Nic nie boli - czego chcieć więcej?

Nie jest łatwym zadaniem opowiedzieć o śmierci dowcipnie i bez patosu, jednak poważnie i ujmująco. Równie ciężko jest ukazać na scenie miłość i głębokość uczuć, unikając dosłowności i banału, lecz przekonująco i prawdziwie. W pełni udaje się to jednak Piotrowi Cieplakowi w "Szczęśliwych dniach" na podstawie dramatu Becketta.
Winnie i Willie żyją z dala od ludzi, codziennie stopniowo oswajając śmierć. Zdają sobie sprawę, że większość życia mają już za sobą. Teraz liczą się drobne rzeczy: krótka rozmowa, przeczytana gazeta, wspomnienie młodości. Spektakl rozpoczyna się od pobudki Winnie, która z pełnym entuzjazmem mówi, że prawie nic ją nie boli, więc jest pięknie, zapowiada się kolejny szczęśliwy dzień. Radość sprawia uczesanie się, założenie kapelusza, przeczytanie napisu. Zdaje się, że w pełni akceptuje swój los, godzi się na sytuację, w jakiej się znalazła. Oglądanie tych scen, w których małżeństwo, pomimo swych drobnych dziwactw, pokornie przezwycięża swe drobne słabości i napawa się życiem, ma w sobie coś wzruszającego. Spektakl podzielony jest na dwie części. W pierwszej oglądamy codzienne życie Winnie i Williego, które coraz bardziej ukazuje swe niedociągnięcia. Winnie nieraz narzeka, że od lat nikt nie przechodził koło miejsca ich zamieszkania, że nie może porozmawiać z mężem. "O tak, gdybym potrafiła tylko być sama, to znaczy gadać sobie nie zważając, czy słucha mnie kto, czy nie". Te słowa jednak wypowiada przede wszystkim.do siebie. Potrzeba miłości i komunikacji jest w niej niezwykle silna, wciąż zasypuje Williego pytaniami o to, czy dawniej go pociągała. Odczuwa potrzebę chociażby wspomnień swej urodziwości. Wspomnienia to bowiem już niemal wszystko, co jej pozostało. W drugiej części Winnie mówi do męża, którego nie ma. Bez niego już nie potrafi sobie poradzić. Ta pozornie silniejsza, władcza postać jest samotna, krucha, okazuje się, że istniała tylko dzięki tej drugiej osobie. Dopiero kiedy zabrakło u jej boku Williego, zdaje sobie sprawę, jak bardzo go kochała, jak silnie emocjonalnie była z nim zżyta, niemal zrośnięta. Willie pojawia się nagle, niczym anioł. Czołga się ku swej żonie, chcąc ją jeszcze raz pocałować. Być może jest to ostatni pocałunek, którym chce zabrać ją ze sobą. Cechą charakterystyczną dla teatru Cieplaka jest scenografia. Reżyser stawia na prostotę i brak efektów. Przestrzeń jest neutralna, a najważniejszą rolę w tym przypadku pełni duże okno, przez które wpada światło, którego intensywność informuje nas o porze dnia. Daje to ciekawy wizualnie efekt. Także ilość rekwizytów została zminimalizowana, przez co Cieplak tworzy niemal teatr rzeczy. Każdy pojedynczy przedmiot jest istotny, ma swój cel i sens. Scenografia Andrzeja Witkowskiego stawia na umowność. Rozpad, ruina świata, życia czy międzyludzkich relacji, przekłada się na rozpad scenografii. Ogromna, pusta przestrzeń wokół bohaterów podkreśla ich samotność. W tle stoi tylko stary rower - symbol dawnego życia, przedmiot - wspomnienie. Cieplak zawsze stara się wydobyć głębię nawet z pozornie prostego tekstu, poszukuje metafizyki w słowach, relacjach, prostych gestach. Unikając teatru efektownego, czy raczej efekciarskiego, pokazuje, że we wszystkim możemy znaleźć elementy sacrum. Eksperymentował z takim pozornie niepociągającym teatrem, np. w "Księdze Hioba". Tutaj najważniejsze są partytury, duży nacisk kładzie się na istotę słowa, gra teatralna zredukowana jest do minimum. Podobnie jest w "Szczęśliwych dniach". To rytmika ruchu, mowy, scen ukazuje codzienne spokojne zmagania z kolejnym dniem. Winnie nie chodzi, a Willie niemal nie mówi. Tutaj ważniejsze jest jednak to, co niewypowiedziane. W niemałym stopniu powodzeniu przedstawienia przysłużyli się aktorzy. Krystyna Janda w roli Winnie jest wyjątkowo przekonująca. W kobiecie mającej cechy twardej dominatorki, ukazała delikatność i wrażliwość. Zaznaczyła śmieszność bohaterki, jednak nie strywializowała jej osoby. Jerzy Trela jako Willie porusza się z trudem, jest zdominowany przez żonę, chorobę, życie. Jedną z piękniejszych scen w spektaklu jest piosenka śpiewana żonie przez Williego. Przekazuje jej w ten sposób więcej, niżby z pewnością powiedział - jest w tym miłość, zrozumienie, pełne oddanie. Cieplak wpisał się swym spektaklem w myślenie Becketta o teatrze minimalnym. Beckett doceniał możliwości kreacji scenicznej, jakie stwarza najnowsza technika, lecz była ona jedynie medium do ukazania umysłowości i emocjonalności. Redukcję traktował jako metodę dociekania istoty rzeczy. "Pełen zasług, niemniej poetycko mieszka/ człowiek na tej Ziemi" tymi słowami Fryderyka Hölderlina można określić credo Becketta, jak i samego spektaklu. To, co określa istotę człowieka, to zdolność do stanowienia rzeczy, których pozornie nie ma - istot boskich, będących fundamentem bytów przemijających. Teatr Polonia w Warszawie Samuel Beckett "Szczęśliwe dni" przekład: Antoni Libera reżyseria: Piotr Cieplak scenografia: Andrzej Witkowski Obsada: Krystyna Janda i Jerzy Trela Premiera: 12 stycznia 2007r.
Magda Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
19 grudnia 2007

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia