Napój miłosny na stałe w repertuarze

"Napój miłosny " - reż. Michał Znaniecki - Opera Wrocławska

Spektakl niespełna rok po premierze stał się nieodłącznym punktem programu Opery Wrocławskiej. Wraz z upływem czasu nabrał dojrzałości, kolorytu. Partie wokalne są pewniejsze, bardziej wypracowane. Na piedestale pojawili się inni, lecz z pewnością nie gorsi śpiewacy

Minęło kilkanaście miesięcy, a widowisko jest bez wątpienia czymś więcej niż repertuarowym reliktem. Utrzymało bardzo wysoki poziom, niepowtarzalny klimat i humorystyczny rys. Oglądając je po raz drugi od zeszłorocznej premiery, nabrałam do niego dystansu oraz zwróciłam uwagę na pewne zmiany.

Spektakl wyrwał się spod władzy reżysera, stał się samodzielnym organizmem i, kreowany przez zmieniających się artystów, zaczął żyć własnym życiem. Zakończona happy endem historia wielkiej miłości Nemorina do pięknej panny różni się znacznie od swojego pierwotnego kształtu sprzed roku. Nikt się już nie przejmuje, czy premiera będzie udana. Gra wychodzi bardziej naturalnie. Sceny miłosne są subtelniejsze, bardziej romantyczne.

Joanna Moskowicz w roli Adiny po raz kolejny udowadnia, iż posiada wrodzony talent wokalno-aktorski. Jej przepiękny sopran lekko i czysto przechodził przez najtrudniejsze partie, arie, zaś postać przez nią odgrywana niczym femme fatale urzekała powabem, niewymuszonym wdziękiem świadomej swej urody kokietki, jeszcze głupiutkiej i młodej. Partnerujący jej Nemorino, choć zakochany bez pamięci, wydaje się mniej wylewny od swojego poprzednika, przez to sama Adina nabiera przy nim majestatu, kobiecości.

Jeśli chodzi o zmiany na gorsze, to według mnie jest nazbyt spokojnie. Panuje niezrozumiałe rozprężenie. Można nawet zapomnieć, że wokół toczy się wojna domowa Hiszpanii lat trzydziestych. Wojska, które oglądamy na scenie raczej nikt się nie boi. Jego obecność przysparza co najwyżej dobrej okazji do znalezienia męża, zdobycia szybkiej gotówki, czy usnucia intrygi miłosnej.

Przeobrażenie, któremu uległo przedstawienie potwierdza uniwersalny charakter utworu. Zdawałoby się, że niezależnie od tła, w jakim się rozgrywa, pozostałaby taką samą piękną, klasyczną opowieścią o ogromnej sile miłości, większej niż magia, płytkie ziemskie uwodzicielskie sztuczki i młodzieńcze kaprysy.

Antonina Gruszecka
Dziennik Teatralny Wrocław
27 stycznia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...