Nawet w Ameryce tęskniłem do Olsztyna

Rozmowa z Jarosławem Borodziukiem

- Chciałbym, żeby telewizja kontynuowała seria "Rozlewisko". W ostatnim sezonie występowałem we wszystkich - z wyjątkiem jednego - odcinkach. Gram Zabielskiego, który lubi wypić i łowi ryby mówi Jarosław Borodziuk, aktor Teatru im. S. Jaracza.

Rozmawiamy tuż po kolejnym przedstawieniu "Stawiam na Tolka Banana" Kogo pan w nim gra?

- Dwie role - milicjanta z dolepionymi wąsami i Jokera.

Jokera? Co on robi w "Tolku"?

- To postać wprowadzona przez reżysera. Pojawiam się niespodziewanie z pomalowaną twarzą. Wyglądam jak Joker w filmie o Batmanie i opowiadam chłopakom o Tolku, Mówię, że Tolek Banan to Kuba Wojewódzki, to Jurek Owsiak, to Cristiano Ronaldo. Potem podchodzę do młodzieży i mówię "Sie ma wiara! Czekacie na Tolka Banana? Macie do niego jakąś sprawę? No problem. Tolek dużo może, Tolek to jest gość. Tolek zawiesił się w czasie. Nigdy nie zostanie starym zgredem. Ogarnia temat". Wołam go, by przybył na betonowe wrzosowiska, na popegeerowskie wsie,

Trochę ta reżyserska wizja różni się od oryginału. Czytał pan książkę Adama Bahdaja?

- W dzieciństwie. I oglądałem też film. Do dzisiaj, gdy słyszę melodię z czołówki, to się wzruszam, Wtedy, pamiętam, że czekałem na każdy odcinek serialu. Zasiadałem przed telewizorem i bardzo przeżywałem przygody bohaterów filmu,

To było w Kętrzynie?

- W Kętrzynie, Tam chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 4 i do liceum ogólnokształcącego.

I pewnego dnia postanowił pan, ze zostanie aktorem?

- Od dziecka lubiłem występować i oglądać filmy. W 1968 roku napisałem do Kalifornii list z jednym zdaniem po polsku: "Proszę, przyślijcie mi zdjęcie aktorów Bonanzy z autografami*. I dostałem! Kolorowe zdjęcie z podpisami. To była sensacja w Kętrzynie. Jak wszyscy oglądałem też "Stawkę większą niż życie". Czy mogłem przypuszczać, że kiedyś będę siedział w tej samej garderobie z Emilem Karewiczem - Brunerem?! Zagrał gościnnie na scenie naszego teatru w "Podróży do Wenecji"

A dlaczego łubił pan występować? Dzieci są zazwyczaj nieśmiałe.

- Jak wychodziłem na scenę, czułem radość z tego, że mogę zaśpiewać, powiedzieć wierszyk. Sprawiało mi to dużą przyjemność. Występowałem na akademiach, konkursach recytatorskich jeszcze w podstawówce. A w liceum byłem w kółku recytatorskim. Występowałem z okazji różnych wydarzeń, a najbardziej lubiłem Dzień Kobiet.

Bo?

- ... mogłem poszaleć i mówić fragmenty felietonów Wiecha.

Ale przecież ich bohaterem jest Walery Wątróbka i jego kumple, a nie kobiety.

- A Gienia, jego żona i ich małżeńskie perypetie? To są bardzo śmieszne historie. Muszę powiedzieć, że koledzy z liceum, a wielu z nich mieszka w Olsztynie, do dzisiaj wspominają moje występy w berecie pożyczonym od ojca. Miałem też siatkę na zakupy. Bywało, że z dnia na dzień uczyłem się szybko dwóch trzech stron na pamięć, żeby móc wystąpić w tej roli. Bardzo to lubiłem.

Jakie było pana liceum?

- Fajne, Chyba z 60 lekarzy w Olsztynie skończyło moją szkołę. Była klasa, z której na 28 zdających na medycynę, 26 osób się dostało,

A na aktorstwo ktoś, oprócz pana, poszedł?

- Jeszcze jedna dziewczyna. Dostałem się do szkoły w Białymstoku i spędziłem tam cztery ciekawe lata, choć miałem bardzo dużo pracy - 56 godzin zajęć tygodniowo. Nie tylko trzeba było ćwiczyć etiudy i uczyć się tekstów. Przez dwa lata było obowiązkowe pianino, a gitara przez rok.

To nic dziwnego, ze mógł pan wy stępować w kabarecie Wanna, który działał przy teatrze, i śpiewać...

-... słynne "Cukierki dla panienki" i "Balladę z trupem". Wtedy zobaczył mnie Adam Hanuszkiewicz i powierzył rolę Pana Młodego w swojej inscenizacji "Wesela"

Ten dzisiejszy teatr bardzo się zmienił w porównaniu z tym sprzed 20 lat, prawda?

- No tak, młodzież się dorwała, ale to nieuniknione.

W czym pan teraz gra oprócz Tolka?

- W "Królowej ciast", z którym w maju jedziemy do Poznania na VI Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi - Ojcowie. Mam tam bardzo ciekawą postać do zagrania - nauczyciela, który wizytuje bardzo trudną rodzinę. Okazuje się jednak, że i on nie jest taki, jakim się wydawał na początku.

Ile łat pracuje pan w olsztyńskim teatrze?

- Prawie trzydzieści! Wiele w tym czasie się w moim życiu działo, zagrałem wiele ról i spotkałem wiele ciekawych osób.

Na przykład?

- Na przykład Stefanię Domańską, reżyserkę starej szkoły, bardzo wymagającą, ale niezwykle życzliwą. Pamiętam, że kiedyś wzięła mnie na rozmowę i pytała, co chciałbym zrobić ze swoim życiem, czy nie chciałbym wyjechać gdzieś dalej.

Z Olsztyna? A pan powiedział, ze nie?

- No, Powiedziałem, że tutaj się dobrze czuję, że lubię Olsztyn, że niedaleko mam rodziców, I to wszystko prawda.Ale raz pojechałem nawet z kolegą na rozmowę w sprawie pracy do Gdyni, Wszedłem do gabinetu dyrektora teatru i powiedziałem "Dzień dobry, ale ja nie chcę u pana pracować". Potem on mówił mojemu koledze "Dziwny ten Borodziuk".

Rzeczywiście, trochę dziwny.

Ewa Mazgal
Gazeta Olsztyńska
2 maja 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia