Nasza bezdomność jest dla nas korzystna

rozmowa z Rafałem Rutkowskim

Rozmowa z Rafałem Rutkowskim

M.B. Stworzył pan wspólnie z Michałem Walczakiem dwie sztuki komediowe: „To nie jest kraj dla wielkich ludzi" oraz „Ojca polskiego", którego zobaczyliśmy podczas III KKK. Jak doszło do waszej współpracy?

R.R. Zawsze uważałem Michała Walczaka za świetnego dramaturga. Do naszego pierwszego spotkania doszło w trakcie produkcji „Śpiącej królewny" - bajki, którą napisał we wczesnych latach swojej młodości. Potem zależało nam, żeby napisał jakiś tekst dramatyczny dla Teatru Montownia. Jednocześnie poznając Michała, zorientowałem się, że mamy podobne poczucie humoru i podobnie patrzymy na rzeczywistość. Nasze rozmowy doprowadziły do tego, że wpadliśmy na pomysł wspólnej realizacji teatralnej. Najpierw zrealizowaliśmy „To nie jest kraj dla wielkich ludzi" w klubie Chłodna w Warszawie, a potem zdecydowaliśmy się zrobić coś dla szerszej publiczności i weszliśmy na scenę w Teatrze Polonia Krystyny Jandy.

M.B. Czy planują panowie kolejne przedsięwzięcie teatralne?

R.R. Pewnie tak... Minął rok od premiery „To nie jest kraj...", a potem powstał „Ojciec polski". To było półtora roku bardzo intensywnej, intelektualnej pracy, by wymyślić te dwa one-man shows. Ta praca nas bardzo „wypruła" i zmęczyła na tyle pozytywnie, bo przecież nie negatywnie, że, póki co odpuszczamy. W tym temacie chcielibyśmy zachować świeżość i być może za rok znowu coś wspólnie zrealizujemy. Natomiast nie ukrywam, że wiążę z Michałem nadzieję na inny rodzaj działalności artystycznej, na przykład stworzenie sztuki dramatycznej dla Teatru Montownia. Cały czas o tym myślimy i jesteśmy na to otwarci.

M.B. Teatr Montownia jest od 2007 roku teatrem bez sceny. Tego rodzaju bezdomność zakłada pewną specyfikę pracy i funkcjonowania teatru.

R.R. Po czternastu latach pracy w tym teatrze stwierdzam, że nasza bezdomność jest dla nas korzystna. Mieliśmy przez dwa lata własne miejsce w Warszawie, ale z naszą filozofią uprawiania sztuki, mentalnością i rodzajem aktywności to się nie sprawdziło. Obecne nasze funkcjonowanie ma sporo plusów. Dzięki brakowi sceny jesteśmy giętką grupą teatralną, potrafimy dostosować się do każdej przestrzeni. Nasza mobilność sprawia, że potrafimy zagrać nasze spektakle wszędzie i w każdych warunkach - wymyślamy projekty do miejsc, albo odwrotnie. Minusem jest kłopot z eksploatacją naszych sztuk.

M.B. Ale tu na ratunek przychodzi druga już edycja Festiwalu „The best of Montownia" w Warszawie.

R.R. Tak, a oprócz tego dawna siedziba kina Ochota, gdzie dziś jest Och-Teatr, stanie się dla nas rezydencją, w której będzie można oglądać nasze spektakle w Warszawie. To jest swoisty powrót do czasów, gdy zaczynaliśmy naszą współpracę jako Montownia w Teatrze Powszechnym. Bardzo jednak stęskniliśmy się za własnym kątem, gdzie moglibyśmy wystawiać własne spektakle. Przez tyle lat działaliśmy bez sceny, bo jednak finanse i to całe myślenie pozaartystyczne nas zjadało.

M.B. Patrząc na pana dorobek artystyczny, widać, że jest pan przede wszystkim aktorem komediowym. Czy jako odbiorca jest pan zwolennikiem śmiechu czy powagi w teatrze?

R.R. Lubię dobry teatr - to kwestia podstawowa. Prywatnie bardzo lubię się śmiać. Upatruję też w tym własnej filozofii patrzenia na świat, zatem nie tylko lubię uprawiać komedię, ale też chętnie poddaję się rozśmieszaniu. W teatrze, ale też w kinie i literaturze liczy się przede wszystkim pasja opowiadania. Jeżeli to się pojawia, to ja wtedy mówię „tak". Dlatego też nie mam takiego rozgraniczenia, że coś trawię lub nie. Myślę, że jako widz jestem dość naiwny i stosunkowo łatwo we wszystko się wciągam, to dotyczy zarówno bajek dla dzieci, jak i dla tych większych dzieci - czyli dorosłych.

M.B. Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Bryl-Sikorska
Dziennik Teatralny Katowice
1 lutego 2010
Portrety
Rafał Rutkowski

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia