(Nie)święta wojna

"Popiełuszko" - Reż. Paweł Łysak - Teatr Polski w Bydgoszczy

W bydgoskiej opinii publicznej zawrzało. Część środowiska miejscowej prawicy skrytykowała bowiem najnowszą premierę Teatru Polskiego - ,,Popiełuszkę".

1

W bydgoskiej opinii publicznej zawrzało. Część środowiska miejscowej prawicy skrytykowała bowiem najnowszą premierę Teatru Polskiego - ,,Popiełuszkę". Co w tym złego? - ktoś zapyta. Każdy ma wszak prawo do własnej opinii. Problem w tym, że sygnatariusze specjalnie wystosowanego oświadczenia wydali swój protest bez obejrzenia spektaklu. W każdym bądź razie podejrzewam, że nie zrobiła tego większość grupy. Pierwsze głosy sprzeciwu pojawiły się bowiem jeszcze przed premierą przedstawienia. W pewien sposób wyklucza to przeciwników TPB z oficjalnej dyskusji. Po raz pierwszy jednak bydgoscy konserwatyści potrafili tak się zjednoczyć pod wspólnym szyldem. Krytyka Teatru Polskiego nie jest na Kujawach niczym nowym. Dość przypomnieć, ile razy wypominano TPB awangardowość, która dosłownie podzieliła bydgoską publiczność. Paweł Łysak rzeczywiście długo prowadzi już swoją określoną linię repertuarową. Lata 2006-2009 to dynamiczny bieg Bydgoszczy prosto do czołówki scen w kraju. Argumenty krytyków od lat dotyczą ,,wulgaryzmów, ekshibicjonizmu", nie wspominając o ograniczeniu repertuaru do sztuk wyłącznie ,,nowoczesnych". Faktem jest, że niektóre sezony w TPB obfitowały w przedstawienia na podstawie Kane czy Jelinek. Należy żałować, że bez większego echa przeszła znakomita ,,trylogia romantyczna" Wodzińskiego. Wszystkie te eksperymenty odbywały się kosztem widowisk bardziej stonowanych. Dopiero od dwóch lat próbuje się nadrobić te zaległości. Powstały ,,Opera za trzy grosze", ,,Klub kawalerów" czy ,,Wszyscy święci". Zrównoważono więc ciężkie produkcje Kleczewskiej lżejszymi spektaklami. Środowiskom prawicowym to nie starcza. Oponenci TPB powinni złagodzić swoje podejście. Argumenty o ,,herezjach" (pamiętacie ,,Turystów"?) czy ,,hedonizmie" nie mają już dawnej siły wobec zmian w repertuarze. Chociaż Michał Czachor nadal rozbiera się w prawie każdym spektaklu Przecież nie można przemilczeć olbrzymiego wkładu Łysaka w promocję Bydgoszczy. Dyrektor dokonał wielkich zmian i bezsprzecznie zasłużył się w grodzie nad Brdą. Przy okazji całej sprawy pojawia się jednak inny, istotniejszy problem.

Zaatakowany TPB szybko znalazł obrońców. Błąd prawicowców polega na tym, że nie oglądają większości spektakli, które krytykują. Inna sprawa, że te przedstawienia często powielają największe grzechy współczesnych scen: nadmiar przekleństw, słowotok, realizacyjne bezsensy, niekiedy przesadne intelektualizowanie. Scenie przy Mickiewicza można wytknąć naprawdę wiele. Niejednokrotnie widownia jest przecież pustawa. To chyba najlepszy miernik oddziaływania danego teatru. A jednak prawicowców określa się jako ,,hołotę". Spektakl ,,Popiełuszko" pokazuje, jak tworzą się stereotypy. A przecież obrońcy tego nie najlepszego przecież przedstawienia często do szablonów się uciekają. Członkowie ONR, Kombatantów mogą być przecież prywatnie inteligentnymi, miłymi ludźmi. A już na pewno doświadczonymi życiowo. Ich zmęczenie niektórymi zjawiskami jest naturalne. A mimo to Mike Urbaniak w arcyironicznym felietonie ,,Precz z Łysakiem!" nadal traktuje ich jak oszołomów. Konserwatyści są traktowani jak margines, grupa ludzi niezdolna do dyskusji. Faktycznie część z nich obraża się i nawet nie podejmuje rozmowy. Ale nie można uniknąć wrażenia, że dochodzi do marginalizacji głosów z ,,prawa" (piszę o tym jeszcze niżej). Paweł Łysak spokojnie podjął rzuconą mu ,,rękawicę", zapraszając do dyskusji (o to mu przecież zawsze chodziło!). Roman Jasiakiewicz poparł dyrektora, chociaż to wsparcie bardziej wynika z dbałości o wizerunek miasta, niż rzeczywiste zainteresowanie byłego prezydenta kulturą.

Wystawiony na scenie kameralnej ,,Popiełuszko" został przyjęty raczej chłodno. Problem tego przedstawienia polega na tym, że nie szarga żadnych świętości, jak chcieliby tego (nie chcieli?) prawicowcy. Jest na to za banalny. Krzysztof Derdowski dokonał dokładnej, trafnej krytyki przedstawienia. Wyszedł poza proste frazesy, ale natychmiast postawiono go w gronie religijnych ,,fundamentalistów". Małgorzata Sikorska-Miszczuk sięgnęła po publicystykę. Nie zrobiła tego jednak porządnie. Poskutkowało to sztuką niezwykle jednostronną. Postać Antypolaka jest przedstawiona jako ofiara katolickiej ,,nagonki". Nie ma żadnych cech osobistych. Trudno tę emocjonalną wydmuszkę nazwać punktem odniesienia. A przecież to Kościół jest obecnie przedmiotem największego medialnego bombardowania. Hasła ,,Maybach", ,,Rydzyk", ,,pedofilia" krążą wśród społeczeństwa bez żadnych niemal ograniczeń. Choć Kościół prowadzi zakrojone na szeroką skalę działania edukacyjne, społeczne i wychowawcze. Robi w tej materii więcej, niż jakiekolwiek środowisko liberalne. A mimo to obraz błędów (które są w mniejszości) przytłacza wszelkie plusy. Szkoda, że przy przedstawianiu postaci prymasa Glempa zabrakło odniesienia do postaci księdza Czajkowskiego. Ten ostatni jest doskonałym przykładem na to, jak skomplikowane były relacje władz komunistycznych i Kościoła w tamtym czasie. To trochę tak, jak w ,,Naszej klasie" Słobodzianka. Żydzi jak jeden mąż stają tam po stronie komunistów. Takie uproszczenia są poważnym nadużyciem, jeśli już decydujemy się na publicystykę w teatrze.

"Popiełuszko" jest laboratoryjnie zimny. Postacie są pozbawione osobowości. Teatr nigdy nie miał takiej mocy oddziaływania jak Kościół. Fenomenem lat 80. była właśnie ta zbiorowa manifestacja, która odbywała się przecież pod znakiem krzyża. I było to oddanie pełne gorących uczuć. A na scenie? Św. Augustyn zarzucał wszak teatrowi, że ten wytwarza sztuczne emocje. Ale nie o to chodzi, by narzucać komuś swoje przekonania. Ważne, by własne argumenty wyprowadzać rozważnie. Dobrze, że demitologizuje się przeszłość. Ale bardzo istotne jest, by robić to z głową. Plakatowy spektakl z TPB posługuje się prawdziwie (powtórzę za Derdowskim) ,,lewackimi" argumentami. Dziwię się, że Paweł Łysak podjął się inscenizacji tak słabego tekstu. Ale to jego decyzja artystyczna. Jako taką należy ją uszanować.

Zobaczymy teraz, co zrobi środowisko prawicowe. Obrażenie się na dyrektora TPB będzie dla konserwatystów kompromitacją. A przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by rozpocząć poważną, merytoryczną dyskusję. Argumentów im nie zabraknie. Pod warunkiem, że uciekną od sloganów. TPB musi przygotować się na zmiany. I będą one tej scenie potrzebne.

2

Powstała Komisja ds. Monitorowania Sytuacji Teatrów Publicznych" - głosi z dumą nagłówek newsa na e-teatrze. W skład tejże komisji wchodzą m.in. Jacek Poniedziałek, Monika Strzępka, Łukasz Drewniak i z ramienia ZASP-u - Piotr Bąk. Skąd tutaj ZASP? Związek już dawno znalazł się na marginesie, a jego głos jest już i tak mało szanowany. Zapewne ZASP postrzega swoje przyłączenie się do protestu ,,Teatr nie jest produktem" jako szansę na odbudowanie własnej pozycji. Trudno bowiem powiedzieć, jakie ma możliwości działania. Z powstania Komisji należałoby się cieszyć, gdyby nie fakt, że powstała bez żadnych konsultacji z pozostałymi protestującymi. Dlaczego w składzie komisji nie znalazł się np. Jacek Głomb? Dyrektorzy teatrów z prowincji? Aktorzy? Obecny skład zespołu jest wyraźnie związany z ,,Krytyką Polityczną". Rodzi to niebezpieczeństwo partykularyzmu. Wyklucza wreszcie ludzi o innych poglądach, niż lewicowe.

Redbad Klijnstra przyznał się jakiś czas temu do ,,odmiennych" sympatii politycznych. Taka deklaracja sprawia najczęściej, że daną osobę zaczyna się traktować pobłażliwie. Do podobnych poglądów przyznała się niedawno Monika Strzępka. Nagle głośne wyznanie, że głosuje się na PiS, stało się modne. Bynajmniej nie dlatego, że popieramy partię Kaczyńskiego ideowo. Po prostu jest to opozycja przeciwko PO. Pominę milczeniem fakt, że PiS jest w rzeczywistości partią centrową, a nie typowo prawicową. Moda pozostała. Świadczy to o braku politycznej samodzielności całego środowiska. Zamiast stworzyć nową, twórczą (nie odtwórczą!) opcję, artyści podpinają się pod poszczególne partie, jakby to decydowało o jakości ich poglądów. Przecież nie wypada być apolitycznym. Środowisko odcina się od nieudolnych władz, ale cały czas żąda, by nad artystami rozciągnięto pieczę. Albo-albo.

Wracając do tematu - problem ,,wspólnego głosu" pozostał. Komisja została zawiązana nagle, de facto w gronie znajomych. Uzurpuje sobie prawo do reprezentowania wszystkich czterech tysięcy sygnatariuszy, co zaprzecza zasadom pluralizmu, którego rzekomo tak starają się bronić.

3

Artykuł Marcina Kościelniaka ,,Imperium" trafnie wskazuje palące problemy związane z protestem ,,Teatr nie jest produktem". Przede wszystkim piętnuje skandaliczną decyzję władz Warszawy o powierzeniu Słobodziankowi dyrekcji Teatru Dramatycznego. Autor ,,Naszej klasy" zachowuje przy tym Teatr na Woli i Laboratorium Dramatu. To skupienie rzeczywiście jest niebezpieczne. W dodatku procedura wyboru dyrektora woła o pomstę do nieba. Pomińmy już przy tym osobiste animozje Słobodzianka ze środowiskiem ,,warszafki". A jednak zmiana była konieczna (tylko czemu w taki sposób?!). Dramatyczny dostaje takie dotacje, że ma obowiązek tworzyć nie tylko spektakle dla tych przysłowiowych już ,,pięciu procent". Wprost przeciwnie, dyrekcja Holoubka podtrzymała najważniejsze tradycje tej sceny. Mianowicie takie, które miały nawiązywać kontakt z możliwie jak najszerszą widownią. A zatem mówić jej językiem, a nie intelektualnymi abstrakcjami.

Kościelniak wskazuje też na podziały w samym środowisku, ale nie mówi, czy i jak można je rozwiązać. Moje wątpliwości wzbudził też fragment, w którym autor podpisuje się pod słowami, że ,,system jest niewydolny i wymaga strukturalnej przebudowy". To wypowiedź, która ogranicza się do frazesu. Czy znajdziemy w ,,Imperium" jakiś koncept na naprawę sytuacji? Nie. Kościelniak przywołuje słowa Zadary o Macieju Nowaku. Młody reżyser naiwnie postrzega dyrektora IT jako cudotwórcę. Przypomnijmy: pod koniec dyrekcji Nowaka w Wybrzeżu frekwencja sięgała niespełna dwudziestu procent, a gdańska scena pogrążyła się w długach. Nowak ma też zaskakująco szerokie kompetencje na swoim obecnym stanowisku w IT. Mamy tu chyba do czynienia z Baconowskimi ,,idolami". Wielkie nazwiska mają zbawić nasz teatr. Słobodzianka się tylko krytykuje, jakby zapominając, że ma za sobą długą i pełną pracy drogę artystyczną. Ale i tak na pierwszy plan wystawia się tylko Warlikowskiego czy Jarzynę, chociaż sława tego ostatniego bazuje głównie na przedstawieniach sprzed lat.

Jeśli już teoretyzować, to z głową. Kościelniak napisał w odniesieniu do programu Słobodzianka: ,,Ja opowiadam się za biegunowo przeciwną sztuką: budzącą demony, wyzwalającą lęki". To w reakcji na zapowiedzi nowego dyrektora Dramatycznego o ,,działaniach egzorcyzmujących demony przeszłości" i ,,terapeutyzujących lęki przeszłości". Zaraz, zaraz - jeśli egzorcyzmujemy demony, najpierw trzeba je obudzić. Naturalne jest też chyba, że wskrzesza się ,,złe duchy", by sobie z nimi jakoś poradzić. A może sztuka powinna tylko wzbudzać ,,lęki"? Tak dla samej zabawy? Krążące wśród nas demony będą przeradzać się w nowe kompleksy, które znów można wzbudzać, i tak dalej W końcu ,,po co ginie Naród", prawda? Odnoszę się w ten sposób do sformułowania pana Kościelniaka, bo jest ono zastraszająco plakatowe. Na takie frazesy naprawdę należy uważać.

Oczywiście część osób przypnie mi teraz łatkę krytyka, który chce się podpiąć się pod sukces Słobodzianka. To nieprawda: wystarczy przejrzeć moje recenzje ze spektakli na Kasprzaka. Przestrzegam jedynie przed jednostronnym oglądem całej sprawy. W tym felietonie obie opisane sytuacje są zaskakująco podobne, bowiem dotyczą zwyczajnego poszanowania drugiej strony. Należy zawsze mieć na uwadze odmienne poglądy (jeśli są one solidne, nie sezonowe) drugiej strony, jeśli chcemy, by debata rzeczywiście była debatą. Inaczej będziemy mieli kolejne epitety w stylu ,,to wy jesteście panami w garniturach", ,,hołota", ,,ciemnogród", ,,lewaki", itd. Zaskakujące jest, że żyjemy w czasach, w których postęp stał się rodzajem nowej ideologii. Nie jesteś ,,postępowy"? Pieprz się, betonie. Oto wkracza kasta wyzwolonych.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
19 czerwca 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia