Nie tylko Śnieżka

Rozmowa z Urszulą Raczkowską

Urszula Raczkowska pochodzi z Białegostoku. W wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora pracuje od 2008 roku. W swoim dorobku, oprócz ról miłych i radosnych dziewczynek, ma także te bardziej niejednoznaczne. Taka była m.in. jej Alina z "Balladyny" w reżyserii Marioli Ordak-Świątkiewicz. W ubiegłym roku aktorka zaskoczyła nas recitalem piosenki francuskiej. Nam opowiada o radości śpiewania, wymarzonych rolach i reakcjach widzów.

Alicja Śliwa: Rozmawiamy 27 marca w Międzynarodowym Dniu Teatru. Czym dla pani jest teatr?

Urszula Raczkowska: Teatr jest bardzo ważny w moim życiu. Zajmuje większość mojego czasu. Nie mogę się od niego odciąć i odpocząć nawet w domu, przecież jutro gram spektakl. Nie potrafię sobie odpuścić.

Czy od zawsze chciała pani zostać aktorką?

- Od zawsze, ale przez chwilę zaczęłam się wahać. Zastanawiałam się czy w ogóle trafię do teatru. Nie ma w nich wielu miejsc pracy dla młodych ludzi. Po szkole, kiedy przyjechałam do Wrocławia, zaczęłam szukać pracy w teatrze w Jeleniej Górze, Legnicy, Opolu. Nie było łatwo w zupełnie nowym otoczeniu i środowisku, ale przy odrobinie szczęścia udało mi się. Okazało się, że w wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora szukają aktorki. Zaczęłam pracować tu w 2008 roku. Zadebiutowałam rolą Ciotki w spektaklu "Och, Emil" w reżyserii Lecha Chojnackiego.

W 2013 roku wiele się u pani wydarzyło w życiu zawodowym.

- Ubiegły rok był dla mnie bardzo intensywny ze względu na premiery w teatrze i premierę mojego recitalu piosenki francuskiej, który powstał dzięki przyznanemu przez Urząd Miasta stypendium twórczemu. Premiera odbyła się 30 listopada. Teraz trochę odpoczywam i łapię oddech, bo była to trudna praca, ale dała mnóstwo satysfakcji. To było wspaniałe przeżycie dzięki ludziom, których poznałam. Mam ogromną satysfakcję, że się udało. Cieszę się, że mnie, jednej osobie udało się nad wszystkim zapanować. Momentami było to bardzo wyczerpujące. Mam kolejne pomysły, ale muszą poczekać, potrzebuję odpocząć.

Jaki miała pani pomysł na recital?

- Od dawna chodził za mną temat piosenki francuskiej. Kiedy dowiedziałam się, że w Wałbrzychu mieszka duża społeczność repatriantów z Francji, wpadłam na pomysł, by zebrać prawdziwe wspomnienia i opowiedzieć historie tych ludzi, tego miejsca. Mam zapisany cały zeszyt wspomnień. Spotkania byty niezwykle ciepłe i pełne emocji. Emocje

Kiedy dowiedziałam się, że w Wałbrzychu mieszka duża społeczność repatriantów z Francji, wpadłam na pomysł, by zebrać prawdziwe wspomnienia i opowiedzieć historie tych ludzi, tego miejsca udzielały się również mi. Następnym etapem była praca z muzykami, później z reżyserem Przemkiem Jaszczakiem, którego poznałam podczas prób do "Brzydkiego kaczątka". Chciałam, by recital był prosty w formie, a najważniejsze były wspomnienia i muzyka. Utwory wybrałam w ten sposób, by każdy z nich pasował do innej historii. Śpiewam piosenki m.in. Jaquesa Brela. Edith Piaf, Françoise Hardy, również po francusku.

Jak podobał się pani koncert Katarzyny Groniec, która z podobnym repertuarem wystąpiła niedawno w TLiA?

- Było świetnie! Wyszłam z niego zachwycona. Na klawiszach grał nasz kolega, Łukasz Damrych, który jest kompozytorem muzyki do "Królestwa Koralowej Rafy". Zobaczyłam go na scenie takiego pełnego energii i pasji, byłam pod ogromnym wrażeniem. .

Każda dziewczynka marzy, żeby być księżniczką albo królewną. Pani zagrała królewnę Śnieżkę w spektaklu wyreżyserowanym przez Ireneusza Maciejewskiego w 2009 roku. Czy to było spełnienie dziecięcych marzeń?

- Nie, zupełnie (śmiech). Mam bardzo dziewczęcy wygląd, więc zazwyczaj obsadzano mnie "po warunkach". Grałam i Calineczkę, i Alicję z krainy czarów, dziewczynki ciekawe świata, radosne. A chciałam zagrać zupełnie coś innego. Może jakiś czarny charakter? Kiedy więc dostałam do zagrania Śnieżkę, wcale nie byłam zadowolona. Dopiero w ubiegłym roku mogłam się zmierzyć z naprawdę ciekawymi rolami. Mam na myśli Starą Kaczkę w "Brzydkim kaczątku" Przemka Jaszczyka, kobiecą panterę Bagheerę z "Księgi dżungli" Jerzego Połońskiego i Jarosława Stańka. Taką rolą jest także sepleniąca Rekina z "Królestwa Koralowej Rafy" Marioli Ordak-Świątkiewicz,. To są charaktery!

Jaka widownia przychodzi na spektakle do teatru lalek? Czy tylko dzieci czerpią przyjemność z państwa pracy?

- Czasem, gdy zerknie się na widownię, okazuje się, że na spektaklach niedzielnych jest więcej dorosłych niż dzieci. Miło jest widzieć, jak dorośli przez chwilę przestają być dorosłymi i śmieją się beztrosko. Czasem jednak nie chcą się wciągnąć w zabawę, nie mają dystansu. Kiedyś graliśmy dla szkoły "Calineczkę". Spektakl rozpoczyna się interakcją z widzami, gdy szukamy zaginionego ziarenka. Podeszłam do pani nauczycielki i spytałam "Czy znalazła pani ziarenko?". Pani mi odpowiedziała "Nie do mnie, do dzieci". Pomyślałam sobie, czy nie ma pani ochoty się pobawić, poczuć dzieckiem? Jakie to smutne.

Czy aktorzy lubią wyraziste reakcje w czasie spektaklu?

- Tak! Chcemy takich reakcji i sytuacji. Najgorsze jest to, kiedy na spektaklach dzieciaki naprawdę świetnie się bawią i całe rozemocjonowane chichrają, coś dopowiadają, a panie je uciszają. My chcemy wiedzieć, czy to, co robimy, działa, czy wywołuje emocje, śmiech, czy jest zabawnie czy nie. Czasem są też takie spektakle, kiedy mówię, że widownia "nie oddychała". To znaczy, że nie było żadnych reakcji. Trudno wtedy wyczuć, czy spektakl się podobał, czy też nie.

Co lubi pani robić w wolnym czasie?

- Uwielbiam podróże i kino. Ostatnio oglądam mnóstwo filmów. Czasem nawet zaczynam myśleć, czy to już nie jest niebezpieczne. Mogłabym codziennie się w nich zatapiać.

Czy nie myślała pani o graniu w filmie?

- Byłoby cudnie! Ale to nie takie proste, bo etat wiąże. Czasem, gdy staram się dostać do jakiejś reklamy, okazuje się, że terminy się pokrywają i nie jestem w stanie pogodzić dwóch rzeczy. Trzeba by więc było postawić wszystko na jedną kartę. A jeśli się nie uda?

Alicja Śliwa
Tygodnik Wałbrzyski
10 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...