Nie zadzieraj z góralami

"Biały Dmuchawiec" - reż: Krzysztof Babicki - Teatr im. Osterwy w Lublinie

Tworzymy zamknięte zbiorowości, pełne ukrytych grzechów i fasadowych zachowań. Tę prawdę Mateusz Pakuła chce nam powiedzieć, bawiąc się konwencjami teatru i rzeczywistości.

Dramaturg, student Mateusz Pakuła ma 27 lat, wygląda jak młody artysta stylizowany na lata 70. XX wieku: skromny postmodernista z ideami, krótko ostrzyżony i w swetrze założonym jakby szedł do sklepu po chleb. Fizjonomia ta i odzienie skrywają pilnego eksperymentatora słowa i materii teatru, o czym jest jego sztuka "Biały Dmuchawiec" prapremierowo wystawiona w sobotę w Teatrze im. Juliusza Osterwy w reżyserii Krzysztofa Babickiego. 

Rzecz na początku jest w stylu "żywiec" - jak z telewizora lub reportaży Gazety Wyborczej. Ja (Mikołaj Roznerski) i Karolina (Hanka Brulińska) przyjeżdżają do Białego Dmuchawca, bo w szkole teatralnej w Krakowie, gdzie studiują kazano im znaleźć jakiś teatralny temat z życia, a dla nich takim tematem jest zagadkowe morderstwo sprzed lat w góralskiej miejscowości. Słyszymy klasyczne wiejsko-małomiasteczkowe opowieści, tę głupotomądrość o tym, że ona to była taka, on taki, a w ogóle to nic nie wiadomo, bo po co się mieszać, ale panie, jak tak można itd. Jednym słowem, samo życie dobrze podpatrzone, a publiczność śmieje się żwawo.

Im dalej po Białym Dmuchawcu wędruje para Ja i Karolina, tym bardziej rzecz zaczyna się gmatwać a i autor nie ukrywa, że chce żebyśmy chwilami myśleli, że to taka góralska historia a la Twin Peaks. Czas płynie sobie dowolnie, a nawet do tyłu, zaś osoby zmieniają tożsamości do tego stopnia, że Ja i Karolina poczynają wchodzić w dusze i ciała tych mieszkańców Białego Dmuchawca, którzy mieli dostarczyć im fabuły i dramatu do szkolnej wprawki. Co rusz Mateusz Pakała bawi się stylistykami, słowem i półsłówkami, myli tropy fabularne, piętrzy zagadki, chwilami się młodzieńczo zapętlając w ślepych zaułkach.

Publiczność rozumie, że ta początkowo śmieszna farsa z codzienności była tylko pewnym zabiegiem, i że autor sobie po prostu eksperymentuje. I na nic już się zdają nawet momenty straszne o tym, że źródłem dramatu w Białym Dmuchawcu jest brutalne molestowanie nieletniej. Nie robi to wrażenia, bo coś za coś: swoboda w obchodzeniu się z rzeczywistością sprawiła, że Mateusz Pakuła wszystko co rzeczywiste już zamienił w rodzaj popcornu i jak mówi jego bohater: w ple, ple. Pakuła? Czy media? Czy może zrobiliśmy to my sami?

Dla reżysera to niebywała frajda, albowiem nie przymuszony ciężarem żadnego poważnego morału, może inscenizacyjnie i interpretacyjnie hasać swobodnie i z fantazją. I Krzysztof Babicki nie marnuje tej szansy, a aktorzy grają znakomicie. Jak na dłoni widać sens scenografii (Barbara Wołosiuk), znaczenie muzyki (Janusz Grzywacz) i świetną pracę choreografa (Zbigniew Szymczyk). Wydaje się, że Krzysztof Babicki z powodzeniem mógłby wyreżyserować nawet książkę telefoniczną. Rzecz jasna, nie ma, bo i nie musi być, w tym wszystkim żadnej bestii, niczego, co by się do duszy przykleiło na dłużej.

Drzewka widzowi o nie, nie grozi, gdyż jak się rzekło, jest i wiele smakowitych ról, co wszakże znaczy, że Mateusz Pakuła nie tylko eksperymentował ale też potrafił wykreować swym tekstem ramy dla pełnokrwistych postaci. Klasą dla siebie był Krzysztof Olchawa jako Jan Liszaj, niesamowicie, naturalnie prawdziwy, przekonywujący i każdy powie, że go gdzieś kiedyś widział, super zlepiony z tekstem i z fizyką swej postaci. Trzeba też zauważyć Przemysława Gąsiorowicza jako Andrzeja Furteka, bo to kolejna jego bardzo dobra, wyważona drugoplanowa rola. Ma swoje pięć minut Artur Kocięcki jako Wokalista z wiejskich wesel. Monika Babicka wciela się w trzy postacie - i nie zawsze można poznać, że to ona. Tylko jakoś główni bohaterowie, chociaż bardzo mili, na tym tle wypadają blado. Ja w wykonaniu Mikołaja Roznerskiego to postać nadmiernie infantylna, jakby styl psychiki młodego dramaturga w terenie miały symbolizować pierwsze wypowiadane przez niego słowa w sztuce: "Niebieski płatek i biały. Bo płatki śniegowe są różnego koloru w zależności od słońca. A obecne słońce jest niebieskie i białe bo jest zima". I takoż dziwnie, wprost niemożliwie bezpłciowa jest Karolina w wykonaniu Hanki Brulińskiej. Czyżby autoironia młodego dramaturga w swetrze.

Grzegorz Józefczuk
Gazeta Wyborcza Lublin
1 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia