Nie chcę biegać z transparentem

Rozmowa z Adamem Nalepą

Z Adamem Nalepą [na zdjęciu], reżyserującym w Teatrze Wybrzeże "Czarownice z Salem" Arthura Millera, rozmawia Jarosław Zalesiński:

W "Czarownicach" zawsze zastanawia mnie, co jest sprężyną, uruchamiającą ten diabelski mechanizm...

- My też próbowaliśmy rozsupłać węzeł stworzony przez Millera. Staraliśmy się umotywować postępowanie każdej postaci. Na przykład mała Betty. Jest dzieckiem, tańczyła w lesie ze starszymi koleżankami, prawdopodobnie piła alkohol. Przyłapał ją na tym ojciec. Rozchorowała się po tym czy udawała? W sztuce mówi: Nie chcę zawieść ojca.

Kłamstwa małej dziewczynki, ze strachu przed ojcem, byłyby początkiem zła?

- Chciałem to tak pokazać. Kolejną osobą jest Parris, pastor, który ma w tej społeczności bardzo kiepską pozycję. Widząc, co się dzieje z jego córką, na wszelki wypadek ściąga Hale'a, zajmującego się egzorcyzmami. I od tego zaczyna się mówienie o czarownicach - skoro przyjechał egzorcysta. Można by też wskazać na Titubę, która broniąc się przed oskarżeniem o czary, zaczyna oskarżać innych. Tylko czy tą sprężyną są ludzie, czy raczej czasy, w których tak łatwo było rzucić posądzenie o czary? Tylko jakie to czasy? Wiemy, że Miller opowiadał o latach

50. w Ameryce, ale nie przenosił ich do dramatu w skali 1:1, W naszym przedstawieniu nie odwołujemy się ani do maccartyzmu w Ameryce w latach 50., ani do czasów czarownic z Salem. Dla mnie sztuka Millera jest wielką alegorią. Przypomina mi mój ulubiony teatr antyczny. W sztuce pada na przykład takie zdanie: Być może nie ma tutaj nikogo dobrego. To wątpliwość aktualna w każdym czasie...

Można by się też zastanowić, jak jest z tym dzisiaj.

- Na próbach rozmawialiśmy o konkretnych, współczesnych nam sytuacjach, ale w przedstawieniu starałem się tego rodzaju prostej aktualności unikać.

A jakie to były sytuacje?

- Opowiem może o innej, własnej. W domu, w którym mieszkam, nie podpisałem jakiś czas temu petycji o zburzenie znajdującego się w sąsiedztwie komina - bo mnie ten komin nie przeszkadza. I nagle połowa mieszkańców domu przestała ze mną rozmawiać. Stałem się persona non grata tylko dlatego, że chciałem pozostać neutralny.

Zbiorowość, która wyklucza kogoś z byle powodu - to działa zawsze tak samo?

- A nie działa tak dzisiaj? W "Czarownicach" taką neutralność stara się zachować Proctor. Z żoną zabarykadowali się w swoim małym azylku. Ale wielkie tsunami szaleństwa dopływa w końcu i do ich domu, porywa ich. Nie jest możliwe bycie neutralnym, bo jesteś albo z nami, albo przeciwko nam. Szczególnie w tym kraju.

Czyli polskie zabarwienie będzie w tym spektaklu?

- Jest, ale bardzo subtelne. Nie chciałem biegać z transparentami, sugerować jakiś kontekst polityczny czy religijny. Podsuwając publiczności jedną interpretację, zamykałbym ją na inne.

Czyli to spektakl otwarty na pokazywanie tego, co w ogóle może się dziać między ludźmi, a nie tylko w czasach polowań na czarownice?

- To sztuka o człowieku, który jest, jaki jest, od początku swojego istnienia.

Ale polskie zabarwienie jednak będzie. Ryzykuje Pan więc tym samym, czym zaryzykowała Izabela Cywińska, wystawiając "Czarownice" w 2007 roku.

- Właśnie, że nie. Cywińska w wywiadach tyle naopowiadała, że to sztuka o tym, jak PiS jest przeciwko PO, że nikt w tej inscenizacji nie dopatrzył się już niczego innego. Dlatego celowo nie używam słów, o których rozmawialiśmy na próbach.

Ale dziennikarze są wścibscy, więc dopytam: Czy tak jak spektakl Cywińskiej był próbą rozrachunku z IV RP, czy spektakl Nalepy w teatrze Wybrzeże będzie próbą rozrachunku z Polską posmoleńską?

- (pauza, reżyser zapala papierosa). Mogę się uśmiechnąć, ale nie odpowiem na to pytanie. Albo odpowiem w taki sposób: Nie tylko...

Nie tylko, czyli również.

- Ani nie tylko, ani nie również. Słowo Smoleńsk było jednym z tych słów, które padały w tamtej rozmowie na jednej z prób. Ale nie padło już nigdy więcej. Rozmawialiśmy wtedy zresztą także o Jedwabnem, o IPN, o czasach komunistycznych. Rozmawialiśmy także o Niemczech, gdzie denuncjacje, w odniesieniu do czasów NRD, są powszechniejsze.

Ale wszystko to na poziomie dyskretnej aluzji.

- Bo ta sztuka jest stale tak samo aktualna. Sześć lat temu też taka była. I tak samo może się to rozgrywać w przyszłości

Jarosław Zalesiński
Polska Dziennik Bałtcyki
26 kwietnia 2013
Portrety
Adam Nalepa

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia