Niepotrzebny przepych

"Panny z Wilka" - reżyseria: Tomasz Konina - Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

Co za dużo, to niezdrowo. Z \'\'Panien z Wilka\'\' Tomasz Konina wykroił w Opolu teatr psychologiczny wysokiej próby, a świetne aktorki pokazały wielobarwność kobiecej goryczy. I gdyby tylko nie uległ pokusie operowego rozmachu i upiększania i tak efektownych scen...

Opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza uchodzi całkiem słusznie za arcydzieło krótkiej prozatorskiej formy. A z arcydziełami – wiadomo to nie od wczoraj – zawsze trzeba uważać. Warto przenosić je na ekran lub scenę tylko wtedy, gdy ma się ku temu ważny powód.

Andrzej Wajda miał i zrobił film niemal dorównujący pierwowzorowi. Tomasz Konina też miał. Opolski Teatr Kochanowskiego może pochwalić się jednym z najlepszych i najbardziej wyrównanych zespołów aktorskich w kraju. Takim zespołem można grać i Czechowa, i Wyspiańskiego. Iwaszkiewicza też – „Panny z Wilka” dają sześciu wykonawczyniom tytułowych ról partie nie do pogardzenia. Można sportretować w nich różne barwy kobiecości, poszukać źródeł rozczarowania, przejrzeć się w lustrze kompleksów wieku, skonfrontować sceniczne postaci z ich zawiedzionymi nadziejami.

Tak dzieje się na opolskiej scenie, bowiem Judyta Paradzińska, Aleksandra Cwen, Grażyna Misiorowska, Beata Wnęk-Malec, Grażyna Kopeć i Arleta Los-Pławszewska wykorzystują zapisane w tekście szanse. Wszystkie są piękne, ale ich uroda nie mieści się w oczywistych kanonach. I wszystkie w jakiś sposób złamane, dotknięte, naznaczone. Kobiety na skraju załamania nerwowego – powiedzmy w uproszczeniu. Najciekawiej wypada Jola Paradzińskiej. Z wysiłkiem próbuje poskromić własny temperament, pod zbyt nerwowym śmiechem skrywa rozpacz. Świetna rola.

Spektakl Koniny to coś więcej niż sześć kobiecych portretów splecionych w jedną opowieść. Wiktor Ruben (Andrzej Jakubczyk) przybywa do Wilka i nie poznaje tego miejsca oraz jego mieszkanek. Próbuje przywoływać w sobie dawne uczucia, na nowo zachwycić się przeszłością, odbudować w sobie i otaczających go kobietach młodość. Wszystko na nic, bo młodość minęła, Wilko nie jest już dawnym Wilkiem. W ten sposób opolskie przedstawienie staje się gorzką opowieścią o gaśnięciu ludzi i świata. I o tym, że nie da się go odwrócić – nic nie można zrobić. Konina opowiada o tym seriami zapadających w pamięć pastelowych obrazów, udowadniając, że prozę Iwaszkiewicza (a może jednak poezję…) da się przełożyć na język teatru. To bardzo dużo. Gdyby tylko Andrzej Jakubczyk, aktor przecież znakomity, nieco mniej się uśmiechał, bo właśnie tak pokazuje swój zachwyt pannami z Wilka i stosunek do własnych wspomnień.

Spektakl Koniny jest pierwszą sceniczną adaptacją opowiadania, ale reżyser postanowił sięgnąć głębiej. Łączy więc „Panny z Wilka” z „Serenite” i „Przyjaciółmi” Iwaszkiewicza, dopisując tym samym dalszy ciąg losów Wiktora. Po części zabieg ten się sprawdza, bo ukazuje życie po życiu bohatera „Panien…” i sytuuje go wobec kanonów sztuki i piękna. Gorzej, gdy chodzi o efekty sceniczne, bowiem w Koninie odzywa się inscenizator operowy. Mamy więc coś w rodzaju baletu, dotąd dyskretna muzyka Radosława Wociala staje się zbyt bombastyczna i gadatliwa. Do tego jeszcze kilka monumentalnych w zamyśle, a jednak tylko pretensjonalnych. Opolskie „Panny z Wilka” dowodzą, że teatr powinien czasem bać się własnej urody.

Tak czy inaczej „Panny z Wilka” to spektakl nie do zlekceważenia. Na nowo oswajamy Iwaszkiewicza. Teatr może w tym pomóc. 

Jacek Wakar
Dziennik
30 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...