, szmerze, tykaniu zegara. Kiedy słuchacz nie potrafi wrócić do siebie po słuchowisku znaczy to tylko tyle, że kultura obrazu jeszcze nas nie zdominowała, a równoległy świat dźwięków to wciąż okazja do artystycznego samopoznania (choć przybiera ono tak elektroniczne i plastikowe formy jak tytułowa Ex-Barbi). Jest to bardzo polifoniczny teatr. Jako polifonię rozumiem osobliwości foniczne aktorów, którzy nie są tylko tłem dla głównej postaci, ale tworzą – każdy z osobna – osobliwy, nieprzekładalny żywot. Dobrym przykładem tego jest inspektor policji, który jest tu osobną opowieścią, zanurzoną między rolą brata, strażnika prawa i mordercy. Mohr gra tu na jednej skali, ale jego głos pasuje do każdego z tych profilów.

Słuchowisko „Ex-Barbi" udowadnia, że nadmuchana emfatyczność aktorska nie musi być gwarantem polifonii. Jeden aktor może w bardzo naturalny sposób przenikać pomiędzy kostiumami, życiorysami. Radio daje możliwość pokazania ludzkiego wnętrza w sposób bardzo prosty, bez uciekania się do kolorowych formuł. I w tej właśnie strukturze ujmuje wszelkie paradoksy i nieoczywistości natury ludzkiej. Ken dla mnie jest Józefem. Nie przyjmuję do wiadomości czarno-białego schematu albo-albo. Przyjmuję polifonię jako złożoność psychologiczną, a nie dramaturgiczną. Ken znajduje siebie pomiędzy sztuczną lalką a Józefem. Cała radość życia znajduje ujście w namacaniu Barbi, jej kształtów, ogrzaniu się ciepłem jej elektronicznego oddechu. Świat Kena już nigdy nie wróci do racjonalnej pramaterii. Za pomocą tak namacalnej i fizycznej figury, jaką jest lalka, cały gąszcz znaczeń nazwany kiedyś „człowiekiem" oscyluje wokół słuchacza, oplata jego percepcję. Nie ma tu niepotrzebnej abstrakcji, gór i dolin ułożonych wyłącznie ze słów. Jest coś, co można dotknąć uchem, poczuć.

Za realizację akustyczną odpowiadał Tomasz Perkowski, który umiejętnie połączył dwie rzeczywistości, a jednocześnie sprawił, że świat Kena stał się światem słuchacza. Warto zwrócić uwagę na dobór aktorów, których tak często w radiu nie słyszymy. Muzyka Dziedzica balansuje tu między uspokajającymi nastrojami klasycyzującymi a niepokojącym, elektronicznym ambientem, który wspomaga rytm fabuły. Myślę, że to pomogło w konstrukcji tego radio-świata. Kowalewski już dwa lata temu zwrócił moja uwagę słuchowiskiem (z zupełnie innej planety) „Miss HIV" (tam również pojawili się Kuna, Mohr, charakterystyczną muzykę napisał również Dziedzic). Po drugim spektaklu znacznie bardziej czuć (i słychać przede wszystkim) kontury radiowego idiomu Kowalewskiego. Niegdyś mistrz radiowych scenariuszy, Andrzej Mularczyk teatr radiowy nazwał „wielką wspólnotą osobnych". W Ex-Barbi do tego świata dołączył kolejny osobny, Ken. Uważam, że teatr radiowy Kowalewskiego ma szansę wytworzyć osobną ścieżkę autorską i nie zagubić się w tłumie innych słuchowisk. Tą drogą poszli już Tomasz Man, Ingmar Villqist. Darek Błaszczyk czy Krzysztof Czeczot - ich spektakle są już rozpoznawalne na mapie polskiego słuchowiska. I to wszystko (na szczęście) dzięki szerokim możliwościom radia artystycznego, które podnosi dla nas kurtynę na kolejny już sezon.

Janusz Łastowiecki
Dziennik Teatralny
6 października 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia