Nawet sława nie zwalnia od myślenia

rozmowa z Peterem Brookiem

Peter Brook, słynny reżyser, gość festiwalu we Wrocławiu, mówi o kulturze pop, Baracku Obamie i bin Ladenie.

Śmierć Jacksona i towarzysząca mu ogólnoświatowa rozpacz prowokują do oceny współczesnej kultury pop. Szekspir, którym od dawna się pan zajmuje, był bożyszczem mas, podobnie jak Presley, Beatlesi, Madonna i Michael. Ale czy da się ich porównać?

Peter Brook: Niestety nie. Popkulturę można kochać, i to jest zrozumiałe, bo wyraża ludzkie emocje. Trudno jednak padać przed nią na kolana i przypisywać nadzwyczajne wartości, skoro sama uważa się za niepoważną, ogranicza do zabawy i rezygnuje z refleksji nad światem. Szekspir potrafił się przypodobać plebsowi wulgarnymi żartami, a jednocześnie był wrażliwym poetą odkrywającym największe tajemnice ludzkiej natury. Tak zwane ikony popkultury tego nie potrafią. 

Co sądzi pan o Michaelu Jacksonie?

Miliony fanów przeżywają żałobę. To nie jest dobry czas na szczerą rozmowę na ten temat.

Kiedy kultura pop zaczęła się infantylizować?

Myślę, że 30 lat temu. Muzyka popularna, która była wyrazem buntu, stała się pustą, komercyjną rozrywką. Wciąż zdarzają się dzieła perfekcyjne. Problem polega na tym, że zarówno ich twórcy, jak i odbiorcy popadają w samozadowolenie. Zamiast myśleć, usypiają umysł. Odwołam się do Jerzego Grotowskiego. W pewnym momencie musiał zdecydować, czy chce być popularny. Wybrał małą grupę odbiorców i współpracowników, bo nie chciał rozmieniać na drobne swoich ideałów. Nie chciałbym jednak przekreślać całej popkultury. Rap był inspirujący. Do czasu, gdy się skomercjalizował. Ale kiedy coś upada, kiełkuje nowe.

W teatrze mamy fascynację multimediami. Nie nudzi pana ich nadmiar?

Nudzi, podobnie jak nagość i seks. Wszystko to, co jest powtarzane. Użyłem multimediów dwukrotnie. Za trzecim razem nie miałem sumienia. Z ekranami w teatrze jest podobnie jak ze scenografią. Na scenie powinno być tylko to, co niezbędne.

O czym powinien dziś opowiadać teatr?

Ważniejsze od dawania gotowych odpowiedzi jest stawianie trudnych, egzystencjalnych pytań. Zrobiłem spektakl "Warum warum". Cokolwiek się zdarzy, warto pytać: "Dlaczego?". Moja "Mahabharata" mówiła o tym, że ambicja, rywalizacja, destrukcja są częścią ludzkiej natury. Ale ważniejsze było pytanie, dlaczego człowiek i świat są warci ocalenia.

Jest taki współczesny polityk, którego chciałby pan pokazać w swoim teatrze?

Myślę, że Nelson Mandela. Warto o nim opowiadać, ponieważ potrafił wyrzec się przemocy. Zrezygnował z rewolucji na rzecz pokoju, ale nie miał też złudzeń, że odniósł pełen sukces. Teraz wiążę nadzieję z Obamą. Niestety, jest otoczony ludźmi, którzy nie myślą o przyszłości świata, tylko o swoich interesach. Tym bardziej powinniśmy trzymać za niego kciuki.

A Jan Paweł II?

Nienaganna postać. Wzór. Każdy to czuł. Warto podążać jego śladami.

Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie powstał poważny spektakl o bin Ladenie. Co pan o nim myśli?

Pewnie miał rację, zauważając niesprawiedliwości współczesnej polityki. Niestety, przypomina Wielkiego Inkwizytora z "Braci Karamazow" Dostojewskiego. Uważał on, że ludzie są niedoskonali i zamiast czystej miłości Jezusa potrzebują silnej władzy. Mocnego człowieka, który nie waha się użyć terroru, by wprowadzić w życie wielkie ideały. To droga donikąd.

Na długo przed tym, zanim multikulti stało się modą, poszukiwał pan wartości w pozaeuropejskich kulturach i religiach. Dlaczego?

Nigdy nie wierzyłem w to, że jest tylko jedna prawda, teoria czy dogmat, które mogą wyjaśnić złożoność świata będącego mozaiką zbudowaną z wielu sprzecznych elementów. Kiedy fragment nazywamy całością – dokonujemy manipulacji. Religijność staje się fanatyzmem, patriotyzm – nacjonalizmem. Sufijski mistyk Tierno Bokar, o którym będę robił we Wrocławiu spektakl "Eleven And Twelve", zróżnicowanie świata i ludzkości porównywał do tęczy. Masakry zazwyczaj zaczynają się od sporów w rodzaju, czy ważniejszy jest kolor żółty czy zielony.

Jak ułożą się relacje między islamem i światem zachodnim?

Tylko wzajemny szacunek może nas uratować. Jeśli się nie porozumiemy, to znaczy, że wygrała głupota. Czy to nie dziwne, że dwie cywilizacje, które odwołują się do tego samego przykazania: "Nie zabijaj", żyją w stanie wojny?

Który z młodych reżyserów zachwycił pana ostatnio?

Nie chciałbym kogoś pominąć, nauczony doświadczeniem, że był czas, kiedy nie wiedziałem nic o Jerzym Grotowskim. Do czasu, gdy znajomi wysłali mnie do Wrocławia. Ostatnio mam nowego przyjaciela z Polski. Krzysztof Warlikowski będzie w moim teatrze wystawiał "Tramwaj zwany pożądaniem".

Peter Brook

Urodził się w 1925 r. w Londynie, jest jednym z najwybitniej szych reżyserów teatralnych na świecie. Twórca i wieloletni szef Royal Shakespeare Company, gdzie wystawił "Króla Leara", "Sen nocy letniej", "Miarkę za miarkę". Od 1974 r. kieruje paryskim Théatre des Bouffes du Nord, tam powstała m.in. słynna "Mahabharata". Reżyserował też w operze, realizuje filmy.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
29 czerwca 2009
Portrety
Peter Brook

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia