Nie myślę o emeryturze

rozmowa z Igorem Michalskim

- Przyrzekam, że nie myślę o przechodzeniu w Kaliszu na emeryturę. Ja jestem aktorem i w każdej chwili mogę wrócić do zawodu, bo aktorem się jest, a dyrektorem się bywa... Świat jest teatrem. Dobrze by było, aby był to teatr radości, rozmowy i aby uczył, jak żyć - mówi Igor Michalski, dyrektor Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu.

Chodzą słuchy, że do pracy w Kaliszu dojeżdża pan aż z Gdańska. Gdzie pan właściwie mieszka, panie dyrektorze?

- Mieszkam przy ul. Szklarskiej w Kaliszu, w Domu Aktora. Do Gdańska, gdzie jestem zameldowany, dojeżdżam na weekendy. Mieszka tam moja żona Dorota Kolak, która pracuje w Teatrze Wybrzeże. Oboje często jesteśmy w podróży, ale na tym polega nasz zawód.

Niedługo minie siedem lat od momentu, w którym został pan dyrektorem kaliskiego teatru. Wiem jednak, że nie był to pierwszy pana kontakt z Kaliszem...

- Oboje z Dorotą po raz pierwszy pojawiliśmy się tu w roku 1980, od razu po ukończeniu studiów, ja w szkole łódzkiej, a Dorota w krakowskiej. Dyrektorem teatru kaliskiego była Roma Próchnicka. Spędziłem wtedy w Kaliszu dwa lata. Dziś zbliżam się do sześćdziesiątki (w styczniu skończę 57 lat) i mogę powiedzieć, że żyliśmy w bardzo ciekawych czasach. Były to czasy intensywnych zmian i - jeśli przyjrzeć się całości - myślę, że powinniśmy się tymi zmianami radować. Na radość w ogóle warto poświęcać więcej czasu. Byłoby źle, gdybyśmy żyli np. tylko tym, czego dostarczają nam media. Ostatnio spadła oglądalność "Faktów" TVN, bo ten świat wcale nie jest taki zły, jak fakty, którymi nas się zaraża: śmiercią, dramatem, tragedią dzieci. Trzeba spojrzeć na życie z pewnym dystansem. Aby nie stawiać muru przed sobą, warto obejrzeć film "Chce się żyć". Ważne, byśmy potrafili ze sobą rozmawiać...

Jedną z form takiej rozmowy jest teatr. Co nie oznacza, że ta rozmowa przebiega bez zakłóceń. Niedawno pisaliśmy o skargach rodziców, którzy chcieliby zaprowadzić swoje dzieci do teatru na bajkę, ale nie mogą, bo bajki grane są rzadko, a na dodatek w takich dniach i godzinach, gdy dzieci są w przedszkolu lub szkole. Nie jestem pewien słuszności pana polityki repertuarowej. Kiedyś przyjął pan, że optymalnym rozwiązaniem dla kaliskiego teatru będzie ok. pięciu premier w ciągu sezonu. To mniej niż bywało kiedyś. Mimo to trzyma się pan tego rozwiązania bardzo konsekwentnie.

- Bajki gramy ok. 80 razy w ciągu roku przy ok. 300 spektaklach w ogóle. Ci rodzice wcale tak chętnie do teatru nie przychodzą. Poza tym nie chcielibyśmy profilować teatru wyłącznie na dzieci, tak jak nie chcielibyśmy go profilować wyłącznie na farsy. To jest też kwestia organizacji i możliwości zespołu, który składa się z 19-20 aktorów grających na dwóch scenach. W grę wchodzi również publiczność: to nie jest miasto milionowe, tylko stutysięczne. Prowadzenie teatru polega na wyważeniu różnych rzeczy. Jednak na razie można mówić tylko o sukcesie: frekwencja w Teatrze Bogusławskiego sięga 90%, 5 premier w sezonie i 10 przedstawień w repertuarze, to możliwość, która po prostu się sprawdza. Dochodzą do tego mniejsze inicjatywy samych aktorów, jak monodramy, bajki czy programy kabaretowe.

Tę frekwencję zawdzięcza pan przede wszystkim "Szalonym nożyczkom", które wystawiane są od niemal pięciu lat To przedstawienie widział już chyba każdy kaliszanin i każdy mieszkaniec powiatu, niektórzy nawet kilkakrotnie...

- "Szalone nożyczki" to jest kura znosząca złote jajka, ale jednocześnie" jest to dowód, że ludzie chcą się bawić i teatr im tego nie odbiera. W Łodzi "Nożyczki" miały już ponad 1000 przedstawień, a "Mayday" w Teatrze Polskim we Wrocławiu grany jest od 20 lat...

Martwą częścią sezonu są wakacje. Teatr nie proponuje wtedy niczego, a mogłoby być inaczej.

- Problemem nie jest granie w wakacje, tylko to, że do tej pory nie powstała ustawa o teatrze. W rezultacie teatr jest wciąż zakładem pracy, w którym zmuszony jestem oddawać pracownikom dni wolne i udzielać urlopów, bo jeśli tego nie zrobię, to Państwowa Inspekcja Pracy ukarze mnie mandatem. Trzeba pamiętać, że gramy również w soboty i niedziele, i że chodzi nie tylko o aktorów, ale także o pracowników technicznych. Oni nie wyrabiają pełnej liczby swoich godzin pracy, a poprzez to, że pracują w soboty i niedziele, mają później dużo godzin wolnych, które trzeba im oddać. Jest też oczywiście pytanie, czy ludzie w wakacje przyszliby do teatru. Inna sytuacja jest w Sopocie czy w Gdańsku, bo wiadomo, że w wakacje przyjadą tam turyści i część z nich do teatru na pewno pójdzie. W wakacje grywa też prywatny teatr Krystyny Jandy, bo w nim nie ma etatów, tylko kontrakty.

Co dalej, dyrektorze? Czy w Kaliszu jeszcze nas pan czymś zaskoczy, czy już tylko chce pan spokojnie doczekać tu emerytury?

- Przyrzekam, że nie myślę o przechodzeniu w Kaliszu na emeryturę. Ja jestem aktorem i w każdej chwili mogę wrócić do zawodu, bo aktorem się jest, a dyrektorem się bywa... Świat jest teatrem. Dobrze by było, aby był to teatr radości, rozmowy i aby uczył, jak żyć.

- Dziękuję za rozmowę.

Robert Kordes
Życie Kalisza
26 listopada 2013
Portrety
Igor Michalski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...