Nie zawsze jest wesoło

"Kogut w rosole" - reż: Marek Gierszał - Teatr Rozrywki w Chorzowie

Na sali ciemność, widać tylko żar papierosa osoby palącej na scenie, w tle doskonale znana piosenka "Always look on the bright side of life" - zaczyna się spektakl. Już za moment wyobrażenia dobrze usytuowanego biznesmena na scenie zderzają się z rzeczywistością - oczom widowni na tle speluny ukazuje się stary, pijany mężczyzna, który próbuje odebrać sobie życie. No cóż, nie zawsze jest wesoło

„Kogut w rosole” to spektakl oparty na tekście Sameuela Jokica "Coming clean", którego reżyserii podjął się Marek Gierszał. Nie zaskakuje fabułą, ponieważ historia, którą pokazuje znana jest już z innych produkcji (jak np. filmowe czy teatralna „Goło i wesoło”). Utrzymana w konwencji komedii przedstawia smutne dzieje grupy mężczyzn (w tych rolach: Witold Szulc, Mirosław Książek, Adam Szymura) borykających się z bezrobociem po zamknięciu stalowni. Do tego każdy ma swoje własne problemy – jednego zdradza żona, inny dostaje zakaz widywania się z synem i nie potrafi oddać długów windykatorom. Żeby wyjść z impasu postanawiają założyć grupę striptizerów o bardzo chwytliwej nazwie: Dzikie buhaje. Rozpoczynają walkę o przywrócenie godności poprzez jej odrzucenie, wraz z publicznie zrzucanymi ciuchami. Do zespołu dołączają pragnący za wszelką cenę występować na scenie gej (w tej roli Krzysztof Włosiński) i młody i utalentowany Czeczen Mustafa (Kamil Guzy). Panowie rozpoczynają przygotowania, którym zaczyna przewodzić Spencer (Andrzej Kowalczyk). Od początku powstające wątpliwości przysłonięte zostały wizją zarobku, dlatego mężczyźni nie wycofują się z projektu i finalnie występują w klubie, rozbierając się do rosołu. Przed występem jeszcze raz można usłyszeć Always look on the bright side of life, co może być różnie interpretowane. Z jednej strony może znaczyć to: a jednak jest lepiej, a z drugiej: nie zapominaj zawsze szukać pozytywów w sytuacji, w której się znajdujesz.

„Kogut w rosole” sam w sobie jest dobrze warsztatowo wykonanym spektaklem. Zdarzały się niewielkie potknięcia na scenie, ale nie były one rażące i nawet pasowały przedstawianym postaciom. Proste dekoracje wprowadzały odpowiedni nastrój a wykorzystana muzyka ożywiała całość.

Najbogatsza w spektaklu okazała się scena finałowa. Tu pochwała za odwagę należy się aktorom, którzy w ostatniej scenie robią prawdziwy striptiz do ciekawego układu choreograficznego Grzegorza Suskiego. W show została włączona publiczność (głównie składająca się z pań), która wypełniła swoje zadania doskonale – striptizerzy nagrodzeni zostali kobiecymi piskami i brawami Jednak taniec - rozbieraniec to nie powinno być wszystko, po co widz przychodzi na sztukę. Spektakl jest pewną hybrydą radości (przejawiającej się w czasem zabawnych sytuacjach i dialogach) i smutku (pokazanego w historii). Jest za smutny, żeby się cały czas śmiać i zbyt wesoły, żeby być cały czas smutnym, co wraz ze znaną fabułą nie wpływa zbyt dobrze na jego odbiór.

Katarzyna Skowronek
Dziennik Teatralny Katowice
14 listopada 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia