Nie jestem kronikarzem dziejowym

Rozmowa z Krzysztofem Pendereckim

Nagrodę Stambulskiego Festiwalu Muzycznego przyznano panu m.in. za upamiętnianie w swojej twórczości politycznych kataklizmów XX w., m.in. zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę w utworze "Ofiarom Hiroszimy - Tren". Jesteśmy w Stambule, gdzie nie sposób nie zapytać o aktualne wydarzenia, plac Taksim

Krzysztof Penderecki: Nie jestem kronikarzem dziejowym. Napisałem kilka utworów, które są związane z historią, ale to jest kilka na sto. One nie przeważają w mojej twórczości, stały się jednak utworami popularnymi.

PAP: Były potrzebne?

K.P.: "Polskie requiem", które powstawało w okresie rodzenia się wolności, było potrzebnym utworem, spełniło swoją rolę.

PAP: Requiem powstawało etapami, przede wszystkim w latach 80.

K.P.: Na moje 65-lecie Mścisław Rostropowicz, który był wówczas dyrektorem w Waszyngtonie (National Symphony Orchestra w Waszyngtonie - PAP), zlecił mi napisanie jakiegoś dłuższego utworu. Postanowiłem użyć wtedy dwóch utworów wcześniej skomponowanych, Lacrimosy napisanej na otwarcie pomnika zamordowanych w Gdańsku i utworu napisanego po śmierci kardynała Wyszyńskiego. Wtedy pomyślałem sobie, że zacznę pisać requiem połączywszy te dwa utwory. Potem zaczęło się to rozrastać, w 1993 r. dodałem Sanctus.

A po śmierci Jana Pawła II napisałem "Chaconne" jemu dedykowane, które było requiem bardzo potrzebne. Formalnie ten utwór tam musiał się znaleźć, to było jak takie puste miejsce na tablicy Mendelejewa. W ten właśnie sposób przez ponad 20 lat pisałem "Polskie requiem".

PAP: To miał być utwór ku pokrzepieniu serc.

K.P.: I był, tak go wykonywano i tak był rozumiany, szczególnie na świecie. Gdy dyrygowałem koncert w Bostonie, to publiczność w pewnym momencie, podczas wykonywania Lacrimosy, wstała nagle. Wszyscy wstali. Ten utwór spełnił chyba wielkie oczekiwania. Nikt z moich kolegów się nie odważył wtedy go napisać. Wałęsa najpierw się zwrócił do moich starszych kolegów, wszyscy mu odmówili. Tylko ja napisałem.

PAP: Zbliżają się pana 80. urodziny. Jakie ma pan profesor plany na przyszłość?

K.P.: Piszę następną operę "Fedrę" na zamówienie Opery Wiedeńskiej. To jest temat, który chodzi mi po głowie od lat. W tym roku napisałem kilka utworów kameralnych, z wiekiem coraz bardziej zwracam się w kierunku kameralistyki. Jest mi ona bardzo bliska, choć to jest taka muzyka, w której nie może się pojawić ani jedna niepotrzebna nuta.

PAP: A co ze wspólnym projektem z gitarzystą Radiohead, Jonnym Greenwoodem? Dalej panowie współpracujecie?

K.P.: To było dla mnie zaskoczeniem, że Greenwooda zainspirowała najbardziej moja muzyka. Filip Berkowicz zorganizował takie wspólne spotkanie u mnie w domu, zaprzyjaźniliśmy się. On napisał dwa następne utwory inspirując się moją muzyką. Potem zorganizowaliśmy wspólny koncert we Wrocławiu, wystąpiliśmy następnie w Londynie i na koncercie na lotnisku w Gdyni, teraz jedziemy do Włoch. Nawet sobie nie zdawałem sprawy, że ci muzycy uczyli się na mojej muzyce, przecież tego u nich nie słychać.

PAP: Ten wspólny projekt przypomina mi toczącą się w Polsce dyskusję na temat praw autorskich i tego, czy system ochrony utworów ogranicza kulturę remiksu. Jej zwolennicy tłumaczą, że przepisy ograniczają kreatywność.

K.P.: Jak ktoś nie potrafi nic własnego napisać, to przerabia. To jest normalne. Greenwood napisał własny utwór, z mojej twórczości czerpał tylko inspiracje, to jest różnica. Tam są takie momenty, które tylko ja mogę odczytać, że się jakoś wzorował, ale to jest jego absolutnie utwór. To nie jest żaden remiks.

Magdalena Cedro
(PAP)
18 czerwca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia