Nikt nie chce być sam

"Mój boski rozwód" - reż: Julia Wernio - Teatr Nowy w Zabrzu

Teatr Nowy w Zabrzu ugościł na scenie zaledwie garstkę publiczności, która nielicznie przyszła obejrzeć spektakl "Mój boski rozwód". Zwierzenia Angeli niosą w sobie wiele prawdy, codziennych sytuacji oraz emocji, które towarzyszą porzuconemu człowiekowi.

Historia trzydziestokilkuletniej rozwódki przebiega w całkiem szablonowy sposób. Mąż wyjeżdżał na liczne delegacje, tymczasem jego żona siedziała w domu i opiekowała się dzieckiem – w tym przypadku dość egoistyczną córką. Pewnego pięknego dnia, okazuje się, że „Okrągła Głowa” (jak sama bohaterka nazywa swojego eks) oświadcza jej, że ich małżeństwo dobiegło końca, ponieważ nową, prawdziwą miłość odnalazł u boku młodej Meksykanki. W niedługim czasie córunia wyprowadza się do swojego chłopaka – perkusisty. I tak Angela na Święta Bożego Narodzenia może podzielić się opłatkiem jedynie ze swoim psem – Azorem.

Widzowie stają się świadkami rozpaczy, gniewu i załamań Angeli. Sytuacja zdawała się być tym bardziej beznadziejna, iż bohaterka nie posiadała stałych dochodów, a szukanie wsparcia u własnej matki spełzło na niczym. Na dodatek kobieta wciąż odczuwała dolegliwości zdrowotne, które z każdą jedną wizytą lekarską okazywały się być jedynie objawami hipochondrii.

Angela potrzebowała pomocy. Telefon zaufania okazał się tylko doraźnym lekiem, bowiem ta pragnęła miłości drugiego człowieka, będącego tuż obok niej. Stan osamotnienia przelał czarę, kiedy bohaterka desperacko zaczęła chadzać na targ, gdyż tylko tam ludzie ciepło się do niej odnosili. Po kilku latach totalnego rozbicia, Angela postanowiła wybrać się wycieczkę z biurem podróży – na coś w rodzaju obozu przetrwania dla samotnych serc. W warunkach godnych (co najwyżej) zwierzętom, całkiem nieoczekiwanie wpadła na swojego lekarza (który tak doskonale znał wszelkie jej dolegliwości). Bardzo szybko okazało się, że on również poszukuje kogoś bliskiego. I w taki oto sposób ziściły się marzenia Angeli.

Monolog Jolanty Niestrój-Malisz został całkiem sprawnie przez nią zagrany. Aktorka miała okazję pokazać całą paletę emocji, warsztatu aktorskiego i tanecznego. Publiczność nie miała możliwości się znudzić, bowiem treść spektaklu była dawkowana z odpowiednim natężeniem. Nic na scenie nie znalazło się przypadkiem, każdy element scenografii był wykorzystany. Jedynie wątpliwości wzbudzała (nie)angielska budka telefoniczna, której pochodzenie było dość polskie, jak na opowieść Angeli.

Rzeczywistość przedstawiona przez bohaterkę jest (niestety) dość znana, by nie powiedzieć przeciętna, również zakończenie nie powala z zaskoczenia, ale odnajduje się tu boski pierwiastek – wszystko kończy się happy end’em.

Anna Broniszewska
Dziennik Teatralny Katowice
23 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...