Nie jestem przesądny, ale... liczby swoje mówią

Rozmowa z Jackiem Henrykiem Schoenem

Jubileusz 100-lecia Teatru Bagatela w Krakowie i jubileusz 20-lecia na stanowisku dyrektora naczelnego i artystycznego. 666 premier i 18 milionów widzów.

Z Jackiem Henrykiem Schoenem - dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Bagatela w Krakowie rozmawia Judyta Pogonowicz i Ryszard Klimczak z Dziennika Teatralnego.

Dziennik Teatralny: W tym roku obchodzimy nie tylko 100-lecie Teatru Bagatela, ale również 20-lecie Pana pracy na stanowisku dyrektora naczelnego i artystycznego.

Jacek Henryk Schoen - Jest coś magicznego na pewno w tym, a jeśli dodamy do tego, że w ciągu 100 lat udało się zrealizować 666 premier, no to jakiś znak nad tym czuwa. Ciekawe jest to, że parę dni po mojej nominacji odbyło się pierwsze przedstawienie i była to data jaka zdarza się raz na 1000 lat, pięcio-dziewiątkowa – 9.09.1999 rok. Osobom zainteresowanym marketingiem, które zastanawiają się dlaczego Teatr Bagatela odnośni takie sukcesy, pokazuję statystyki i rzeczywiście Bagatela rozwija się w pewien sposób linearnie. Gdy zostałem dyrektorem w ciągu roku graliśmy 220 spektakli, teraz 740. Przychody z biletów w 1999 wyniosły 700 tys. a teraz ponad 8 milionów. To jest jak linia rosnąca, jak wykres funkcji kwadratowej.

Zaczynając od początku, jaki ten teatr był? Jakie przechodził etapy?

- Pierwszy etap, to etap czterech zapaleńców, którzy chcieli zmienić oblicze tradycyjnego Krakowa, gdzie wzorzec zachowań z czasów zaborów nakazywał powściągliwość. W momencie nastania wolnej Polski Boy-Żeleński uważał, że Krakowem należy wstrząsnąć i tą zaściankową obyczajowością. Kraków miał tętnić artystycznym życiem tak jak ówczesny Paryż. Jako, że biegle znał francuski i tłumaczył sztuki, namówił najbogatszego wtedy biznesmena Mariana Dąbrowskiego, żeby stworzyć teatr. Tuż obok kamienicy, w której mieszkała narzeczona Boya była restauracja, która podawała koszerne jedzenie, a obok knajpa spolonizowanego Niemca. W tym czasie kryzys ekonomiczny dociera również do Galicji. Ogromna część obrotów krakowskich biznesów pochodziła od żołnierzy austriackich, po opuszczeniu Krakowa pojawia się ogromna ilość pustych mieszkań, domów, puste koszary i w konsekwencji brak pieniędzy. I pojawia się pomysł Boya i Dąbrowskiego, by właścicieli restauracji wciągnąć do spółki. W ten sposób powstała spółka o nazwie Bagatela. Marian Dąbrowski miał doświadczenie, ponieważ prowadził wcześniej w Wiedniu Teatr Polski. Szybko okazało się, że teatr nie przynosił dużych dochodów. Z dwóch powodów, teatr rewiowy, jak Moulin Rouge na przykład, nie mógł się utrzymać w konserwatywnym mieście. Pruderyjny Kraków robił wszystko, żeby tu nie bywać. Dziewczęta miały zakaz chodzenia tą stroną ulicy Karmelickiej, bo mogły natknąć się na jakieś nieprzyzwoite zdjęcia. Okres początkowy był okresem ciężkiej pracy. Co dwa, trzy tygodnie grano premiery, komedie, sprowadzano znanych aktorów z Lwowa i Warszawy, czy z Wiednia. W tym czasie w Bagateli grała również Josephine Baker, gwiazda światowego formatu.

W jakiej kondycji artystyczno-finansowej znajdował się teatr przed wybuchem wojny?

- Do 1928 wszystko było powiedzmy dobrze. W tym roku wybuchł pożar i niektórzy podejrzewali, że wybuchł dla odszkodowania, za które w konsekwencji można było zbudować nowy budynek. Wtedy zaczął się okres kabaretowo-rewiowy. Nie było ambitnych spektakli, dramatu. W 1938 dyrektor doszedł do wniosku, że nowy wynalazek wzmocni finansowo teatr i stworzono kino-teatr. W Teatrze Bagatela pokazano pierwszy dźwiękowy film w Polsce. Szybko okazało się, że kino jest bardziej opłacalne i w latach 1937-38 zrezygnowano z teatru. Samodzielna grupa aktorów co prawda wystawiała tu spektakle, ale było to już raczej kino. W trakcie wojny było to już kino "Nur für Deutsche", kino Scala. Co ciekawe, operator związany z Armią Krajową organizował tam lekcje strzelania w czasie kronik. Sceny bitewne puszczano bardzo głośno, a na dole strzelano.
Dwa lata po wojnie kino nadal funkcjonowało. Natomiast w 1948 pojawiała się Maria Biliżanka, która zajęła się dziećmi ulicy, sierotami. Jako pedagog i reżyser zrobiła w Polskim Radiu audycję "Wesoła Gromadka". Wiele dzieci było bardzo uzdolnionych i władze pozwoliły Biliżance na teatr w budynku kina. Tak powstał Teatr Młodego Widza (1952). W 1963 pojawiła się aktorka - Halina Gryglaszewska i została dyrektorem. W ten sposób powstał Teatr Rozmaitości, z Gryglaszewską w rolach głównych. Aktorka szukała do zespołu utalentowanych aktorów, gwiazd. Występowali wtedy tutaj Roman Wilhelmi, Tadeusz Łomnicki, Olgierd Łukaszewicz, Jerzy Trela, Wiktor Sadecki, Franciszek Pieczka i wielu innych.

Kiedy Halina Gryglaszewska oddała teatr?

- W 1968 roku nastąpiła zmiana, powiązana ze zmianami partyjnymi. Dyrektorem został na dwa lata Jan Paweł Gawlik. Po dwóch latach jego przejście do Teatru Starego wiązało się także z odejściem znakomitych aktorów. Kolejny dyrektor, Mieczysław Górkiewicz, nie potrafił walczyś o teatr. Teatr obumierał.
W 1970 roku teatr wrócił do nazwy Bagatela, a w 1972 dodano do nazwy Tadeusza „Boya" Żeleńskiego. W 1974 pokazano spektakl "Balladyna" Mieczysława Górkiewicza, o którym mało kto mówi, bo jest znany jako "Balladyna Kantora", ponieważ scenograf zdominował reżysera. Był to prolog do Teatru Śmierci Tadeusza Kantora. Osiem miesięcy później powstała "Umarła klasa", w której grali również aktorzy Bagateli. Kantor, rozstał się z Górkiewiczem, po pokazach w Londynie.

Kantor odszedł, teatr został. Co się działo w latach 80-tych?

- Gdy nastał stan wojenny dyrektorem został Władysław Winnicki, zmieniali się co roku dyrektorzy artystyczni. Znaczące było pojawienie się Niny Repetowskiej, aktorki, która zaproponowała odejście od repertuaru szkolnego i powrót do teatru rozrywki, farsy. Za jej dyrekcji powstał przebój grany do dziś czyli "Mayday". Jednak Bagatela miała złą opinię i trudno było namówić widzów na przyjście do teatru. Na przykład widzami "Ani z Zielonego Wzgórza" byli żołnierze z koszar na Rajskiej.

Jak długo to trwało?

- W 1997 dyrektorem teatru został Krzysztof Orzechowski i po pół roku Anna Dymna zapytała czy znam kogoś kto może pomóc. Pracowałem wtedy w Deutsche Banku, ale musiałem wrócić do Krakowa i zgodziłem się. Orzechowski po dwóch latach został dyrektorem Teatru im. Juliusza Słowackiego, a ja zostałem w Bagateli.

Z pięknym skutkiem.

- Pracownicy teatru napisali pismo do prezydenta Andrzeja Gołasia, żebym został dyrektorem. W czerwcu miasto ogłosiło konkurs, który wygrałem. 3 września 1999 roku objąłem dyrekcję. Pierwszy spektakl, który zagraliśmy to był "Mayday". A pierwsza premiera - "Tajemniczy ogród", grany do dziś. "Mayday" natomiast został już zagrany 1710 razy. Główna czwórka aktorów się nie zmieniła.
Postanowiłem odczarować ten teatr. Zaprosiliśmy rozchwytywanego aktora Aleksandra Domogarowa. Na "Makbeta" z nim w roli głównej, w reżyserii Waldka Śmigasiewicza przyjeżdżały wycieczki z całej Polski. To był niewyobrażalny sukces. A pisk dziewcząt na ulicy Karmelickiej był taki jak na koncertach Beatlesów. Od tego czasu konsekwentnie budowaliśmy trzy nurty. Doszedłem do wniosku, żeby aktorzy dobrze się rozwijali powinni mieć płodozmian. Oprócz ról komediowych powinny również grać Hamletów. Poza tym wielu aktorów jest związanych z muzyką. Ludzka mowa jest taka jak śpiew, a emocjom niezmiennie towarzyszy muzyka.

Trzy nurty są związane z trzema scenami Bagateli?

- Nie. Są one niezależne od scen. Mamy więc komedie, dramaty oraz spektakle muzyczne. Przyjąłem zasadę z teatru Arnolda Szyfmana i jednego dnia gramy komedię, by móc zarobić na dramat klasyczny drugiego dnia, gdzie jest niższa frekwencja lub większa obsada.

Czyli ustawiliście sobie w Krakowie pozycję teatru jednego w mieście? Gracie dla każdego widza. W mieście teatralnym, gdzie jest 11 scen zachowujecie się trochę jak teatr jedyny?

- Nie chodzi o to, że ja chcę być jedynym teatrem. Uważam jednak, że siłą teatru jest siła jego aktorów. By ta siła się budowała musi być płodozmian, muzykalność i propozycje coraz bardziej ambitnych ról. Wtedy ich kariery rozwijają się właściwie. A do dobrego zespołu przychodzi dobry reżyser. Ponadto aktorów Teatru Bagatela charakteryzuje to, co charakteryzuje orkiestrę – zgranie. Ten rodzaj zespołowości jest dla mnie bardzo, bardzo ważny. Nie tylko chodzi o pojedyncze, wielkie nazwiska, ale o artystyczne wymieszanie osobowości. Wtedy można mówić o silnym zespole i taki mamy dziś w Teatrze Bagatela. Silny zespół, który jest gotowy do podjęcia się każdego z wyzwań artystycznych, które się przed nim postawi.

To najlepiej oddaje frekwencja na widowni.

- Tak, mamy największą frekwencję spośród teatrów dramatycznych w Polsce. 178 tysięcy widzów w zeszłym roku, a Teatr Stary miał 49 tysięcy. Oni mają dotację w wysokości prawie dwudziestu milionów, a my mamy sześć. Przy bardzo podobnych zadaniach.

Na który spektakl najtrudniej dostać bilety?

- Na wszystkie, bo w ogóle nie ma biletów. Moim zadaniem marketingowym jest zamienienie szarego obywatela w wielkiego, kolorowego entuzjastę teatru. I tych wspaniałych entuzjastów, mamy bardzo dużo.

Może Pan zdradzić plany na Teatr Bagatela?

- To co trwa i będzie trwało to moje uczestnictwo w dyplomach szkół aktorskich. Będę, jak co roku, na Festiwalu Szkół Teatralnych i będę łowił najlepszych młodych artystów. Bez tego najmłodszego i najzdolniejszego narybku teatr się nie rozwija. Niewielu dyrektorów wpadło na ten prosty pomysł. Jestem jednym z zaledwie trzech, czy czterech dyrektorów teatrów, którzy tam bywają. Inni nie wpadli na ten prosty pomysł. Dlatego tych aktorów, których dobieramy do Teatru Bagatela, rzeczywiście mamy najciekawszych.
Druga sprawa to poczucie odpowiedzialności za rozwój tych wspaniałych, najzdolniejszych młodych ludzi, których przyjęliśmy do teatru. Sukcesu nie da się zadekretować. Znając aktorów, ich emploi i predyspozycje psychologiczne  muszę dobierać role tak, aby były one dla nich wyzwaniem i jednocześnie.
Mnie coraz bardziej interesują formy muzyczne i na pewno w ciągu najbliższych dwóch lat powstanie "Amadeusz", który będzie oparty na muzyce, ale na muzyce, która powstaje w głowach aktorów. Czyli na scenie opowiemy o tym, jak muzyka powstawała w głowie Mozarta.

Zatem do zobaczenia na kolejnej premierze. Gratulujemy Teatrowi stu lat istnienia, a Panu dwudziestu lat dyrekcji w tym Teatrze. Życzymy dalszego rozwoju, takiego jaki Bagatela prezentuje od 20 lat.

___

Henryk Jacek Schoen - urodził się 14 marca 1951. W latach 1998-99 pełnił funkcję zastępcy dyrektora ds. organizacyjnych w Teatrze Bagatela, od 1999 jest jego dyrektorem naczelnym i artystycznym. Z okazji jubileuszu 90-lecia Bagateli odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. W 2016 wyróżniony prestiżowym tytułem „Lider z Powołania" w kategorii „sztuka i zarządzanie". Nie mówi o zwieńczeniu swojej pracy, ale zaprasza widzów na wspaniały jubileusz 100-lecia Teatru Bagatela.

Judyta Pogonowicz , Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
25 października 2019

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia