Naprawdę!

"Kaspar" - Wrocławski Teatr Współczesny - reż: Barbara Wysocka

"Kaspar" Handkego z 1967 roku nie jest historycznym dziełem. Dramaturga zainspirowała historia chłopca, którego znaleziono na ulicy Norymbergii w połowie XIX wieku. Austriacki dramaturg i eseista z legendy o "sierocie Europy" stworzył dzieło o torturze językowej. To sztuka o tym jak można słowem pozbawić człowieka wolności.

Kaspar Hauser to autentyczna postać. To szesnastoletni chłopiec, który znaleziony na ulicy nie potrafił prawie nic powiedzieć. Jedyną rzeczą, którą można było od niego usłyszeć było to, że chce być kawalerzystą jak jego ojciec. Uczono go posługiwania się językiem, by z biegiem czasu potrafił opowiedzieć swoją historię. 

Handke nie odtwarza historii sieroty, tylko będąc pod wpływem jego życia pisze dzieło o tym, jak za pomocą języka można manipulować naiwnym człowiekiem. Dramat, którego inscenizację możemy zobaczyć we Wrocławskim Teatrze Współczesnym jest nadzwyczaj słownym spektaklem. Bezdyskusyjnie rozmawiając o nim nie należy skupiać uwagi na ascetycznej dekoracji czy kostiumach, lecz zająć należy się warstwą słowną, brzmieniową.

Wchodzimy na widownie. Spektakl się zaczął, a Marta Malikowaska-Szymkiewicz głosi słów parę o Kasparze. To didaskalia z dramatu Handkego, których Wysocka nie usunęła ze swojego spektaklu.  

Na scenie, na której stoi rusztowanie, gdzie kurtyną jest zielona siatka, gdzie stoi kilka telewizorów, duża fryzjerska suszarka do włosów , lodówka i stół, jest Kaspar i postacie, w które wcielił się Tomasz Cymerman i Maciek Prusak. Dekoracje są obrazem braku spoistości i logiki wielu słów, których autorem będzie Kaspar. Cała czwórka miała na sobie stroje z lat 60-70 ubiegłego stulecia. Nie były z czasów, w których żył Kaspar, ale z okresu, w którym dopiero co walczono o wolność słowa, kiedy manipulowano mediami. To obraz walki politycznej, z którą ówczesny człowiek się siłował. Czy to tylko zmagania ludzi minionych epok?  

Spektakl można podzielić na dwie części, dwie płaszczyzny. Pierwsza jest o manipulacji językiem, druga o zagubieniu młodego człowieka, który uczy się języka, za pomocą którego ma opisywać rzeczywistość. Kobieta, której Kaspar wyjawia to opierając swą głowę na jej kolanach, powiadamia go, że jednak nie o tym jest ta sztuka.  

Bohater siedzi na środku sceny, po swej prawej i lewej ręce ma nauczycieli, przewodników, którzy chcą nauczyć go mówić. Kaspar zagubiony, zdezorientowany, szukający swego sensu i porządku świata mota się pomiędzy wyrazami, które bądź szeptem bądź krzykiem docierają do jego głowy. Pisze swe imię na podłodze… Biała kreda, którą to robi, zamazuje się tak jak zamazują się sensy słów, których chcą go nauczyć językowi kaci. Po okresie nauki, który bohater przypłacił wielkim wysiłkiem, nerwami i osamotnieniem w czasie wędrówki po semantycznych ścieżkach języka przyszła kolej na pokaz, na wielkie widowisko. Kaspar i jego nauczyciele, każdy ze swym mikrofonem znajdują się na sali. Z pewnością jest to sala konferencyjna, na której Kaspar jak i inni mogą popisać się swą retoryką. Nie mówią jednak niczego logicznego. To puste słowa, w które ludzie się wsłuchują, gdyż wypowiadane są w tonie debaty publicznej i politycznego chaosu. Paradoksalnie wydają się uporządkowaną strukturą.  

Wysocka nikogo wprost nie oskarża. Nikogo nie wytyka palcem i nie mówi, że jest odpowiedzialny za narrację, która ogłusza jej współrodaków. Słowa w spektaklu skierowane są do każdego, kto zawiera publicznie głos. To pytanie o sposób mówienia, narracje czy styl jaki dominuje we współczesnym zwerbalizowanym świecie. Czy to co widzimy i czytamy jest zrozumiałe dla wszystkich? Przede wszystkim czy przekaz słowny jest potrzebny? Czy porozumienie werbalne daje nam zawsze to, co pierwotnie założyło?

Monika Nawrocka
Dziennik Teatralny Wrocław
25 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...