Nastrojowe królestwo w Baju

"Maleńkie królestwo" - reż. Kata Csató - Teatr Baj w Warszawie

Wcale nie tak dawno temu i nie za górami ani za lasami, tylko ulicę albo blok dalej, żyła sobie pewna dziewczynka. Kiedy się urodziła, była maleńka jak Calineczka, ale dla swoich rodziców była najprawdziwszą królewną. Jej królestwo było doprawdy skromne i poddanych miała zaledwie garstkę, ale panowałaby szczęśliwie, gdyby nie to, że wszyscy, którzy ją otaczali, byli dorośli. A ona tęskniła za dziećmi.

Rodzice bardzo kochali swoją córeczkę i chcieli dać jej wszystko, czego zapragnęła, jednak dziewczynka czuła się samotna. Ani wymarzone prezenty na kolejne urodziny, ani miłość rodziców i innych mieszkańców maleńkiego królestwa, nie mogły jej wynagrodzić braku przyjaciół. Dziewczynka usiłowała nawiązać relacje z innymi dziećmi, ale to się jakoś nie udawało. Dzieci zawsze w końcu ją odrzucały, jakby się od nich odróżniała czymś niewidzialnym dla nas, ale oczywistym dla nich. Nie była taka jak one. Trudno jest zachować swoją inność, swoją wrażliwość, gdy tak bardzo pragnie się akceptacji. O którą zresztą w dziecięcym świecie niezwykle ciężko.

Na szczęście nostalgiczna historia maleńkiej królewny kończy się dobrze. W dniu swoich siódmych urodzin dziewczynka poznaje chłopca, który jest jakoś podobny do niej. Nie jest to żadne widoczne podobieństwo, po prostu oboje mają wspólny rdzeń, który da się wyczuć. Przyjmują się wzajemnie takimi, jakimi są.

„Maleńkie królestwo" to cudowna opowieść o pragnieniu przyjaźni, o poszukiwaniu bratniej duszy i o samotności, którą może uśmierzyć tylko najbliższa osoba. A także o tym, że nawet największy odludek trafi w końcu na kogoś pokrewnego sobie.

Spektakl Katy Csatò jest olśniewający w swojej prostocie. W przeciwieństwie do głośnych, zabawnych, dynamicznych i pełnych zwrotów akcji współczesnych przedstawień dla dzieci, „Maleńkie królestwo" stawia na obraz, spokój, przepiękną scenografię Alexandry Faltis i sterującą nastrojem muzykę Patryka Zakrockiego, która podkreśla nie tylko powtarzające się sekwencje: urodziny – prezenty – próby nawiązania przyjaźni – porażki, ale również upływ czasu. Lalki są proste: kartonowe kukły poruszające rękami i nogami, z wyrazistymi twarzami, animowane przez aktorów, którzy stanowią jak gdyby przedłużenie ich ciał, podzielają i oddają emocje granych przez nie postaci. Brak słów, skupiona, doskonała gra aktorów, plastyczność lalek – wszystko to sprawia, że niezwykle łatwo utożsamić się z bohaterką spektaklu i współodczuwać z nią.

Towarzysząca mi czterolatka miała jedną uwagę, którą w pewnym momencie wyraziła głośno i z ogromnym żalem: „To nie jest żadne królestwo! Oni nie mają koronów!" Jestem jednak pewna, że dzieciom i dorosłym, którzy nie będą czekać, aż w maleńkim królestwie ktoś założy koronę, nowy spektakl w Baju bardzo się spodoba.

 

Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
15 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...