Nasz "chłopak z Czechowic-Dziedzic"

Portret Piotra Beczały

Byłem pierwszym dyrektorem teatru muzycznego, który Piotrowi Beczale zaproponował etat, do tego bez przesłuchania, bo słyszałem o nim same dobre opinie - uśmiecha się Tadeusz Serafin z Opery Śląskiej. Piotr Beczała odpowiedział mu wtedy grzecznie: - Pozwoli pan dyrektor, że trochę rozejrzę się po świecie.

Dziś Piotr Beczała, znakomity polski tenor, ma 48 lat. Mediolan, Wiedeń, Nowy Jork - tam teraz spotkać go można najczęściej. Gdy obronił pracę dyplomową w 1992 roku, natychmiast spakował walizkę i tyle go na Śląsku widzieliśmy. Profesor Jan Ballarin z katowickiej Akademii Muzycznej, nauczyciel Piotra Beczały, mówi, że jego kontakty z dawnym uczniem są już coraz rzadsze, bo nigdy nie wie, czy on jest jeszcze gdzieś w Europie, czy już w Stanach Zjednoczonych.

- Jest u szczytu swojej kariery, w znakomitej formie, która, moim zdaniem, trwać będzie jeszcze długo. Świadczy o tym dobór repertuaru i troska o głos - dodaje prof. Ballarin. - A barwę głosu ma przepiękną, technicznie jest znakomity. Trudno dopatrzyć się usterek czy błędów.

Luciano Pavarotti, nieżyjący włoski śpiewak operowy (także tenor liryczny), powiedział kiedyś, że głos jest jak... gumka w majtkach: jak się ją raz przeciągnie, to już nigdy nie wróci do poprzedniego stanu.

Śpiewał krótko w chórze

Miłośnicy opery ustawiają Piotra Beczałę w jednym rzędzie z Janem Kiepurą, czasem dodają jeszcze do tego towarzystwa Wiesława Ochmana, bo żaden inny polski tenor nie wspiął się na takie wyżyny zagranicznej kariery. Co śmielsi uważają, że Piotr Beczała to polski następca Luciano Pavarottiego.

Profesor Ballarin dołącza do tej trójki artystów także Bogdana Paprockiego, choć nie lubi w muzyce tych sportowych porównań. Występ wokalistów nie jest aż tak mierzalny. - Każdy z nich jest inny, każdy realizował się w innym czasie - wyjaśnia.

- Kiepura nie był tak wszechstronny jak Piotr Beczała, ale też nikt nie wymagał od niego, by pokazywał się w tak różnym repertuarze.

Miarą sukcesu polskiego tenora jest choćby to, że w ciągu tylko jednego sezonu artystycznego 2013-2014 w Metropolitan Opera w Nowym Jorku wystąpił w dwóch premierowych przedstawieniach - operach: "Eugeniusz Oniegin" Czajkowskiego oraz "Rusałka" Dworzaka [na zdjęciu]. Rzadko się zdarza, by na tej scenie jednemu artyście, w jednym sezonie, powierzano dwie tak ważne role.

Piękny głos to nie wszystko. Piotr Beczała jest wysoki i przystojny. Włoska dziennikarka, która dla telewizji RAI prowadziła transmisję z La Scali w Mediolanie, komentowała: - Patrząc na niego można powiedzieć, że mógłby zagrać w najnowszym filmie o Jamesie Bondzie.

- Był wybijającym się studentem - komplementuje swojego ucznia profesor Ballarin, ale studentów obdarzonych pięknym głosem jest wielu. Nieliczni są potem pierwszymi. Prof. Ballarin przywołuje maksymę włoskiej śpiewaczki: "żeby śpiewać, trzeba mieć także głos". Trzeba się wyróżnić czymś więcej. Co więc wyróżnia Piotra Beczałę? - Intelekt, aparycja, znajomość języków obcych, znajomość stylów muzycznych, pogoda ducha, a także pasja - wymienia Ballarin jednym tchem.

Bez wątpienia Piotr Beczała piął się do celu konsekwentnie i wytrwale. Przecież miał zostać inżynierem. Śpiewał krótko w chórze, ale nigdy nie uczył się muzyki, zanim poszedł na studia. W rodzinnych Czechowicach-Dziedzicach nawet nie było szkoły muzycznej. Nie wybrał politechniki tylko dlatego, że egzaminy do katowickiego konserwatorium odbywały się miesiąc wcześniej. Gdy dostał indeks, nie próbował już zdawać gdzie indziej. - Okay, biorę to - konstatował, mając świadomość braków. Muzyka nie należała do jego tradycji rodzinnej. Musiał wiele nadrobić, ale nie wyglądał na zapracowanego.

Kolega ze studiów wspomina, jak raz szli obok katowickiego hotelu, przed którym stały same superauta. Jak to faceci, zaraz się nimi zainteresowali. - Kiedyś będę jeździł taką bryką - podsumował student Beczała. Nie było w tej wypowiedzi marzeń czy żartów, tylko determinacja.

Przypadek sprawił?

Dziś uwielbia śpiewać, a scena jest jego żywiołem. Ma w dorobku kilkadziesiąt ról operowych. Jak długo uda mu się utrzymać zainteresowanie swoją osobą?

Jan Kiepura, nasz "chłopak z Sosnowca", na miejsce oszałamiającego debiutu wybrał Wiedeń. Potem podtrzymywał swoją legendę, śpiewając z dachów aut i hotelowych balkonów. Nasz "chłopak z Czechowic-Dziedzic" zaraz po studiach wskoczył na scenę prowincjonalnego Linzu. Tam poznał repertuar dla tenora lirycznego, tzn. takiego gatunku głosu, jakim rozporządza. Doskonalił kunszt u najlepszych pedagogów. Przypadek sprawił, że mógł zaśpiewać, w zastępstwie, w szwajcarskim Zurychu. I dostał tam kontrakt.

W 2006 r. zadebiutował w mediolańskiej La Scali. Trzy lata później w Metropolitan Opera w Nowym Jorku w ostatniej chwili zastąpił przeziębionego meksykańskiego gwiazdora i jego kariera nabrała nowego rozpędu. Spektakl transmitowany był w 35 krajach. W Metropolitan Opera często występuje z najwybitniejszą diwą naszych czasów - Anną Netrebko, rosyjską sopranistką. Widzieliśmy ją w zjawiskowej sukni, jak śpiewała podczas otwarcia igrzysk w Soczi.

Piotr Beczała występował też w operach Amsterdamu, Brukseli, Paryża, Wiednia, na festiwalu w Salzburgu, gdzie zadebiutował w 1997 r. i odtąd gości tam corocznie.

Pod koniec ubiegłego roku wystąpił również w najważniejszym spektaklu roku w teatrze La Scala w Mediolanie - operze "Traviata" Giuseppe Verdiego i wykonał główną partię męską. Publiczność jest tam niesłychanie wymagająca, a media skrupulatnie liczą długość owacji po premierze. Spektakl reżyserował Rosjanin Dmitrij Czerniaków, który również był autorem scenografii.

Taki los artysty

Wielbiciele wysmakowanej muzyki są wrażliwi i też mają swoje humory. Choć w czasie końcowej owacji dominował entuzjazm, media doniosły, że Beczała został wybuczany przez tę część publiczności, która jest przywiązana do tradycji. A inscenizacja "Traviaty" była dość śmiała. Poza tym we włoskiej operze może śpiewać... wyłącznie Włoch. Wprawdzie z innych części sali dały się słyszeć głosy, że to niezadowolenie było pod adresem reżysera, a nie wykonawcy, ale po występie Piotr Beczała napisał na swoim Facebooku, że pierwszy raz w karierze został wybuczany i nie zamierza więcej tam występować, a w ogóle w La Scali powinni zatrudniać tylko Włochów. - Arrivederci - dodał. Do Włoch odtąd pojedzie już tylko na wakacje.

Sprawę załagodzono, kierownictwo La Scali przeprosiło artystę za przykrość.

- Wokalnie nie ma sobie nic do zarzucenia - twierdzi prof. Ballarin.

Recenzenci też pisali o Beczale pozytywnie. Premierę w La Scali transmitowało 11 światowych stacji telewizyjnych i 14 rozgłośni radiowych. Łączną liczbę widzów oszacowano na około miliona.

Nie ulega wątpliwości, że Piotr Beczała zdobył uznanie w świecie jako czołowy tenor liryczny naszych czasów. Nie tylko dzięki sile i barwie głosu, ale też za sprawą gry aktorskiej. Nie sięga po żadne muzyczne gadżety, by przypodobać się widowni. - Nie przekłuję uszu i nie wepnę kolczyków, by zwrócić na siebie uwagę - przekonuje. Unika śpiewania do mikrofonów w parku czy na stadionie, bo to odbywa się kosztem poziomu artystycznego. Nie potrzebuje takich występów.

- Zawód muzyka zawsze był i będzie zawodem międzynarodowym - powiedział Beczała w jednym z wywiadów. - Nikt się nie dziwił, kiedy Kiepura wyjechał do Wiednia, choć wówczas było to łatwiejsze, bo ówczesny warszawski Teatr Wielki był znacznie bardziej otwarty na świat. Myślę, że każdy musi iść swoją drogą, zaufać instynktowi i starać się wyciągać jak najwięcej korzyści dla siebie, by później mogli z tego korzystać inni.

Dlatego najczęściej możemy go usłyszeć i zobaczyć podczas telewizyjnych transmisji oper czy koncertów, w programach TVP Kultura. Od początku zagranicznej kariery w 1992 roku Piotr Beczała wystąpił w Polsce bodaj trzy razy, m.in. w Teatrze Wielkim w Warszawie i w Poznaniu. Na Śląsku ani razu. - Ponad rok temu złożyłem artyście propozycję występu w naszym teatrze. Szuka dogodnego terminu w swoim kalendarzu - mówi Tadeusz Serafin, dyrektor Opery Śląskiej.*

Teresa Sernik
Polska Dziennik Zachodni
15 lutego 2014
Portrety
Piotr Beczała

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia