Nie samym chlebem żyje człowiek

2. Festiwal Monodramu United Solo Europe

W dniach 27 – 31 maja w Warszawie odbyła się druga edycja Festiwalu Monodramu United Solo Europe. Pierwsza odsłona wydarzenia miała miejsce we wrześniu 2013 roku, znajdując uznanie zarówno w oczach widzów, jak i krytyków. Ośmielony zeszłorocznym sukcesem Teatr Syrena miał zaszczyt ponownie gościć wybitnych artystów z różnych zakątków świata, pełnych życia i pasji, których wystąpienia przyjęto z wielkim entuzjazmem w Nowym Jorku.

Jak przyznaje dyrektor artystyczny Festiwalu - Omar Sangare, poza pociągającym wyzwaniem i ryzykiem jakie niesie wystawianie monodramów, są one również furtką do promocji polskiej sztuki, dlatego właśnie w ramach tegorocznej wizyty po raz pierwszy pokazano spektakl pod tytułem „Moja Nina", w zniewalającym wykonaniu Polki włoskiego pochodzenia - Moniki Mariotti.

Na rozpoczęcie Festiwalu wszystkich przybyłych gości powitał dyrektor artystyczny Teatru Syrena - Wojciech Malajkat. Następnie o idei przedsięwzięcia i jego realizacji opowiedział urodzony w Polsce i kontynuujący błyskotliwą karierę w USA, dyrektor artystyczny United Solo – Omar Sangare. Skąd pomysł na monodram? Otóż, jak sugeruje plakat promujący Festiwal, zrodził się on z wewnętrznej potrzeby emocjonalnego ekshibicjonizmu. W czasach współczesnych, w których bezwzględnie króluje kult ciała, a duch zaledwie chowa się w jego cieniu, monodram jest elitarną formą negliżu, na którą stać tylko nielicznych. Bez wątpienia nie jest to jedyna trudność tego rodzaju formy, aktor nie tylko obnaża naszą ułomną ludzką naturę, ale również boryka się z samotnością na scenie, dużą ilością tekstu, a także żądnymi najwyższego kunsztu aktorskiego spojrzeniami widzów.

Na otwarcie wydarzenia wspólnie gromkimi brawami przywitaliśmy gościa specjalnego – wybitną aktorkę uhonorowaną Orderem Imperium Brytyjskiego – Fionę Shaw, która przybliżyła widzom osobistą, wynikającą z wieloletniego doświadczenia, głęboko ukształtowaną więź z teatrem jednego aktora. Monodram, niczym niezapisana kartka dla pisarza, prosi się o wydobycie z nicości, aby uchwycić ulotność sztuki i narodzić się dla świata. Według artystki w taki wieczór jak ten, powstają trzy przestrzenie: aktor na scenie, publiczność i opowiadana historia, które mogą nakładać się, przenikać, a nawet celowo omijać. Pada również porównanie ekstremalnego wyzwania podjętego przez artystów do oderwania się płaszczki od dna, która początkowo zdaje się naturalnie za ciężka, lecz jeśli poniesie trud poruszania płetwami, poczuje rzeczywistą wolność z pływania w toni wodnej. Podobnie monodram jest szalenie trudną, lecz zarazem szczególnie szlachetną formą artystycznej emancypacji aktora, opowieści oraz nawet nas widzów.

Nareszcie! Czas poznać pierwszą gwiazdę programu – przed państwem urzekająca LynnMarie Rink, piosenkarka, pięciokrotnie nominowana do Grammy, w spektaklu „Wrap your heart around it". Już od pierwszego aktu urocza aktorka podbija serca publiczności ślicznym głosem i rzadką (zwłaszcza wśród kobiet) umiejętnością gry na akordeonie. Zapowiada się niepowtarzalny wieczór, przepełniony humorem i muzyką folkową, choć to dopiero początek zapierającej dech w piersiach historii, bowiem w teatrze, jak i w życiu, sprawy przybierają nieprzewidywalny obrót. Przedstawienie w reżyserii Michaela Kearnsa przygotowane zostało pieczołowicie od A do Z. Każdy najmniejszy szczegół, od scenografii po grę aktorską, daje wrażenie przemyślanego, dopracowanego dzieła w niewymuszonym, swobodnym wykonaniu. LynnMarie Rink podchodzi do siebie z dużym dystansem, bez wstydu opowiada o dorastaniu u boku ojca alkoholika. Na scenie rozprawia się z takimi demonami, jak lęk i koszmarne wspomnienia z dzieciństwa. Aktorka przez monodram najwyższej jakości daje godne świadectwo prawdziwej wierze, niekończącej się nadziei, i największej z cnót: bezwarunkowej miłości. „Wrap your heart around it" to przeszywające na wskroś zwierzenia córki, żony i matki, historia o tym jak być w pełni wolnym mimo przeciwności losu. LynnMarie kilkakrotnie podkreśla, że „Łatwiej wybaczyć komuś, jeśli zna się jego ból". Obrazowały to przede wszystkim sceny, w których przytłoczona depresją artystka była w stanie odrodzić się jak feniks z popiołu. Aktorka na przemian zarażała optymizmem lub wzruszała do łez. W jednej ze scen odebrała telefon od męża i jak gdyby nigdy nic przeprosiła na chwilę widownię, by porozmawiać o postępach w rozwoju ukochanego synka. W tym wszystkim była tak szczera i autentyczna, iż mogłabym przysiąc: to dzieje się naprawdę! Zakończenie przedstawienia zwieńczone prezentacją zdjęć cudownego dziecka sprawia, że w obliczu dzielnej LynnMarie Rink po policzkach płyną oczyszczające nas z wszelkiej zuchwałości łzy.

Dzień drugi. Po autobiograficznym spektaklu pora na coś zupełnie odmiennego. Tym razem festiwalowa publiczność miała okazję podziwiać, popularną od kilku dziesięcioleci w Stanach Zjednoczonych, formę – stand-up, czyli monodram komediowy. W reżyserii i nietuzinkowym wykonaniu Rogera Westberga zobaczyliśmy „Hamleta" na wesoło, choć brzmi to właściwie jak paradoks, a dwudziestu postaci w wykonaniu jednego aktora nie wyobrażał sobie zapewne nawet Szekspir. Jak widać, w teatrze wszystko może się zdarzyć, jeśli tylko użyjemy odpowiednich środków. Artysta korzystał ze śpiewu, pantomimy, tańca oraz zaledwie kilku rekwizytów. Na zwrócenie uwagi zasługuje wspaniała aranżacja dźwięku w wykonaniu muzyka Jörgen'a Aggeklint'a przebranego w strój przypominający ubranie skrzata. Trzeba lat doświadczenia i kreatywnego umysłu, by zamienić klasyczną tragedię w komediowe show. Tego wieczoru w Teatrze Syrena nie brakowało czarnego humoru, najwyższego kunsztu aktorskiego i z pewnością dobrej zabawy.

Trzeciego dnia wyjątkowym odkryciem okazał się debiut Moniki Mariotti w ramach United Solo Europe – w monodramie „Moja Nina". Spektakl urozmaicono scenografią w postaci zaplecza głównej bohaterki przypominającego garderobę, zbudowaną z toaletki z obszernym lustrem oraz ekranem na samym środku sceny potrzebnym do wyświetlania zdjęć i filmów z życiorysu Niny Simone. Nie bez powodu od rekwizytów po stroje (scenografia i kostiumy: Katarzyna Adamczyk) przewijały się nawiązania do wyglądu zewnętrznego, zwłaszcza koloru skóry. Nina przez całe życie zmagała się z rasizmem, napiętnowaniem i dyskryminacją. Aktorka utożsamia się ze swoją muzą, od początku bezbłędnie imitując ją w sposobie poruszania się, mówienia i stylu śpiewania. Monika Mariotti zdumiewa w wykonaniu różnego rodzaju utworów od muzyki gospel, przez jazz po melancholijne piosenki. Ciekawe brzmienie głosu piosenkarki i akompaniament w wykonaniu zespołu muzycznego pod kierunkiem Michała Lamży utrzymują w ciągłym napięciu publiczność, która z zachwytem słucha muzycznej opowieści o niezwykle skomplikowanym życiu Niny. W połowie przedstawienia aktorka zdejmuje perukę i przedstawia się widzom. Monodram bez wątpienia przedstawia dwie sylwetki: kobietę o silnej osobowości i wrażliwą artystkę, do końca wierną swej pasji i tożsamości.

W piątkowy wieczór mieliśmy okazję spotkać się z duchem Grace Kelly (Grace Kiley) - światowej sławy aktorki i księżnej Monako w monodramie „Longing for Grace". Reżyser spektaklu - Austin Pendleton, podczas 75-minutowej opowieści o dramacie, jaki rozegrał się w życiu bohaterki, zabiera widza w podróż po najskrytszych i najbardziej intymnych rozterkach, przeżywanych podczas metafizycznego przejścia pomiędzy życiem a śmiercią Grace. Legendarna artystka w wieku 26 lat porzuca błyskotliwą karierę w Hollywood, aby poślubić Rainiera III Grimaldi i zostać księżną Monako. Tytułowa bohaterka, aby zasłużyć na podziw ojca, wyrzekła się własnych marzeń. Mimo niewyobrażalnych starań i porzucenia pasji dziewczyna nie zostaje doceniona przez rodzinę. Podczas spektaklu padają dwa znamienne zdania wypowiedziane przez tytułową bohaterkę, które stanowią kwintesencję spektaklu: „Nigdy nie pragnęłam podziwu, lecz miłości" oraz „W życiu zawsze należy podążać za pragnieniami serca". Monodram ukazany został jako testament artystki, ale przede wszystkim matki i córki. Zaprezentowana publiczności alternatywa interpretacji życia aktorki jest próbą przedstawienia jej przeżyć wewnętrznych. "Longing for Grace" to również swoista przestroga przed naiwnością młodzieńczych pragnień zderzonych z bezwzględnymi regułami świata polityki. Aktorka Grace Kiley w imieniu księżnej przekazuje publiczności cenną lekcję, iż nie warto rezygnować z siebie na rzecz zadowolenia innych. Najważniejsze to postępować w życiu z rozwagą, w zgodzie ze sobą i własnymi marzeniami.

Finałem Festiwalu było fantastyczne show „Waiting for Hitchcock" w wykonaniu Roberta Jägerhorna – znakomitego iluzjonisty i mistrza budowania napięcia scenicznego. Imponujące w jaki sposób artysta przez 70 minut utrzymywał kontakt z publicznością. Nawet na moment trudno było odwrócić od niego wzrok, gdyż każdy, najbardziej nieprzewidywalny ruch prowadził w końcowym efekcie do magicznej sztuczki. Niektóre triki były zaskakująco trudne, inne na granicy wytłumaczalności, jednak decydujący okazał się pozytywny nastrój utrzymywany przez magika. Przemawiało przez niego zaangażowanie, widać lata praktyki i niebywałą lekkość w kontakcie z widzami. Rewelacyjnym zabiegiem okazało się wplecenie elementów iluzji w historię Hitchcocka, realizacja fabuły wprawiła w zachwyt i zadziwienie publiczność. Niesamowite doświadczenie, cieszący się największym zainteresowaniem spektakl, pomimo, że trudno wyróżnić najlepszy monodram Festiwalu. Każdy z nich podbił serca widzów na swój oryginalny sposób, a wszystkie połączyła chęć dzielenia się z całą Europą pasją oraz życiorysem fascynujących ludzi.

Przez wszystkie dni United Solo mogliśmy poczuć magię Nowego Jorku, zanurzyć się w jego wielokulturowości, przebyć wspaniałą podróż nawet na krok nie opuszczając Warszawy. Mimo wyświetlania tłumaczeń, potrzebna okazała się przynajmniej elementarna znajomość języka angielskiego. Poza proponowanymi monodramami pojawiła się również możliwość udziału w warsztatach z przyjezdnymi artystami. Teatr Syrena niczym wehikuł czasu przenosił nas do przeszłości oraz przeróżnych zakątków Ziemi nieodwracalnie związanych z losem bohaterów. W natłoku spraw, w szarej codzienności i pogoni za zyskiem zapominamy o pokarmie dla ducha, a monodram przypomina jak ważne jest otwarcie się na otaczający nas świat, mający do zaoferowania o wiele więcej niż potrafimy to sobie wyobrazić. Po Festiwalu możemy poczuć się jak turyści wracający z ekscytującej, egzotycznej podróży, rozpoczętej oczyszczeniem ducha i zwieńczonej magią, która układa w głowie wyłącznie jedno pragnienie: szybkiego powrotu United Solo Europe na deski Teatru Syrena.

Julia Zdzieszyńska
Dziennik Teatralny Warszawa
9 czerwca 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...