Nie jesteśmy narodem głuchym

Wspomnienie Bogusława Kaczyńskiego

Umarł Bogusław Kaczyński, chyba ostatni w Polsce tak doskonały autor, tak umiejętnie i wrażliwie popularyzujący muzykę klasyczną i operową. Jedna z najbardziej znanych twarzy telewizyjnych i jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów radiowych.

W latach 1981 - 91 był dyrektorem artystycznym Festiwalu Muzyki w Łańcucie, którym dziennikarsko zajmuję się od tamtego okresu do dzisiaj. Imprezę tę wypełnił gwiazdami o światowym rozgłosie, dodatkowo rozsławiając Łańcut w całej Polsce i zagranicą. Laureat prestiżowych nagród (m.in. telewizyjnego „Wiktora" i „Super Wiktora" oraz „Złotych Ekranów"). Niezwykle kompetentny publicysta muzyczny, autor bestsellerowych książek. Dodatkowo ożywił Krynicę organizując w niej Europejski Festiwal im. Jana Kiepury.

Kiedy pytałem, dlaczego z takim przekonaniem upowszechnia muzykę, odpowiadał: Uważam, że nie jesteśmy narodem głuchym, ale wrażliwie wyczulonym na piękno muzyki. Tak, jak gromadzimy książki, powinniśmy zbierać płyty z muzyką wartościową i piękną. Ktoś powinien być przewodnikiem po tym świecie, umieć wskazać, co warto mieć. Próbuję być jednym z nich. Miał też swoje kryteria festiwalu: To nie kilkanaście nawet najlepszych koncertów, ale jeszcze szczególna atmosfera, której nie da się wyrazić słowami - mówił - coś wyjątkowego i ulotnego. Na festiwalach sztuka najwyższego lotu unosi się w powietrzu, pozornie nieobecna, w istocie wszechobecna!

Do Łańcuta sprowadzał Pendereckiego, Scuderi, Ricciarelli, Toczyską, del Grande, Dawidowicz, Harasiewicza, Ohlssona, Sitkowieckiego, Becaud i Greco. W mojej pamięci tkwią szczególnie słynne „Cztery pory roku" Vivaldiego, w interpretacji Danczowskiej, Górzyńskiej, Kulki i Jakowicza. Nakłonił do monodramów w Łańcucie Eichlerówną i Andrycz, Holoubka, Łomnickiego i Zapasiewicza. Miał szalony pomysł zaproszenia do niewielkiej sali balowej na łańcuckim zamku „Mazowsza" z Mirą Zimińską - Sygietyńską!

Będzie mi brakowało rozmów z nim. Bo chociaż przeprowadziłem ich mnóstwo każda była nietuzinkowa i inna. Brakowało nie tylko tego, co mówił, ale i jak mówił. Piękną, barwną polszczyzną, pełną anegdot i humoru. Brakowało jego uważnego i przenikliwego spojrzenia kiedy do czegoś przekonywał, czemuś zaprzeczał. Miałem nadzieję, że go jeszcze spotkam i nakłonię na dłuższą i szczerą rozmowę. Zadzwonię i usłyszę znajmy głos: Dobry wieczór, panie Andrzeju! Co dobrego w Łańcucie? A co w Rzeszowie? Takiej rozmowy już nie będzie.

Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
29 stycznia 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia