Nie dotykać, nie drażnić, nie jątrzyć

"I będą święta" - reż. Piotr Ratajczak - Teatr Konsekwentny

Monodram "I będą święta" Agnieszki Przepiórskiej, w reżyserii Piotra Ratajczaka, to nie tylko studium niemal książkowo przebiegającego procesu radzenia sobie z traumą po tragicznej śmierci bliskiej osoby u owdowiałej, dojrzałej emocjonalnie kobiety.

To niestety również kolejny dobitny i smutny w swojej konkluzji dowód na to, co uczyniła z nami wszystkimi niesłabnąca i wciąż gorąca wrzawa medialno-polityczna po katastrofie smoleńskiej.

Jest w nas Polakach, i zawsze była, skłonność do martyrologii, samobiczowania się i wiecznego rozdrapywania ran bolesnych doświadczeń. Ran, które nigdy nie mają szansy zasklepić się i to wcale nie dlatego, że tak trudne bywają do zabliźnienia. Aby mogło do tego dojść trzeba by je pozostawić w spokoju przez jakiś czas, nie dotykać, nie drażnić, nie jątrzyć... Jeśli dodamy do tego wszystkiego skłonność do politykowania i wiecznych kłótni, nawet tych toczonych nad grobami zmarłych, to nagle okazuje się, że nawet na największe tragedie zaczynamy reagować bez właściwych nieszczęściom emocji. To ciągłe rozpamiętywanie tematów bolesnych, intymnych, którym należy się największy szacunek, pozbawia nas bezwiednie jakiejkolwiek wrażliwości i niebezpiecznie znieczula w najgorszy z możliwych sposób.

Nie inaczej może stać się, niestety, w odbiorze dobrego tekstu Piotra Rowickiego, który na bazie wielu relacji osób dotkniętych traumą śmierci najbliższych, wywiadów i wspomnień, tworzy zbiór osobistych wyznań kobiety, której mąż - osoba publiczna - ginie w katastrofie lotniczej. I choć w samym tekście ani razu nie pada nazwa Smoleńsk, wszystkie opisane okoliczności, zbieżność zdarzeń i tła, nie pozwalają się zwyczajnie uwolnić od skojarzenia z tym konkretnym wydarzeniem. I nie ma w tym żadnej winy autora, reżysera, a już z pewnością aktorki, która bardzo przekonywająco i poruszająco do głębi wciela się w rolę wdowy. Obiektywnie rzecz ujmując to dobry, odwołujący się w szalenie inteligentny i wyważony sposób do najgłębszych pokładów empatii i ludzkiej wrażliwości, spektakl. W końcu przecież nie powinno mieć najmniejszego znaczenia w jakiej konkretnie katastrofie ginie mąż bohaterki, a jednak... Jeśli nie można się uwolnić od tego skojarzenia, to nasz strumień uwagi rozszczepia się i pojawiają się dwa nurty odbioru tego przedstawienia. Dzieje się tak tym bardziej, że nie sam sposób radzenia sobie z żałobą jest tematem dramatu, ale nie mniej uwagi poświęca się jakże trudnemu procesowi dochodzenia do prawdy i odzyskiwania trzeźwego spojrzenia na dotąd idealną, nieskazitelną postać zmarłego oraz powolne uwalnianie się od jego wyidealizowanego wizerunku. Z jednej strony już kogoś nie ma i to, co niegdyś wspólne staje się przeszłością, wypala nas od środka ból i tęsknota, a z drugiej - byłoby obłudą nie stawić czoła smutnej prawdzie, że ktoś, dla kogo poświęciliśmy całe nasze życie, być może wcale nie do końca na to zasługiwał. Budując nagrobek nie jesteśmy już skłonni do stawiania posągu z brązu dla tego, kogo utraciliśmy. Wymaga niesamowitej szczerości i odwagi, by nietykalny w naszej kulturze kult zmarłych pokazać i od tej strony. Artyści zaangażowani w ten monodram na tę odwagę z powodzeniem się decydują. Dodatkowo warto docenić mistrzowską wręcz precyzję Agnieszki Przepiórskiej w podawaniu tekstu ze wszystkimi jego istotnymi detalami.

Tak jak okoliczności zmuszają bohaterkę do przebudowania i przewartościowania własnego życia, tak emocje nią targające w równym stopniu pełne są pokory, wycofania, zranionych uczuć, także złości, buntu i motywującego mimo wszystko gniewu. W tej postaci jest tyle samo kruchości i podatności na ciosy, co woli walki i siły, która w kobietach rodzi się w momencie zagrożenia. Wdowa jest przecież jednocześnie matką i to z tego chociażby powodu do odbudowania ma zdecydowanie więcej, niż do opłakiwania. Między innymi musi ocalić każde kolejne święta i rozplątując pogmatwane ścieżki życia, zdobyć się jeszcze na rozplątanie lampek choinkowych. Dotychczas robił to jej mąż. Kiedy znajdzie w sobie dość siły, by rozświetlić nimi świąteczne drzewko, na pewno przyjdą święta.

Oby i dla nas wszystkich nadszedł już niebawem taki czas, kiedy uwolnieni wreszcie od obrazu konkretnej tragedii w historii współczesnej Polski, będziemy mogli patrzeć na żałobę i straty moralne, takich osób jak bohaterka sztuki, w czysto emocjonalny, niemedialny czy rozpolitykowany sposób. To będzie nasze prawdziwe, ludzkie i polskie święto.

Marek Kubiak
Teatr dla Was
11 lipca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia