Nici z nauki, nici z rozkoszy

"Kamasutra. Nauka rozkoszy" - reż. Aldona Figura - Teatr Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego w Warszawie

Czym jest "Kamasutra" wie chyba każdy. Bo "Kamasutra" to dzieło od kilkuset lat owiane legendą. Oryginalny tekst, spisany w sanskrycie, jest autorstwa Vtsyyany Mallanagi. To traktat o seksualności człowieka, będący jednocześnie dziełem filozoficznym.

Teatr Na Woli prezentuje spektakl "Kamasutra. Nauka rozkoszy". Przekładu "Kamasutry" dokonał Maria Krzysztof Byrski, a autorką adaptacji jest Edyta Duda-Olechowska.

To, co zaprezentował warszawski Teatr na Woli jest spektaklem będącym próbą zrelacjonowania "Kamasutry". To próba bardzo prosta, nieporadna, bez pomysłu dramaturgicznego. Ta dziwna "nauka rozkoszy" nikomu satysfakcji raczej nie da. Nie da zadowolenia ani stałej publiczności teatralnej o wyrobionym smaku, ani publiczności tłumnie przybywającej na kolejne pogadanki polskiego guru w sprawach sexu, czyli Pana Tomasza Kota (będącego niewątpliwym filarem Teatru, który dumnie zwie się "Palladium"). Z "Sex guru" sprawa jest jasna i prosta. Nie warto o tym "spektaklu" pisać. Gorzej jest z "Kamasutrą", bo i - budzący emocje - tekst nie byle jaki, i scena teatralna z tradycjami.

Twórcy z Teatru Na Woli wyraźnie nie mogli zdecydować się, kto ma być docelowym odbiorcą spektaklu. Ani starsi, a tym bardziej studenci czy też młodzież szkolna, niczego nie wyniosą z tej dziwnej lekcji.

Owszem, scenografia, autorstwa Jana Kozikowskiego, całkiem przyjemna dla oka, nawet przypadła mi do gustu. Kolorystyka ładna, łoże ogromne i z pewnością wygodne. Ale z łoża tego wiało nudą wielką, nawet gdy hulali w nim: Małgorzata Rożniatowska, Joanna Jeżewska, Maria Dejmek, Zdzisław Wardejn, Marcin Sitek oraz Kamil Siegmund.

Spektakl bez pomysłu, bez dramaturgii, bez możliwości wykazania się grą aktorską. Małgorzata Rożniatowska (jak zawsze) potrafiła parę razy rozśmieszyć publiczność. Ale czy te rozpaczliwe próby ratowania przedstawienia mają sens? Publiczność przedstawienia premierowego była wyraźnie zażenowana. Żal mi aktorów, nie żal autorki adaptacji i reżysera, Pani Aldony Figury.

Choreograf, Pani Anna Iberszer, robiła wszystko, by przedstawienie ożywić i urozmaicić, ale i te wysiłki spełzły na niczym.

Odnoszę wrażenie, że autorka adaptacji nie tylko nie miała koncepcji, ale i nie do końca zrozumiała istotę "Kamasutry". Tekst został wyprany nie tylko z warstwy filozoficznej, ale i z warstwy erotycznej.

Szkoda, że przeniesienie "Kamasutry" na deski sceniczne momentami może być odczytane jako drwina z tekstu tak głęboko osadzonego w kulturze indyjskiej.

Otrzymaliśmy jedynie surogat słodyczy. Namiastkę cukierka owiniętego w tani celofan. Ani cukierka tego dokładnie nie zobaczyliśmy, ani polizać też go nam nie było dane.

Kujawskiv
Teatr dla Was
29 stycznia 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia