Nie mamy psa, mamy syna!

"Morze otwarte" - reż: M. Pasieczny - Teatr Współczesny w Szczecinie

Scena Teatru Małego mieszcząca się na Deptaku Bogusława- chluba szczecińskiego Teatru Współczesnego to najbardziej adekwatne miejsce na nietuzinkowe spotkanie Matki/Kochanki, Syna/Kochanka oraz zdradzonego i zdradzającego Ojca. Intymny, złożony, miejscami zabawny, a momentami rozpaczliwy dramat trójki zagubionych ludzi. On, Ona i Ono. A wszystko to za sprawą "Morza otwartego"- debiutu pisarskiego Jakuba Roszkowskiego w reżyserii Marka Pasiecznego.

Pusta scena. Na podłodze poukładane wielkie litery, które po złożeniu tworzą wyraz „morze”. Nie, nie „morze”, tylko „mrze”. Nie ma „O”. „O” dojdzie. Wchodzą aktorzy. On- Arkadiusz Buszko, Ona- Krystyna Maksymowicz, Ono- Maciej Litkowski z walizką i brakującym „O”, które już wtedy przywodziło na myśl koło ratunkowe.  

Od samego początku bardzo ważnym symbolem jest ciągłe podlewanie kwiatu w doniczce, trzymanego przez męża kobiety, zaś spektakl podzielony jest na poszczególne sceny, odseparowane od siebie motywami muzycznymi. Pierwsza z nich to moment poznania przyszłych kochanków. Klasyczny „podryw”- Ono jako dwudziestokilkuletni mężczyzna traktowany jest przez dojrzałą kobietę jak dziecko; dziecko, którego nigdy nie miała. Nie przeszkadza to jednak w śmiałych rozmowach i umówieniu się na schadzkę. Dalej - miałkie, bezwartościowe rozmowy i kłótnie starzejącego się, bezdzietnego małżeństwa, które od dawna zapomniało jak to jest zabiegać o drugą osobę i być dla niej atrakcyjną. Kolejny epizod - chłopak spotyka męża swej przyjaciółki, dochodzi do rozmowy, On wie, że jego żona umówiła się z „młodym”. Tu pojawia się jedno z najbardziej kluczowych pytań, które zmienia bieg spektaklu: „Mogę z Wami zamieszkać? Będę dorzucał się do rachunków”. Po rotacjach, bezdomnemu udaje się dostać pod małżeński dach. Bardzo to wygodne- on ma wikt i opierunek, oni zaś- wymarzonego syna. Widz jest świadkiem „przyspieszonego wychowywania”, począwszy od pierwszych słów „mama”, „tata”, poprzez Pierwszą Komunię Świętą, aż po problemy z dorastającym nastolatkiem i jego buzującymi hormonami. Konwencja utrzymana jest na takiej zasadzie, że cały czas ma się tę świadomość, iż jest to dorosły młodzieniec, który- by sprawić przyjemność swoim przybranym rodzicom- pokornie godzi się na granie roli malca, pierszokomunijnego chłopca i problematycznego młodego gniewnego. Ono zostaje ochrzczone dwoma imionami- dla Niego jest „Tomaszkiem”, dla Niej zaś „Dawidkiem”. Sugeruje to całkowity brak porozumienia pomiędzy małżonkami oraz diametralnie inne wartości i nadzieje, jakie pokładają oni w swoim domniemanym dziecku. „Tomaszek” ma być prawdziwym mężczyzną- Ojciec cały czas pyta się go „(…) czy ma jaja (…)”- męskim i wytrwałym; „Dawidek” zaś to dobry chłopiec, wychowywany na zdolnego ucznia i uczciwego obywatela. Taka podwójna i nie do końca jasna tożsamość nie pomaga chłopcu w wdrożeniu się do tej rodziny. Czuje się przez to wyobcowany, niezżyty z „rodzicami” i przez to najprawdopodobniej nie porzuca on erotycznych myśli o swojej przybranej matce, która (przypomnijmy) w początkowych scenach predestynowała do roli przyszłej kochanki młodzieńca.

Początkowo wśród domowników panuje istna sielanka, jednak gdy zaczynają się kłopoty, zarówno wychowawcze jak i te związane z pewnego rodzaju upośledzeniem emocjonalnym całej trójki, przestaje być słodko. On zaczyna dostrzegać panującą farsę, krzyczy, że chłopak nie jest jego synem tylko przybłędą, która u nich zamieszkała. Pełen gniewu daje mu „na lody” i każe odejść na noc z domu. Matka stoi pomiędzy młotem a kowadłem, tłumaczy „synowi” zachowanie „ojca”, próbuje godzić, udobruchać, wspierać…

Chłopak odchodzi, ale tylko połowicznie, wraca po nocy. Tego dnia jego erotyczne pragnienia w końcu doczekały się spełnienia- Ona i Ono idą uprawiają seks. Dla przybranego syna jest to zdecydowanie zalążek czegoś pięknego, głębokiego i trwałego; dla matki- ot, gimnastyka z młodym i jurnym chłopcem, zaś zdrada to tylko coś, czym i tak od dawna straszyła męża. A mąż? Oczywiście dowiaduje się o wszystkim. Syn mówi ojcu, że kochał się z własną matką, że planuje porzucić chorą otoczkę dziecka i uczynić szczęśliwą kobietę, która stała się dla niego kimś najważniejszym na świecie. Że wyjedzie z nią w góry, że odda jej się całkowicie, że…. A On stoi i słucha, jest pewien, że Ona nie zaprzepaści kilkunastu lat wspólnego życia dla jednorazowej przyjemności. Niestety- ma rację. Kobieta, pomimo obietnic, zostaje z mężem i swoim wygodnym życiem. Zdradzony, wzgardzony i oszukany chłopak postanawia wraz z najbliższym odpływem dopłynąć wpław do Ameryki. Odchodzi. Posiłkując się Gombrowiczem, porzucił on „pupę” i postanowił szukać czegoś nowego, czegoś stricte dla niego, może… „łydki”? I tu paradoksalnie „brakujące ogniwo” staje się znów Tomaszkiem/ Dawidkiem dla znudzonych sobą rodziców. Pełni złych przeczuć wyruszają w podróż, by odnaleźć syna. A syn? Bardzo szybko porzucił pomysł płynięcia do Krainy Snów, no bo zasadniczo po co ? Takie młodzieńcze pragnienia i marzenia często bywają tylko powierzchowne. Wrócił więc do domu nad morzem i czeka na swoich „rodziców”. Dlaczego na nich czeka? Bo to jedyni bliscy jakich ma. Jak długo będzie czekał? Aż wrócą…

„Morze otwarte” porusza szereg bardzo istnych problemów. Śmiało można wymienić postępującą patologizację stosunków rodzinnych, waśnie i spory bliskich sobie ludzi, brak porozumienia, liberalizm seksualny etc. Można by tego mnożyć, ale po co? Każdy zapytany przechodzień wymieni to, co boli go najbardziej i na pewno będą tam podobne bolączki. Znamy przecież takich ludzi jak On, Ona czy Ono- każde z nich jest postacią tragiczną, każde za czymś tęskni, czegoś pragnie i coś traci, a mimo to dalej walczy i nie poddaje się. Sztuka ta wnosi pozytywne przesłanie, ponieważ na końcu okazje się, że nawet na otwartym morzu może znaleźć nas ktoś, kto będzie niósł „O”, jako nasze koło ratunkowe, a potem będzie czekał w domu tak długo, aż wrócimy…

Małgorzata Maciejewska
Dziennik Teatralny Szczecin
29 grudnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia