Nie chciałem być na widelcu

Rozmowa z Pawłem Koślikiem

Nikt nic nie mówił, nikt nie groził palcem. Ale kto by nie rządził, zawsze będzie miał do czynienia z satyrą. Od lat tak jest, że żartujemy z polityki. Tak było za czasów Peerelu, tak było za czasów Platformy Obywatelskiej. Robert Górski kiedyś przygotował cykl skeczy politycznych właśnie za czasów poprzedniego rządu.

Z Pawłem Koślikiem, aktorem teatralnym, filmowym, telewizyjnym, kabaretowym i radiowym, rozmawia  Ada Romanowska z Gazety Olsztyńskiej.

Ada Romanowska: Dzień dobry, panie prezydencie

Paweł Koślik: - A dzień dobry (śmiech)! Wiele osób zwraca się do mnie wten sposób.

Nie spodziewał się pan takiego zwrotu akcji. Był pan na ustach całej Polski.

- Nawet na transparentach! Ktoś podesłał rai nawet zdjęcie z jakiejś manifestacji. Uśmiechnąłem się wtedy, bo nigdy bym nie pomyślał, że ludzie wpadną na taki pomysł. W "Uchu prezesa" rzeczywiście występuję jako Adrian, bo pani Basia cały czas zapomina mojego imienia. Mojego, czyli... imienia prezydenta, Andrzej.

Był pan na manifestacji?

- Raz. Ale powiem, że to nie moja bajka. Gdy jestem w domu, to czuję, że pewne rzeczy trzeba zmieniać. Nie w smak mi są pewne sytuacje, Jednak na ulicy nie potrafię tego wykrzyczeć. Tłum jest kierowany przez kogoś, kto nadaje rytm temu, co się dzieje. Rzuci jakieś hasło z mównicy i wszyscy je powtarzają. Ja nie jestem w takim tłumie, mam trochę inne poglądy albo widzę coś inaczej. Tam nikt nie patrzy na jednostkę. Nie ma indywidualnego przesiania, ale zbiorowe. Dlatego to nie moja bajka.

Ten tłum zauważył pana?

- Na ulicy w ogóle jestem rozpoznawalny. I czuję się z tym niezręcznie. Na manifestacji starałem się tak "boczkiem, boczkiem" przechodzić. Dwie osoby zwróciły na mnie uwagę, więc tym bardziej usuwałem się w cień. Nie chciałem być na widelcu. Chciałem brać w tym udział jako Paweł, a nie jako Adrian, Nie chciałem być wykorzystany politycznie.

Od razu poszłoby w świat: prezydent pikietuje.

- Byłem ostrożny, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Jak ktoś mnie zaczepi w innych okolicznościach, bardzo proszę. Ja w ogóle polityczny nie jestem. Przyznam, że czasami na planie "Ucha" musiałem pytać, chodzi w tej scenie. I wtedy wszyscy mi wyjaśniali, bo ja nie miałem zielonego pojęcia.

Manifestacja to była poważna sprawa. Adrian w hasłach trochę to rozluźnił.

- Też tak myślę. Wtedy to nie jest takie poważne, można wrzucić trochę na luz. Hasła z Adrianem były z przymrużeniem oka, ale wygłaszane z naciskiem na zmianę.

Prezydent w "Uchu" jest mało istotną postacią. Trochę nieporadną... Dlatego ludzie krzyczeli na ulicach "Adrian, wetuj!".

- Kiedy w końcu się okazało, że Andrzej Duda zawetował dwie z trzech ustaw, wzruszyłem się. Bo prezydent naszego kraju był bardzo w cieniu i teraz trochę wybija się na niepodległość. I to jest fajne. Postanowiłem nagrać filmik i wrzucić na Facebooka. Nic nie mówiłem, po prostu pomachałem, pokazałem kciuk w górę i puściłem oko. I nie dlatego, że był nacisk ze strony ulicy. Zrobiłem to dlatego, że Andrzej Duda podjął właściwą decyzję. Byłem zadowolony z dwóch wet, więc postanowiłem to pokazać. I pokazałem kciuk.

Trafił pan do "Ucha", bo jest pan podobny do Andrzeja Dudy?

- Codziennie widzimy kogoś, kto jest podobny do kogoś. A to do znajomego, a to do jakiegoś aktora. Dużo osób mi mówiło, że jestem podobny do prezydenta, ale ja kompletnie tego nie widziałem. Zawsze się broniłem: ,ja jestem inny, to nie ja!" Ale nie dało się od tego uciec. Robert Górski i Mikołaj Cieślak z Kabaretu Moralnego Niepokoju, których znam, też widzieli to podobieństwo. Mówili: "ty musisz koniecznie zagrać prezydenta!" A ja wtedy kompletnie nie miałem czasu. A oni mówili: "zrobimy fajny filmik, daj się namówić". Na to ja: "OK, ale teraz noszę brodę"...

Brodę można zgolić.

- Właśnie nie mogłem! Byłem tuż przed premierą spektaklu w teatrze, gdzie ta broda była bardzo potrzebna. Reżyser powiedział, że później mogę się ogolić, ale na początku muszę ją mieć. Była na plakatach, więc nie mogłem ot tak jej zgolić. I właśnie z powodu tej brody nie ma mnie w pierwszym odcinku. Od drugiego już ruszyło. Chociaż byłbym i w tym pierwszym, już bez brody, ale kiedy go nagrywali, nie miałem czasu.

Pal Licho z brodą. Dostał pan tę rolę przez znajomości!

- A pewnie, że tak! Występowałem ze swoim kabaretem Na Końcu Świata. Zdarzały się też wspólne skecze z Kabaretem Moralnego Niepokoju. Poznaliśmy swoje możliwości: kto jak wygląda i jakie ma poczucie humoru. No i wyszło, że... trafiłem do "Ucha" po znajomości. Ale jakby oni mieli robić casting, to przecież zwariowaliby! A skoro stwierdzili, że ja doskonale pasuję, więc po co mieli szukać wiatru w polu? Chłopaki wcale nie byli mi winni żadnej przysługi. Nie było tak: zagrasz, co to albo tamto. Po prostu pasuję.

Gdy oglądałam "Ucho", zastanawiałam się zawsze: jak ci aktorzy dają radę, jak nie pękają ze śmiechu...

- W naszym żargonie mówi się: jak oni się nie zagotują, Czasami zdarzają się sytuacje, że nie możemy wytrzymać ze śmiechu. Ale z reguły po prostu dobrze gramy. Bo to jest tak: im poważniej aktor gra komediową rolę, tym jest bardziej śmieszny. To nie ja mam się dobrze bawić, ale widz ma się zwijać ze śmiechu.

Ale wszyscy jesteśmy Ludźmi, a wy "tworzycie polską rzeczywistość".

- No właśnie, i dlatego czasami pękamy, gotujemy się. Kamera staje, my musimy się uspokoić, co nie zawsze jest łatwe, i lecimy dalej. Ale to jest fajne. Do takiej pracy chodzi się z przyjemnością.

Ale do gabinetu prezesa nigdy pan nie wszedł. Może po wecie to się zmieni?

- Może... W ogóle w "Uchu" cały czas coś się dzieje, pojawiają się nowe postaci, więc akcja nabiera koloru.

Dla mnie to zawsze jaskrawe kolory!

- Nikt nie spodziewał się, że to odniesie aż taki sukces! Jasne, to może i nośny temat, ale rynek ma swoje prawa. Ludzie rozmawiają o polityce, często z niej żartują, ale to nie znaczy, że to dobrze wypadnie na ekranie. Dlatego zastanawialiśmy się, czy forma wypali, czy nie przesadzimy. Łatwo przegiąć, a odgiąć już trudniej. Po pierwszym odcinku pojawiały się różne komentarze. Były też takie, że to jest śmieszne, ale jednocześnie przerażające.

Ktoś z rządu komentował?

- Broń Boże! Nikt nic nie mówił, nikt nie groził palcem. Ale kto by nie rządził, zawsze będzie miał do czynienia z satyrą. Od lat tak jest, że żartujemy z polityki. Tak było za czasów Peerelu, tak było za czasów Platformy Obywatelskiej. Robert Górski kiedyś przygotował cykl skeczy politycznych właśnie za czasów poprzedniego rządu. Doszły go nawet słuchy, że "góra" się śmiała.

Ale jedna rola panu nie wypaliła. Podobno dlatego, że gra pan w "Uchu"...

- Miałem iść na casting, ale doradzono mi, żebym jednak nie szedł, bo i tak nic z tego nie będzie. Właśnie z tego tytułu, że gram w "Uchu". Ale nie, że gram taką rolę, tylko że to niewygodne politycznie. I przypuszczam, że osoba, która odradzała mi udział w castingu, tak właśnie myślała.

Rola Adriana aż tak szufladkuje?

- Mam nadzieję, że tak się nie stanie! Jestem apolitycznie nastawiony, robię swoją pracę i trzymam kciuki, że będę aktorem, a nie Adrianem. To moja praca, lubię ją i z tego, co słyszę, dobrze ją wykonuję. I tego się trzymam.

Lubimy śmiać się z polityków. Tak już mamy.

- Aja lubię śmiać się jeszcze z małych rzeczy. Gdy widzę coś fajnego na ulicy, uśmiecham się właśnie. W tramwaju, w autobusie - czasami nie sposób się nie uśmiechnąć.

Przed telewizorem zrywamy boki, ale w tramwaju jesteśmy cholernie smutnym narodem.

- Mamy nosy na kwintę, to prawda. Dlatego lubię uśmiechać się do ludzi tak po prostu. Tak z głupia frant.

Nie patrzą na pana jak na idiotę?

- A właśnie, że nie. Też się uśmiechają. I właśnie to bardzo lubię. Bo takie małe rzeczy budują wielkie przemiany społeczne! Świat się po prostu zmienia. Nie chcę, żeby to jakoś patetycznie zabrzmiało, ale czy nie warto być serdecznym dla drugiego człowieka? Po co się dąsać czy kocić. Wystarczy, że politycy to robią.

___

Paweł Koślik - znany też z ról w filmach ("Zero", "Francuski numer", "Lawstorant", "Na jelenie") i teatralnych (Teatr Dramatyczny w Warszawie, Teatr Kamienica). Zagrał również mnóstwo ról telewizyjnych, takich jak Antoni w "Akademii" czy w "Szpilkach na Giewoncie" albo "39 i pól". Członek grupy kabaretowej Na Końcu Świata.

Ada Romanowska
Gazeta Olsztyńska
2 sierpnia 2017
Portrety
Paweł Koslik

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...