Niewiele już zostało do opowiedzenia

"Wszystko co widać. OHIO" - reż. Joanna Czajkowska, Jacek Krawczyk - Sopocki Teatr Tańca

Rodzice-założyciele Sopockiego Teatru Tańca "targnęli się" po latach przerwy na Samuela Becketta, konfrontując jego interpretację świata z własną, wzmocnioną o warstwę muzyczną i wizualną. Spektakl "Wszystko co widać. OHIO" to przykład wychodzenia z traumy i beznadziei, jaką epatował literacko znany Irlandczyk, nawracająco "staczający się" w otchłanie nieświadomości, choć deklaratywnie poszukujący sensów poprzez konkretne symbole.

"Nie zamieniwszy nigdy ze sobą słowa, stawali się jakby jednym"*

Cierpliwe trwanie w stateczności chwili z poczuciem niezrozumienia przyczyn i natchnień rozbudowane przez Becketta w jego tekstach, w Sopocie zyskało nowe walory. Kanoniczny oraz nieprzerwany monolog zrodzony z poczucia bezsensu istnienia i odrazy wobec egzystencji u autora dramatu "Czekając na Godota", Joanna Czajkowska i Jacek Krawczyk zastąpili dualistycznym rozdwojeniem, w który wkradły się nadzieja i żart. Zachowując atrybuty absurdalności ludzkiego istnienia, tancerze rozbudowali wewnętrzny dialog o sensy, szukając przypadkowej konfrontacji, pozwalając sobie na poszukiwania złudnej przyjemności. Refreniczna powtarzalność Beckettowska nie nużyła czy gnębiła, ponieważ została zindywidualizowana cieleśnie dzięki tancerzom, choć nie na tyle, aby rozważać istnienie poprzez jednostkę.

"Gdzieśmy tak długo byli razem sami"

Doświadczanie pustki, samotności i absurdu wegetacji, tak typowe dla autora "Ostatniej taśmy", znalazło swoje odzwierciedlenie zarówno w spektaklu, jak i filmie, kompletującym projekt "BECKETT_PORUSZENIE" Fundacji Between. Pomiędzy. Obraz "To wszystko tutaj", mimo wręcz badawczej pracy zespołu z dr Tomaszem Wiśniewskim, stał się jednak preludium do konfrontacji z sugestywną tajemnicą istnienia "rozpracowywaną" w spektaklu. Niewymówione słowa, "przetwarzane" w żywotnym środowisku filmu, moim zdaniem, nie odniosły oczekiwanego rezultatu. Zbyt oczywiste światło "demaskujące" konkretnych tancerzy, efektowne "dronowanie" kamery czy nawet tempo w niektórych scenach, nie pozwoliły na osiągnięcie stanu znaczeniowości. Spektakl natomiast zakotwiczono wyśmienicie w poetyce verbum Becketta, jak również nadano mu walory bezczasowości, dzięki czemu nawet przypadkowy widz jest w stanie odbierać poszczególne i sumaryczne sensy. Samotność bowiem została poddana procesowi fragmentaryzacji, co spowalniało efekt długotrwałej pustki.

"Słyszałem niewymówione słowa: nie trzeba go już odwiedzać, nawet, gdyby to było w twej mocy"

Spektakl można odebrać jako trójdzielny i klamrowy. Poznajemy bohaterów w momencie, gdy zaczynają odczuwać potrzebę wyjścia poza starzejącą się nieruchliwość i to, w co zostali wpisani. Statyczność póz nabiera uzasadnienia dopiero w momencie ruchu, który ma prowadzić do spotkań na poziomie duetu i z samym sobą. Tancerze początkowo są na równym poziomie poszukiwań sensów, ale z czasem Czajkowska wprowadza pewien układ zależności, zaczyna konfrontować siebie wobec cielesności i obecności Krawczyka. Udaje się jej określić swoje czasowe miejsce jako partnera, towarzyszki i opiekunki. Dzięki temu do niezapomnianych przejdzie scena z cyklamenem (w każdym razie przypominał fiołek alpejski), w której podano w niemal kuglarski sposób możliwą radość pierwszej miłości. Tancerze dalej inspirując się tekstami Becketta, demonstrują czułe przywiązanie w możliwym cierpieniu i potem pustce. Ostatecznie, narzucają sobie i na siebie rodzaj katastrofalnej tragiczności.

"Nic już nie zostało do opowiedzenia"

Uważne podejście do artystycznej materii od lat wyróżnia Sopocki Teatr Tańca, również jego założycieli. Z ogromną przyjemnością oglądałam najnowszą propozycję STT, ponieważ niemal wszystkie elementy spektaklu były wysmakowane i odpowiednio podane. Światło sterowane przez Rico "lepiło" dodatkowe znaczenia, pozostając raz tłem, raz nowym istnieniem. Muzyka Mariusza Noskowiaka po raz kolejny pozytywnie zaskakuje. W jednych scenach jest niezwykle dynamiczna, wręcz drapieżna także przez swoją głośność, w innych ilustracyjnie prowadzi bohaterów, roszcząc sobie prawo do przewodzenia, odwrotnie niż w procesie powstawania spektaklu. Wizualizacje Łukasza Borosa rozszerzają pole widzenia. Niewielka przestrzeń Teatru na Plaży "pęka" przenosząc widza w rożne wymiary i nowe miejsca, kojarzone z prawdopodobną opowieścią bohaterów.

Joanna Czajkowska i Jacek Krawczyk przedstawili po raz kolejny swoją wizję tańca opartego na wielowątkowej improwizacji i poruszeniach, a także dojrzałość w komplementarnym podejściu do artystycznego dzieła.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
21 grudnia 2015

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...