Niestety, wszyscy klaskali

"Stan wyjątkowy" - reż. Ludomir Franczak - Nowy Teatr w Słupsku

Dominik Nowak, dyrektor Nowego Teatru w Słupsku, dotrzymuje słowa i konsekwentnie realizuje założenia programu, którym wygrał konkurs na stanowisko prowadzącego scenę dramatyczną w mieście nad Słupią.

Po bardzo słupskiej "Ulicy" wg Daniela Odii, wejherowsko-słupskich "Dwojgu biednych Rumunów mówiących po polsku" wejherowianki Doroty Masłowskiej, przyszedł czas na rzecz o tragicznej śmierci Przemka Czai. Rzecz, bo "Stan wyjątkowy" trudno określić gatunkowo. To z jednej strony teatr dokumentalny, bo przedstawia rzeczywiste wydarzenia, które wstrząsnęły lokalną społecznością 20 lat temu. Z drugiej strony to formalna hybryda, w której przeplatają się ze sobą słuchowisko, instalacja, prezentacja i, to już absolutny endemik, współczesny monolog w manierze romantycznej.

Sport może być wszystkim

Żeby lepiej zrozumieć historię tragicznej śmierci 13-letniego Przemka Czai trzeba nie tylko dokonać riserczu na Wikipedii, ale uzmysłowić sobie rolę sportu w życiu społeczności lokalnej. Słupsk nie jest bogatym miastem i nigdy nie było go stać na ekstraklasową drużynę jednej z dwóch najbardziej prestiżowych dyscyplin sportu w Polsce, czyli piłki nożnej lub żużla (jego popularność w Polsce to dopiero temat!). Owszem, w czasach wojewódzkich (1975-98) siatkarki Czarnych Słupsk 13 razy stawały na podium mistrzostw Polski (5 razy mistrzostwo!) a piłkarki ręczne Słupi grały w ekstraklasie, ale drużynowy sport żeński, z całym szacunkiem i pokłonem z okazji 100-lecia uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce, nie wzbudza wielkich emocji. Poza tym, niestety, słupskie kluby żeńskie już nie istnieją lub tułają się po salach gimnastycznych. Współcześnie sport jest jednym z głównych luster, w którym odbija się obraz społeczeństwa. Może być ogniskiem emocji i lokalnego patriotyzmu Januszów i Grażyn, jak wywyższeniowo mówią o nich gracze golfa czy ostatnio padla. Dla pozbawionych szans społecznych sport może być wszystkim.

Biedne derby środkowopomorskie

Na Pomorzu Środkowym nie ma dużego biznesu, przez co zawodowy sport drużynowy, wzbudzający średnie chociaż emocje, jest reprezentowany tylko przez męską koszykówkę. Czarni Słupsk, zanim upadli i zakończyli udział w rozgrywkach polskiej ekstraklasy w 2018 roku (!), należeli do polskiej czołówki (największe sukcesy to czterokrotnie brązowe medale). W sporcie ligowym szczególne znaczenie mają derby, czyli pojedynki drużyn z tego samego miasta lub regionu albo, rzadko, kraju. To pojedynki sezonu, decydujące o "rządach" w mieście lub regionie. Każdy klub ma "kosy" i "zgody", ale derby to jeszcze coś bardziej specjalnego, to jakby "kosa kos". Dla tłustych kotów derby to miliardowe El Classico, dla koszalinian i słupszczan najważniejszymi meczami sezonu były biedne jak tanie dżinsy drugoligowe wówczas spotkania słupskich Czarnych z koszalińskim AZS-em. Nieważne jest miejsce w tabeli na koniec sezonu, ważne by być przed lokalnym rywalem, ważne, by wygrać ten mecz. Derby wyzwalały niezwykłe emocje, głównie negatywne.

Strzępy pamięci i rekonesans społeczny

- Spektakl staraliśmy się budować w podobny sposób, w jaki przebiegały zamieszki - mówi autor scenariusza, Daniel Odija. Główna opowieść ma poszarpaną strukturę, ale zachowana jest w miarę chronologia tragicznych wydarzeń. Tak jak grupa walczących na ulicy nie miała liderów, tak opowieść nie ma głosu wiodącego, to opowieść całego miasta. Zdjęciom zmienianym na pulpicie, z którego kamera przenosiła je na ekran, towarzyszą dokumentalne nagrania radiowe - niewyraźne, "brudne".

Część główną poprzedza kilkuminutowe wprowadzenie Bożeny Borek odwołujące się do metafory rezonansu. Następnie Wojciech Marcinkowski sprawozdaje efekty swojej pracy nad projektem. Aktor, który przybył niedawno do Słupska z Krakowa/Lublina, dostał za zadanie przeprowadzenie rozmów z mieszkańcami Słupska. Jak się okazało, była to dla aktora podróż fantastyczna niczym dla Frodo, część z rozmówców stanowili Ukraińcy, część pamiętała wydarzenia sprzed 20 lat, inni nie chcieli rozmawiać. Sprawozdaniu z rozmów towarzyszyła zabawna prezentacja z udziałem małych, tandetnych, plastikowych figurek dinozaurów i zwierzątek. Przebieg zamyka zaskakujący, niezwykle emocjonalny współczesny monolog romantyczny wzywający do pojednania.

W szczytowym momencie deklamacji aktora towarzyszą muzycy Rafał Szymański i Piotr Sulik (ex słupskie Guernica y Luno (Hymn do miłości!!!) oraz Ewa Braun).

Zadośćuczynienie

Po derbowym meczu 10 stycznia 1998 roku między Czarnymi Słupsk a AZS Koszalin kibice spod hali Gryfia poszli "w miasto", policjantom puściły nerwy. Policjant Dariusz W., ten co lubił bić pałą, uderzył za mocno i zabił niespełna 14-letniego kibica Przemka Czaję, inny policjant, Robert K., nie pomógł. Obaj zostali skazani, ten pierwszy na 8 lat, wyszedł po odbyciu połowy kary. Nie żałował swojego czynu.

Dariusz W. jest na emeryturze i od 2005 spłaca w ratach po 200 złotych 320 tys. złotych zadośćuczynienia przyznanego rodzicom Przemka Czai przez Sąd Okręgowy w Gdańsku. Całość sumy wyłożyła Policja, Dariusz W. zakończy spłatę należności ok. roku 2137.

CH.W.D.P czy coś więcej?

Ludomir Franczak, słupszczanin na obczyźnie lubelskiej, starał się znaleźć wiarygodny balans między patosem a sztuką. Zdrapywał emfazę, gdzie można, ale nie udało się całkowicie uniknąć patosu. Czy w ogóle trzeba było go unikać? Premierowej prezentacji towarzyszyły spore emocje, które udzielały się zapowiadającej Bożenie Borek i początkowo także Wojciechowi Marcinkowskiemu, jedynemu aktorowi w przebiegu zasadniczym oraz scenarzyście Danielowi Odiji. "Stan wyjątkowy" jest niezrozumiały dla innostrańca, to rzecz bardzo słupska. Widzowie dopowiadają sobie resztę, spektakl jest tylko zapalnikiem.

Trudno mi odnaleźć się w sytuacji recenzenta, gdy widownia wybucha takimi emocjami, jak po "Stanie wyjątkowym". Wydaje mi się, że z tematu można było wycisnąć dużo więcej, że można to było zrobić inaczej, że wstęp za długi, że monolog zbyt naiwny... Tylko co z tego? Są momenty, kiedy warsztat recenzenta na nic się nie przydaje a krytyka jest wręcz niezręcznością, gdy w grę wchodzą nieudawane, ludzkie emocje. Tak było w Słupsku 15 grudnia 2018 roku.

I jeszcze tylko wyjaśnienie tytułu "recenzji". Reżyser Ludomir Franczak, zapytany o swoje premierowe oczekiwania, powiedział, że chciałby, aby widzowie nie klaskali, by w milczeniu i skupieniu przyjęli spektakl. Klaskali wszyscy i to entuzjastycznie. Czy mogło być inaczej? Chyba nie...

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska2
24 grudnia 2018
Portrety
Ludomir Franczak

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia