Nici z "Ziemi obiecanej"

"Ziemia obiecana" - Teatr im. Słowackiego w Krakowie

"Ziemia Obiecana" Kościelniaka jest kolejną próbą artysty (z pewnością bardziej udaną niż "Śluby") stworzenia czegoś pomiędzy teatrem dramatycznym a muzycznym. Dialogi przeplatane są pięknym śpiewem, klasyczny ruch sceniczny z nie do końca udanym tańcem, a wszystkiemu towarzyszy barwna estetycznie muzyka Piotra Dziubka

Połączenia, choć ciekawe w odbiorze, mogą jednak w pewnych momentach sprzykrzyć się widzowi swoją nachalnością. Dlatego ciężko jednoznacznie zaklasyfikować sztukę jako dobrą lub złą, bo ciężko zaklasyfikować ją jakkolwiek. Czy taka innowacyjność teatralna daje prawo do tego, żeby nazwać reżysera twórcą nowego gatunku? Czy raczej Kościelniak dopiero poszukuje własnej artystycznej drogi?

Tak jak dramat z musicalem, tak tradycja z nowoczesnością idą tu ze sobą w parze. Artysta bowiem podjął się zaadaptowania na scenie XIX-wiecznej powieści „Ziemia Obiecana” naszego noblisty Władysława Reymonta. Bohaterami jest trójka przyjaciół (Polak - Karol Borowiecki, Niemiec – Max Baum i Żyd – Moryc Welt), którzy choć różnią się pochodzeniem i obyczajami, postanawiają wspólnie założyć fabrykę w prężnie rozwijającej się kapitalistycznej Łodzi.

Łodź Reymonta i Łodź Kościelniaka to dwa odmienne oblicza miasta, które jednak w sztuce łączą się ze sobą na poziomie doświadczeń mentalnych ludzi. To scalenie światów stało się możliwe poprzez to, że my jako ludzie nie zmieniamy się tak bardzo. Choć rzeczywistość pędzi ku ciągłemu rozwojowi – to nami wciąż kierują podobne jak dawniej mechanizmy, instynkty. Biegniemy do celu, poświęcając wszystko co ważne, bierzemy udział w chorym wyścigu szczurów tylko po to by dowiedzieć się, że od początku byliśmy na przegranej pozycji. Chcąc ukazać ten smutny morał w swojej społecznej wizji, reżyser postawił raczej na mocną metaforykę i symbolizm scen niż na sceniczne dodatki (nie uświadczymy zbytecznej scenografii, panuje tu raczej surowość wnętrz, a tło tworzą płachty, na których wyświetlane są kolejne obrazy).

Reżyser wzorując się na brzemiennej w prawdy życiowe klasyce, stara się dodać do niej szczyptę dzisiejszego spojrzenia na rzeczywistość, w czym świetnie odnajdują się przede wszystkim młodzi aktorzy ze swoją żywiołowością i pomysłowym rysunkiem postaci. Ale: czy teatr polski potrzebuje wciąż takich rozwiązań? Czy Reymont musi ożyć na scenie żeby pokazać jak jest teraz? Nie wiem.

Ale wiem, że są w sztuce momenty naprawdę ważne, jak na przykład zgrabnie ukazana symboliczna scena zaplątania jednego z bohaterów w nici, która aż się prosi o przywołanie słów z wiersza Różewicza: „To tylko tysiąc nici tysiąc słabych przywiązali go tysiącem nici do tego świata ściętego toporem (…) udawał że nie czuje tych nici słabych (…) zostawił te wszystkie powiązania odszedł ciągnąc za sobą sieć”. Siec u Kościelniaka oznacza śmierć.

Karolina Kiszela
Dziennik Teatralny Kraków
29 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...