Nie-życie nasze powszednie

"Między nami dobrze jest" - reż: Piotr Ratajczak - Teatr Zagłębia w Sosnowcu

"Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej to dramat, który z zadziwiającą prędkością zyskał miano bestselleru. Jeszcze szybciej obrósł sławą jako tekst kontrowersyjny, który bezlitośnie obnaża wady i śmieszności polskiego społeczeństwa. Autorka mierzy się tutaj nie tylko z wciąż jeszcze żywym widmem II wojny światowej, ale także z całkiem nowymi zmorami współczesnej popkultury. Z kolei z samym tekstem Masłowskiej (który do łatwych bynajmniej nie należy) "bierze się za bary" Piotr Ratajczak w najnowszym spektaklu Teatru Zagłębia w Sosnowcu

W klaustrofobicznej klitce – która lepiej nadaje się na winną piwniczkę niźli lokum mieszkalne – mieszkają trzy kobiety: Mała Metalowa Dziewczynka, jej matka Halina i babcia Osowiała Staruszka. Cytując Masłowską: „to ciasne pomieszczenie sprawia wrażenie niedużego, a to właśnie w nim wielopokoleniowa familia wspólnie śpi, je, wydala, żyje, nie śpi, przewraca się z boku na bok, wymiotuje i dostaje sraczki, nie żyje i umiera, nie musząc się przy tym w nim w ogóle szukać, a wręcz przeciwnie — ciągle i ciągle się w nim znajdując”. Mimo ścisku znalazło się tu także miejsce na otyłą sąsiadkę Bożenę i szereg przybyszów zza drugiej strony telewizyjnego ekranu, z tego lepszego świata, który – chociaż na skutek skomplikowanego spiętrzenia przestrzeni zdaje się momentami przylegać do rzeczywistości tej obskurnej kwatery – pozostaje odległy i całkowicie niedostępny. 

Życie biegnie jasno wytyczonym, do bólu już utartym torem, na straży którego stoi program telewizyjny. Egzystencję tej rodziny determinuje on do tego stopnia, że postacie rzadko kiedy wchodzą ze sobą w bezpośrednie reakcje, przez znakomitą większość czasu patrząc przed siebie, w stronę publiczności, gdzie możemy się domyślać wyimaginowanej ściany „srebrnego ekranu”. Egzystencja zresztą i tak wydaje się być słowem zdecydowanie „na wyrost”. Bo, tak naprawdę, cały dramat Masłowskiej zbudowany jest na ciągłym braku i negacji. Bohaterowie opowiadają o wakacjach, na które nie pojechali i skąd przywieźli nigdy niezrobione zdjęcia, posiłkach, jakich nie ugotowali i filmach, które z pewnością byłyby światowym bestsellerem, tyle tylko, że nigdy nie powstały. Koncept ten – konsekwentnie prowadzony przez całość sztuki – swoje apogeum odnajduje w zakończeniu, które w ogóle poddaje w wątpliwość istnienie mieszkańców tego szarego bloku. 

Dramat Masłowskiej porusza cały szereg problemów, poczynając od konfliktu między pokoleniami, poprzez piętno historii i kwestię tożsamości narodowej, a na ostrej krytyce naszego konsumpcyjnego społeczeństwa kończąc. W inscenizacji Ratajczaka to właśnie ten ostatni aspekt zdaje się wysuwać na pierwszy plan. Oczywiście tutaj także główne bohaterki pochodzą z zupełnie innych światów, a każda z nich snuje historie swojego życia w całkowitym oderwaniu od reszty (co najwyraźniej widać w dialogach pomiędzy Małą Metalową Dziewczynką a jej babcią), jednak w ostateczności te trzy głosy łączą się w spójną opowieść o losach statystycznej polskiej rodziny, gdzie życie toczy się wokół telewizora, gazetki „Nie dla Ciebie” i promocji w supermarkecie.

Dostaje się w „Między nami dobrze jest” wszystkim. Pokoleniu najmłodszemu za ignorancję, naiwność i niewiedzę. Pokoleniu PRL-u za brak ambicji, przyziemność, prostactwo. Artystom za snobizm, stagnację, odtwórczość i odwieczne „parcie na szkło”. Wreszcie całej współczesnej pop-kulturze za głupotę, tandetę, intelektualną pustkę. Do pewnego stopnia oszczędził Ratajczak tylko pokolenie najstarsze, napiętnowane traumą II Wojny Światowej, którego reprezentantem w „Między nami…” jest Osowiała Staruszka. Sposób konstruowania tej postaci (udana rola Elżbiety Laskiewicz), jako pełnej smutku i tęsknoty za młodością, zniedołężniałej i zaniedbywanej przez rodzinę, sprawia, że los kobiety budzi raczej współczucie niż śmiech. To właśnie ona – przez cały czas spychana na dalszy plan, niesłuchana – w wielkim finale powstaje z wózka i staje się „punktem centralnym” scenicznej rzeczywistości.

Jednym z niewątpliwych atutów sosnowieckiego przedstawienia jest intrygująca scenografia autorstwa Matyldy Kotlińskiej, która zrezygnowała z jakichkolwiek prób zaczepienia przestrzeni mieszkania w realnej rzeczywistości. Nie zobaczymy tutaj w związku z tym żadnych mebli czy stert rupieci, jakich istnienia możemy się domyślać z opowiadań Małej Metalowej Dziewczynki. Zamiast tego mamy tylko pseudo-ściany zbudowane z plastikowych skrzynek. Tak zaaranżowana przestrzeń nie tylko koresponduje z wszędobylskim w tej sztuce poczuciem braku i nieistnienia, ale pozwala także na oryginalne skomponowanie finalnej sceny, gdy aktorzy demontują konstrukcje ze skrzynek i wyciągają z ich wnętrzna czarne płaszcze (a także posypują twarze białym pudrem, który przywodzi na myśl pył z gruzowiska). Dzięki temu pomysłowi utworzony zostaje niepokojący pomost pomiędzy rzeczywistością z opowiadania staruszki a współczesnością. Przeszłość i czas teraźniejszy w jakiś dziwaczny sposób spiętrzają się i oddziałują na siebie nawzajem, a Druga Wojna Światowa, która od czasu do czasu puka do drzwi, okazuje się tkwić także w ścianach budynku.

Warto wspomnieć również o ciekawie skomponowanej ścieżce dźwiękowej, której wprowadzeniu wybitnie pomaga poszerzona w stosunku do literackiego pierwowzoru rola Radia. Pomysł to interesujący, lecz jednocześnie mocno ryzykowny. Wstawki didżeja dodatkowo dzielą akcję na scenie – a co za tym idzie, również życie (czy raczej nie-życie) głównych bohaterek – na pomniejsze kawałki. Z jednej strony powoduje to poszerzenie sfery pop-kulturowej, wprowadzenie pewnej specyficznej dynamiki o konwencji niemalże dyskotekowej (podczas gdy w dramacie Masłowskiej Radio zdaje się być raczej przedstawicielem stronnictwa skrajnie nacjonalistycznego) i z tej perspektywy dobrze wpisuje się w ogólną koncepcję spektaklu, zwłaszcza w połączeniu z finałowym tańcem w rytm okrzyków „Między nami dobrze jest!”. Z drugiej jednak strony – i tu kryje się owo ryzyko – taki zabieg niewątpliwie jeszcze bardziej (pytanie czy nie nadmiernie?) komplikuje i i tak już mocno spiętrzoną przestrzeń sztuki.

Podsumowując: „Między nami dobrze jest” w reżyserii Piotra Ratajczaka to całkiem niezłe otwarcie nowego sezonu w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Chociaż - nie urywajmy - nie jest to sztuka dla każdego, przede wszystkim ze względu na kontrowersyjność i specyficzny styl samego tekstu Masłowskiej.

Magdalena Iwańska
Dziennik Teatralny Katowice
28 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...