Nie tylko lalka

25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej

Drugi dzień bielskiego festiwalu odznaczał się różnorodnością formalną i tematyczną. W centrum uwagi nie znajdowały się lalki ani techniki animacyjne, lecz raczej eksperymenty i wychodzenie poza schemat lalka-aktor.

Każdy z obejrzanych przeze mnie tego dnia czterech spektakli był odmienny w swej strukturze, wykonaniu oraz treści. Pierwszy ze spektakli „Dom zakazów” w wykonaniu artystów z Teatro All’Improvvisio z Włoch w przyjemny i w bardzo prosty sposób zapoznał młodych widzów z terminem ‘zakaz’. Chociaż może słowo ‘spektakl’ w odniesieniu do tego pokazu nie bardzo tu pasuje. Był to raczej pokaz, rodzaj otwartej interakcji z publiką, pewna forma obrazowej pogadanki osnutej wokół zakazów i tego, co może z nich wynikać. A co może wynikać? Wiele ciekawych inicjatyw! Na początku jeden z aktorów za pomocą czarnej taśmy wyznacza przestrzeń gry, nazywając ją domem zakazów. Po czym w tę właśnie przestrzeń wkracza dwójka tancerzy, którym zostaje zakazane prawie wszystko: od nieruchomego stania po szalony taniec. Bohaterowie zatem są zmuszeni do kombinowania w jaki sposób mogą się poruszać i porozumiewać jeśli nie mogą tego robić „w normalny sposób”. Skoro, na przykład, kulka z papieru nie może być podniesiona za pomocą ręki, może warto na nią dmuchnąć? Inicjatywom nie było końca i to właśnie było prawdziwą ideą spektaklu – pokazanie dzieciom, jak ważne jest twórcze myślenie i kreowanie nowych zjawisk, rzeczy itp., która to kreacja przejawia się dzięki temu, że coś wymyślonego wcześniej zostało zabronione! Niestety w widowisku tym nie dokonała się żadna animacja – mieliśmy tutaj do czynienia jedynie z ruchem i tańcem. 

Taniec został wykorzystany także w spektaklu austriackiego twórcy Klausa Obermaiera „Kreacja… (tu i teraz)”. Na scenie obecne były dwie tancerki, za którymi znajdował się ekran. Ekran ten służył projekcjom, których podstawą były ciała tancerek w ruchu. Mój podziw wzbudziły niektóre fragmenty choreografii oraz kolorowe animacje, stworzone na bazie np. dłoni lub kawałka nogi jednej z tancerek. Myślę, że twórcom udało się połączyć klasyczne formy sztuki (taniec) z innowacjami (kreowanie animacji na żywo). Synteza ruchu pięknych ciał, eksperymentów wizualnych, transowej muzyki i błysków fleszy była bardzo imponująca i świetnie budowała klimat tego spektaklu.

Jednak przyglądając się poczynaniom artystów tych dwóch opisanych spektakli zadawałam sobie pytanie, czy aby na pewno trafiły one na odpowiedni festiwal, który w nazwie ma „festiwal sztuki lalkarskiej”. Rozumiem założenie tegorocznej, 25. edycji festiwalu, które brzmi „tradycja i nowatorstwo”, jednak czy aby twórcy nie idą zbyt daleko i czy aby nie zatracili gdzieś po drodze tego, jakże wdzięcznego elementu jakim jest animacja materii nieożywionej?

Na szczęście pozostałe propozycje festiwalowe zawierały – choć były równie oryginalne – animacje. Pierwszy z nich – „monodram” australijskiego lalkarza Nevilla Trantera garściami czerpał z tradycji teatru typu Punch and Judy, o czym świadczył już sam tytuł spektaklu: „Punch i Judy w Afganistanie”. Lalkarz przeprowadził nas przez meandry arabskiego świata w dość nietypowy, bo prześmiewczy sposób. Bohaterem był tutaj Nigell, który szukając na pustyni swojego zaginionego asystenta Osiłka, natknął się przypadkiem i zdemaskował kryjówkę Osamy bin Ladena. We wszystkie postaci ‘wcielał’ się oczywiście lalkarz, czyniąc to bardzo sprawnie: każda pacynka miała swój charakterystyczny głos, sposób ‘poruszania się’. Było na co popatrzeć i z czego się pośmiać – choć tematyka ponura, to scenariusz kipiał od śmiesznych sytuacji, co zresztą było podstawą spektaklu: wykpienie wszystkiego, z wojną świat kontra Arabowie na czele.

Interesująco wypadł ostatni spektakl konkursowy – „Kleist”, będący ‘adaptacja’ traktatu pt. „O teatrze marionetek” autorstwa niemieckiego pisarza, dramaturga doby romantyzmu, Heinricha von Kleista. Trójka aktorów cytowała dzieła mistrza i obrazowała je za pomocą ruchów marionetek. W pamięć zapadły mi szczególnie: scena z animowaniem masek oraz wirowaniem marionetek przyczepionych do sztankietów – obydwie sceny miały bardzo wielki ładunek liryczny, tworzyły – dzięki umiejętnej animacji, muzyce i reflektorom – piękne obrazy. Doprawdy – marionetki (idąc za myślą Kleista) mają poczucie absolutnej nieograniczoności swoich ciał… mogą wszystko! Szkoda tylko, że nie wszystkie kwestie aktorów zostały przetłumaczone na język polski – nie każdy rozumie niemiecki a nie wszystko dało się wydedukować z poszczególnych sytuacji scenicznych.

P.S. Oprócz wymienionych spektakli w sobotę zaprezentował się także czeski teatr Divadlo Drak ze spektaklem \'Złotowłska".

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Katowice
28 maja 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia