Niepoprawny optymista
rozmowa z Tomaszem KarolakiemOd początku wiedziałem, że na zbudowanie marki sceny trzeba dwóch, trzech lat. I byłoby fajnie, gdyby nasz ambitny repertuar, kształtujący gust, dostrzegli też urzędnicy. Wsparli teatr bez zbędnego proszenia. Jesteśmy przecież dobrą wizytówką Warszawy - mówi TOMASZ KAROLAK, dyrektor Teatru IMKA w Warszawie.
Mieliście w marcu głośne otwarcie. Równie mocno kończycie rok. Skąd więc pogłoski o kłopotach?
Tomasz Karolak: Zacznijmy od tego, że jestem niepoprawnym optymistą. Wszyscy, którzy mnie znają, to potwierdzą. Na minione miesiące patrzę w jasnych barwach, mimo że początek był trudny. Tydzień po otwarciu sceny "Opisem obyczajów 3" wydarzyła się pamiętna katastrofa. Spowodowała w ludziach, przez następne pół roku, szczególnie w Warszawie, rezerwę wobec wszelkiej rozrywki. Nam też zdarzało się w tym czasie dopłacać do przedstawień, ale przetrwaliśmy.
Dzięki...
- Determinacji aktorów i zespołu kierującego sceną. Jeszcze przed wakacjami wyprodukowaliśmy "Sprzedawców gumek" i zaraz potem "Ja". Dużo nam pomogła Polska.
W jakim sensie?
- Nasze spektakle zaczęły być zapraszane na festiwale. Na szczęście inne polskie miasta nie są tak sparaliżowane wydarzeniami polityczno-religijnymi jak Warszawa.
Teatr IMKA nie idzie na łatwiznę. Teraz czas na Gombrowicza...
- Jestem niezwykle dumny. Mikołaj Grabowski kończy rok w IMCE "Dziennikami", z zespołem na miarę Realu Madryt. Ci wszyscy aktorzy, z fantastycznym dorobkiem, stworzyli świetny zespół. Spektakl przyciąga. Bilety mamy sprzedane do końca stycznia.
Jeśli jest tak dobrze, skąd obawy?
- Jest coraz lepiej, ale od początku wiedziałem, że na zbudowanie marki sceny trzeba dwóch, trzech lat. I byłoby fajnie, gdyby nasz ambitny repertuar, kształtujący gust, dostrzegli też urzędnicy. Wsparli teatr bez zbędnego proszenia. Jesteśmy przecież dobrą wizytówką Warszawy.