Nieuchronny taniec z zakrwawionymi ustami

"Czyż nie dobija się koni?" - reż. Wojciech Kościelniak - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

"Czyż nie dobija się koni?" - nowy spektakl Teatru Wybrzeże w reżyserii Wojciecha Kościelniaka budzi ambiwalentne odczucia. Z jednej strony to znakomity tekst, odkryty zresztą przez egzystencjalistów, stanowiący materiał na spektakl dla widza, który doskonale zna swoje oczekiwania wobec teatru, szuka w nim intelektualnej uczty. Z drugiej jednak strony nie jest on wolny od ukłonów i mizdrzeń do niewybrednej publiczności, której szczytem dobrego humoru i swego rodzaju przynętą w teatrze jest rzucanie mięsem, żart niezbyt wysokiego lotu i "gołe cycki". Tego na szczęście w tym spektaklu jest stosunkowo niewiele w odniesieniu do monotonnej narracji i tempa przedstawienia, które obrazują sytuację, w jakiej znaleźli się bohaterowie tej opowieści.

Zdawałoby się, że bohaterowie nowej sztuki Teatru Wybrzeże nie mają wyboru. Czas wielkiego kryzysu w Stanach Zjednoczonych zanegował nie tylko stabilność rynku, lecz także większość dotychczasowych wartości. Upadłe anioły i ci, wobec których los nie był zbyt łaskawy, wyruszają na podbój Hollywood, co wielu z nich z góry skazuje na klęskę. Bez celu, pieniędzy i dachu nad głową, złowieni obietnicą wygranej i być może wymarzonej kariery decydują się wziąć udział w maratonie tańca, w którym główną nagrodę stanowi 1000 dolarów. Taką decyzję podejmują główni bohaterowie spektaklu - Gloria (Katarzyna Dałek) i Robert (Piotr Witkowski). Ona - pozbawiona wiary w sens życia, niespełniona aktorka, mająca za sobą liczne doświadczenia przemocy, on - niedoszły reżyser pełen nadziei na przyszłość. Udział w maratonie daje nadzieję na spełnienie wielkich marzeń. Nadzieja ta umiera jednak z każdym kolejnym dniem, a wraz z ich upływem uczestnicy tracą powoli siły, zaczynają odchodzić od zmysłów. Taniec, który tańczą, nie porywa, nie ma nic wspólnego z afirmacją życia. To taniec śmierci, w którym wszyscy powoli umierają w sposób dosłowny lub symboliczny.

Jak pisze reżyser spektaklu, uczestnicy ufnie połykają przynętę i ukryty pod nią hak. "Potem jest szarpnięcie i powolna podróż w jednym kierunku z coraz bardziej zakrwawionymi ustami. Wreszcie umieranie z nadmiaru tlenu, wysychanie. To konwulsja sił życia wobec świadomości nieuchronnej śmierci. To walka z Wędkarzem, który wbił hak. Podobno krwawi się po połknięciu przyjaźni, miłości, nienawiści". Słowa te najlepiej obrazują zmagania bohaterów. Ból i doświadczenie przemocy wiążą się nie tylko z próbą otwarcia na drugiego człowieka, relacjami damsko-męskimi. Uczestnicy maratonu sami dokonują aktu autoagresji, bo ten wyniszczający taniec może mieć tylko jeden finał. I choć dla każdego jest on nieco inny, to zdaje się być równie gorzki i destrukcyjny.

Choć spektakl charakteryzuje dość wolne tempo, to akt pierwszy i drugi różnią się zasadniczo dynamiką. W drugiej części przedstawienie nabiera tempa, pojawia się więcej ukłonów w stronę publiczności, która do teatru przyjdzie w poszukiwaniu rozrywki. "Czyż nie dobija się koni?" nie jest jednak spektaklem rozrywkowym. Spektakl nieraz zbyt dosłownie obnaża społeczne mechanizmy funkcjonowania przemocy. Pozorny brak wyboru, przed jakim - zdawałoby się - stają uczestnicy maratonu tańca, wraz z rozwojem akcji coraz częściej nasuwa pytanie o odpowiedzialność. Czy doświadczenie przemocy w tak jednoznaczny sposób musi zdeterminować życie bohaterów? Czy tylko grube ryby nie dają się złowić?

Nowy spektakl Wojciecha Kościelniaka jest równie pełny dobrych i mocnych momentów gry aktorskiej, co wątpliwie śmiesznych i momentami wulgarnych żartów. Bezsprzecznie brawa należą się jednak Damianowi Styrmie za scenografię oraz aktorom za dobrą pracę zespołową. To spektakl, który mimo drobnych zgrzytów zobaczyć warto, bo bez wątpienia dzięki mocnemu zakończeniu pozostawia widza z refleksją.

Michalina Domoń
teatrdlawas.pl
9 kwietnia 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...