Nie zszokowała mnie reklama piwa z udziałem Krzysztofa Majchrzaka

felieton Romana Pawłowskiego

Felieton Romana Pawłowskiego z cyklu "Kronika wypadków kulturalnych"

Muszę się państwu do czegoś przyznać: nie zszokowała mnie reklama piwa z udziałem Krzysztofa Majchrzaka. Nie dołączę więc do chóru lamentujących, że aktor znany z bezkompromisowości zaparł się swoich poglądów, oszukał widzów, stracił autorytet, skończył się, sprzedał się, sprostytuował i zaprzepaścił karierę. Nie wyrzucę za okno telewizora ani filmów DVD z jego udziałem, nie będę się zarzekał, że moja noga nie postanie w Teatrze Studio, gdzie aktor występuje. Widząc Majchrzaka na ulicy, nie będę przechodził na drugą stronę ani udawał, że się nie znamy. Przeciwnie - podam mu rękę i serdecznie się przywitam.

Dlaczego? Ponieważ w tych lamentach i biadoleniach na temat upadku Majchrzaka czuję intensywną schadenfreude: nareszcie i jemu powinęła się noga. Nie przypominam sobie, aby podobne larum towarzyszyło niedawnej reklamie piwa z udziałem Jana Frycza i Andrzeja Chyry czy reklamie banku z Michałem Żebrowskim i Janem Peszkiem, mimo że wszyscy oni tak jak Majchrzak grają w teatrze i unikają komercji. Majchrzakowi zarzuca się, że kiedyś atakował środowisko aktorskie za udział w komercyjnych szmirach, a dzisiaj sprzedał się sam. Tylko że o ile pamiętam Majchrzak nigdzie nie twierdził, że granie w reklamach jest be. Owszem, piętnował szmirę i kult celebrytów, ale pytany o reklamę zachowywał wstrzemięźliwość. "Nie chcę się zachowywać jak pieprzony fundamentalista, który krzyczy: Nie róbmy reklam! Ale może bardziej, cholera, uważajmy. Żeby to, w czym się pokazujemy, było mądrzejsze, żeby nie kradło nam pewnej artystycznej i ludzkiej tajemnicy. Żeby po prostu nie było żenujące" - mówił w 2002 roku w wywiadzie dla "Przeglądu". Pytany, czy sam zagrałby w reklamie, odpowiadał, że oprócz honorarium zażądałby scenariusza i prawa do autoryzacji po montażu, aby mieć całkowitą kontrolę nad swoim wizerunkiem. I to właśnie dzisiaj osiągnął. Reklama jest nieszablonowa, aktor nie pije piwa ani nie prowadzi kretyńskich rozmów w pubie. Składa z papieru łódkę, którą puszcza po wodzie rozlanej na stole. Mówi: "Nigdy nie myślałem że wystąpię w reklamie. Fajnie. Wyglądam jak chcę, mówią to, co chcę. Dowiedz się, czego chcesz". Koniec Majchrzaka? Wolne żarty. Życzę wszystkim, aby tak kończyli.

Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza Stołeczna
1 lutego 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...