Niewypał, czyli "czeski film" na tarnowskiej scenie

"Havel-Man albo Vaclav Havel i spisek czasoskoczków" - reż. Eva Rysova - Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie

Pierwsza w tym sezonie premiera Teatru im. L. Solskiego w Tarnowie, która zainaugurowała Ogólnopolski Festiwal Komedii Talia, to odwołując się do militarnej nomenklatury - niewypał. Sztuka Mateusza Pakuły "Havel-Man albo Vaclav Havel i spisek czasoskoczków" w inscenizacji Evy Rysovej niewiele widzom ma do zaproponowania - ani nie śmieszy, czego od komedii można by oczekiwać, ani do wysiłku intelektualnego także nie skłania. Ze sceny wieje nudą aż po muzyczny finał spektaklu.

Mateusz Pakuła i Eva Rysová dali się poznać w Tarnowie jako twórcy przedstawienia "Twardy gnat, martwy świat", zrealizowanego w Teatrze im. S. Żeromskiego w Kielcach. Oryginalny spektakl prezentowany w ubiegłym roku na Talii spodobał się zarówno publiczności, jak i jurorom. Niestety tego sukcesu nie udało się autorsko-reżyserskiemu tandemowi powtórzyć w Tarnowie obecnie.

Bohaterem tarnowskiego widowiska, jak łatwo się domyślić choćby z tytułu, jest postać zainspirowana osobą czeskiego pisarza, dramaturga, działacza antykomunistycznego i w końcu prezydenta państwa - Vaclava Havla. Schemat fabularny tekstu Mateusza Pakuły wydaje się nawet całkiem obiecujący. Oto para zabójców podróżujących w czasie ma za zadanie zabić słynnego Czecha, aby zmienić bieg historii i losy Europy, w których ów odegrał istotną rolę. Zleceniodawca pozostaje do końca tajemniczym Władimirem, zaś mordercy - Skot i Pipen, okazują się głupkami i nieudacznikami.

Wcielający się w ich postacie Aleksander Fiałek i Karol Śmiałek robią, co mogą, by podkręcić akcję i rozbawić publiczność, ale efekty ich wysiłków są raczej mizerne. Bo w ciekawe ramy scenicznej opowieści włożono miałkie dialogi, bezbarwnego bohatera tytułowego, za mało autentycznego dramatyzmu, dynamizmu, a nade wszystko inteligentnego humoru.

Spektakl wlecze się. Kolejne niechronologicznie ustawione epizody związane z czasoprzestrzennymi skokami prezentują sytuacje z potencjałem, ale literacko i reżysersko zaaranżowane banalnie - obserwujemy a to manifestację w Nowym Jorku, a to kulisy praskiego teatru, a to więzienie czy plan filmowy z lat 30. Nic ciekawego nie dzieje się też w ogrodzie Havlów na Hradeczku, nawet przy okazji spotkania Havla z Billem Clintonem w klubie jazzowym "Reduta" częstuje się publiczność infantylnymi kwestiami. O czeskim Supermanie nie dowiadujemy się niczego godnego uwagi, bo trudno uznać za interesujący fakt, iż cierpiał na hemoroidy. Gdy zaś w końcu twórcy spektaklu decydują się przekazać nam jego poglądy na sens życia i tajemnicę istnienia, ustawiają aktora twarzą do publiczności, by przeczytał z kartki bełkotliwe przemówienie - trudno w teatrze o coś bardziej antyteatralnego.

Chybionym konceptem jest też krępujące jedynie dla publiczności zmuszanie do minuty śmiechu, nawet jeśli chodzi o kontrast do zwyczajowej minuty ciszy. Przypomnę, że to w kompetencjach dramaturga i reżysera leży, by śmiech widzów podczas oglądania komedii był naturalny i niewymuszony. Reżyser Evie Rysovej zabrakło oryginalnego i jasno określonego pomysłu na sceniczną formę tekstu pana Pakuły. Wiadomo bowiem, iż nawet z nie najlepszej sztuki kreatywny inscenizator

potrafi zrobić niezłe widowisko. Biegający co pewien czas po scenie krecik, odsyłający do skojarzeń z popularną serią czeskich filmów animowanych, raczej go nie zapewni, podobnie jak jaskrawoczerwona scenografia. Choć w tym drugim przypadku trzeba przyznać, iż ze względu na ów kolor coś na scenie przynajmniej uwagę przykuwało.

A co mogło się podobać? Fantastyczne maski w epizodzie spotkania w "Reducie" oraz finał, w którym tarnowscy aktorzy brawurowo wykonują przebój Rolling Stonesów - "Satisfaction". Widać, że tkwi w nich spory potencjał muzyczny i za to brawo! Niestety, niepotrzebnie się napracowali, bo to zbyt mało, by polecić tarnowskiej publiczności półtoragodzinne przedstawienie.

Można by powiedzieć, że oczekiwaliśmy czeskiego humoru, a dostaliśmy "czeski film", czyli nie wiadomo, o co chodzi. Choć czeskie filmy, serwowane nam często w PRL-owskiej telewizji, były naprawdę zabawne.

Beata Stelmach-Kutrzuba
Temi
3 października 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia