Nastasja, której nie ma

"Nastazja Filipowna" - reż. Andrzej Domalik - Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie

„Nastasja” w warszawskim Ateneum to historia opowiedziana od końca. Przedstawienie wzorowane na spektaklu Andrzeja Wajdy pod tym samym tytułem rozpoczyna się spotkaniem Rogożyna i Myszkina nad martwym ciałem Nastasji Filipownej. Od tego momentu każde przeszłe wydarzenie, które doprowadziło do tej konfrontacji, jest przywoływane w cieniu zwłok leżących za ścianą.

Skumulowane wspomnienia, oskarżenia i wyznania tworzą złudzenie, że wszystko istotne, co zaszło między bohaterami, zdarzyło się tej nocy, kiedy obaj położyli się do snu u boku trupa. Nieobecność Nastasji, której wizerunek przywoływany w rozmowach można oglądać tylko oczami księcia i Rogożyna, zyskuje znaczenie symboliczne – traci realistyczne cechy postaci kobiecej, stając się odbiciem charakteru bohaterów, wyrzutem sumienia i osią, po której krążą ich dialogi. Sama konstrukcja przestrzeni uwydatnia tę znaczącą nieobecność: w tle pomiędzy dwoma krzesłami widać drzwi do sypialni Nastasji, których żaden z bohaterów nie otworzy, chociaż niespokojnie będą wracać do nich wzrokiem. Zamknięte drzwi jako obraz sytuacji bez wyjścia i wizualne memento mori – na tym tle spotykają się Myszkin i Rogożyn.

Duszna atmosfera, ciasny pokój, kadzidło, smród rozkładającego się ciała, obłęd i dwóch mężczyzn mierzących się wzrokiem – zachowano wszystko, czego można spodziewać się po spektaklu opartym na tej przerażającej scenie, a jednak znany motyw odświeżono oszczędną formą. Za scenografię służy ciemny pokój, który wygląda jak odrealniony obraz konstruktywistycznego malarza i kilka symbolicznych rekwizytów (suknia ślubna Nastasji, nóż, Biblia, obraz Hansa Holbeina).

Grający w duecie Grzegorz Damięcki i Marcin Dorociński nie próbują wyciskać łez porywającymi monologami. Aktorzy słuchają się nawzajem uważnie, a spektakl opiera się na ich skupieniu i pełnym napięcia kontakcie. Relacje między bohaterami bywają ciekawsze niż kreacja każdego z nich osobno. Jeśli początkowo Myszkin w interpretacji Damięckiego wydawał mi się postacią schematycznie rozpiętą pomiędzy neurotycznymi tikami i karykaturalną egzaltacją, to właśnie jego wrażliwe reakcje na grę Dorocińskiego uwiarygodniły postać. Rytm przedstawienia wyznaczają gwałtowne zmiany zabarwienia kontaktu Rogożyna i księcia – między rywalizacją i współczuciem, litością i fascynacją, nienawiścią i pobłażliwą sympatią. Na tym tle surowej scenografii każdy grymas zostaje spotęgowany – być może dlatego niektóre tiki Dorocińskiego wydają się zbyt wystudiowane, a Damięckiego za bardzo przerysowane. Przeglądając recenzje, spotkałam się z uwagą o stypizowaniu Rogożyna na modłę posępnych, filmowych twardzieli z problemem egzystencjalnym w tle. Nie zgadzam się z tą opinią. Większość filmowych bohaterów Dorocińskiego chociaż łatwo mogłaby ulec typizacji, to jednak się jej wymyka, a i czasami parodiuje styl protagonisty filmu noir. Tymczasem Rogożyn, mówiąc o „dobrej, amerykańskiej ceracie" przykrywającej ciało Nastasji, wywołuje znacznie więcej emocji niż marszczący czoło amant, który marzy o karierze Bogarta.

Nowa „Nastazja Filipowna", wystawiona trzydzieści lat po adaptacji Andrzeja Wajdy, pozwala skierować reflektory na widownię i przyjrzeć się współczesnej publiczności. Pytania się mnożą. Dla kogo gra się dzisiaj Dostojewskiego? I dlaczego – unikając odpowiedzi frazesem o uniwersalnych pasjach i rozterkach – wracamy do pełnego grozy obrazu księcia i syna kupca, którzy czekają na świt, nasłuchując kroków na schodach?

Anna Majewska
www.rozswietlamykulture.pl
9 lipca 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...