Nikt nie wie, co to znaczy, że człowiek jest stypny

"Dzieci Zony" - reż. Grzegorz Reszka - Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego Poznań

Czym jest wolność? Jak ona się charakteryzuje? Czym ją mierzyć? Gdzie tak naprawdę jest źródło poczucia tej wolności? Czy wolność jest czymś zewnętrznym? Czy to jest system, który sprawia, że mamy takie a nie inne odczucia? Czy wolność jest wewnętrznym poczuciem danego człowieka i danej jednostki? - rozmowa z Grzegorzem Reszką, reżyserem spektaklu "Dzieci Zony"

DT: ,,Dzieci Zony" to pana pierwsza premiera w tym teatrze.

GR: Tak. To znaczy ciężko powiedzieć czy tak, bo jest to premiera odraczana trzykrotnie. W czerwcu odbył się pokaz wieńczący kurs mistrzowski Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej. Następnie we wrześniu zrobiliśmy pokazy dla publiczności i dopiero po nich zapadła decyzja o włączeniu całości ,,Dzieci Zony" do repertuaru Teatru Nowego, a ponieważ musiałem dosztukować cały drugi akt, bo pokazywaliśmy tylko pierwszy, dlatego premiera odbywa się w styczniu roku następnego. Do trzech razy sztuka.

DT: W zasadzie jest to prapremiera tego tekstu, prawda?

GR: Nie ma wątpliwości.

DT: W związku z tym, jak pan się czuje jako pierwszy reżyser, który inscenizuje ten tekst w Polsce?

GR: Całkiem dobrze.

DT: Skąd wybór tego właśnie tekstu?

GR: Wybór umożliwił nam profesor Andriej Moskwin. To on złożył na ręce dyrektora Piotra Kruszczyńskiego zbiór współczesnych dramatów rosyjskich, nagradzanych na różnych festiwalach dramaturgicznych w Rosji, tak byśmy mogli dokonać wyboru materiału, na którym pracujemy w trakcie kursu mistrzowskiego. Więc spośród siedmiu tytułów najbardziej przypadł mi do gustu dramat Walerija Szergina. Najbardziej oryginalny, najbardziej zaskakujący, najbardziej intrygujący i tak można wymieniać bez końca, wymyślając kolejne epitety.

DT: Jaki problem porusza ten tekst?

GR: Gdyby to tak łatwo dało się odpowiedzieć jednym zdaniem, byłbym bardzo szczęśliwym człowiekiem, bowiem ten tekst jest skonstruowany... genialnie. Znowu jakieś banalne określenie przychodzi mi do głowy - może to jest po prostu kwestia zmęczenia.
Problemów, których ten tekst dotyka, jest mnóstwo. Oczywiście najbardziej wysuwa się na pierwszy plan kwestia wolności. To problem, który dotyczy współczesnych ludzi żyjących wcale nie tak daleko, za naszą wschodnią granicą, ale nie tylko. Takich miejsc jest mnóstwo na całym świecie, ale to nie jedyny problem. Kwestia wolności jest tylko epicentrum, wokół którego krąży cała masa innych problemów i wydarzeń. Nie chciałbym za dużo opowiadać, bo, nie daj Boże, mój mózg wejdzie na tory opowiadania fabuły i podawania konkretnych przykładów, a tego nie chciałbym zdradzać.

DT: No dobrze, ale może jednak uchylmy rąbka tajemnicy. Mamy do czynienia z grupą ludzi, którzy znajdują się w jakieś sytuacji izolacji, prawda?

GR: Niewątpliwie.

DT: Mówił pan o wielowątkowości i o wielu tematach poruszanych w tym tekście. Co autor wydobywa na plan pierwszy?

GR: Wydaje mi się właśnie, że na pierwszym planie jest pytanie o granice wolności. Czym jest wolność? Jak ona się charakteryzuje? Czym ją mierzyć? Gdzie tak naprawdę jest źródło poczucia tej wolności? Czy wolność jest czymś zewnętrznym? Czy to jest system, który sprawia, że mamy takie a nie inne odczucia? Czy wolność jest wewnętrznym poczuciem danego człowieka i danej jednostki? A odwracając ten problem i przeciwstawiając go zniewoleniu, czy zniewolenie właśnie to jest coś fizycznego? Czy może jest to coś, co jest głęboko zakorzenione w naszych duszach? I coś co nie pozwala normalnie funkcjonować? To jest wbrew pozorom bardzo skomplikowane i w trzech zdaniach ciężko jest odpowiedzieć na takie pytanie. Tym bardziej, że, tak jak już wspomniałem wcześniej, to jest tylko jedna z warstw, czy jeden z nośników, jeden z silników, na których porusza się cały dramat.

DT: A czym jest wolność dla pana, jako reżysera?

GR: Można by doktorat napisać, próbując odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony, czy wolność to jest to samo, co swoboda? Swoboda – cóż to jest? Czy to jest brak ograniczeń? Jeżeli popatrzymy na to, czym jest sztuka, to nagle może się okazać, że zbytnia swoboda jest absolutnym wrogiem reżysera, ponieważ prawdziwa sztuka rodzi się z ograniczeń i tak dalej, i tak dalej. I w ten sposób można piętrowo pisać mnóstwo rozdziałów, odnosić się do najróżniejszych filozofów, poruszać wątki egzystencjalne, zderzać jedno z drugim, a i tak człowiek, jak przychodzi do konkretnych sytuacji, to staje naprawdę bezradny. Między innymi o tym jest ten dramat.

DT: Ale rozumiem, że pan, jako reżyser nie staje bezradny wobec tekstu?

GR: Gdybym stanął bezradny wobec tekstu, w ogóle bym go nie robił. Po prostu powiedziałbym: ,,Za trudne, dziękuję. Biorę następne". Nie, ten tekst jest absolutnie urzekający i to jest jego niebywała siła - tak samo fantastycznie się go czyta, jak przenosi na scenę. Tym bardziej, że aktor zawsze dołoży jakąś cegiełkę od siebie i jeszcze go podkoloryzuje. Zobaczymy, oczywiście jaki będzie finał, bo w tej chwili rozmawiamy na tydzień przed premierą, gdzie tak naprawdę jeszcze jesteśmy w pół zdania. Całe zdanie będzie do obejrzenia 24 stycznia.

DT: Dramat obfituje w komediowe wątki. Jaki gatunek jest to teatralnie?

GR: Kiedyś zadano takie pytanie Ivo Brešanowi - jakby zaklasyfikował swoje dramaty. Nazwał je w końcu tragigroteskami. To jest chyba najbardziej trafne określenie dla tego typu, czy dla tego gatunku dramatu. Ponieważ powiedzenie, że jest to czarna komedia troszeczkę to spłyca, albowiem barw w tym dramacie jest bardzo dużo. Powiedzenie, że to jest komedia tęczowa nabiera już zupełnie metaforycznego znaczenia i już jest bardzo niebezpieczne, jeżeli chodzi o odczytywanie tych symboli. Z kolei tragigroteska chyba najbardziej trafia, bo zestawienie tragizmu z groteską, czyli czegoś, co jest na serio i czegoś, co jest bardzo śmieszne jest formalnym zabiegiem, który autor z premedytacją stosuje. Nie zaprzeczam, że urokiem, przynajmniej dla mnie, tego tekstu, coś co nie pozwala ani czytelnikowi, ani widzowi spocząć nawet przez minutę na laurach i podelektować ciszą się i spokojem jest właśnie zderzenie bardzo skrajnych emocji. Sceny, w których krew się leje sąsiadują ze scenami absolutnie komicznymi. Tak są połączone. Może dlatego, że tak świat widzi autor? Chodzi tu przede wszystkim o wschodnią mentalność, gdzie śmieszno i straszno stają się dniem powszednim. Autor styka się z tym na co dzień. To my jesteśmy w komfortowej sytuacji, siedząc sobie w ciepłych fotelach, a nasz jedyny problem to, czy kupić wodę gazowaną, czy nie gazowaną w Biedronce, czy w innym sklepie. Na wschodzie te problemy są zupełnie inne, czego powoli nie dostrzegamy i zapominamy, że niedawno byliśmy dokładnie w tej samej sytuacji.

DT: Więc czego dzisiaj może poszukiwać dla siebie współczesny widz w pana spektaklu?

GR: To jest kolejne trudne pytanie, bo jak powiem, że wszystkiego, to skłamię. To jest za bardzo nieprecyzyjna odpowiedź. Wiadomo, że w tym spektaklu będzie mnóstwo odcieni. Wiadomo, że jeżeli ktoś przyjdzie na dwie godziny rozrywki, by po prostu się pośmiać, podejrzewam, że się nie rozczaruje. Jeżeli ktoś przyjdzie przeżyć coś naprawdę, podejrzewam, że też znajdzie coś dla siebie. Ten tekst urzeka właśnie dlatego, że jest bardzo szeroki. To jest wachlarz, z którego można sobie wybierać wszystkie odcienie, nastroje, kolory, jakie tylko przyjdą nam do głowy. Oczywiście nuta przewodnia jest groteskowa, ale czy na pewno do końca zabawna? Na tym fundamencie Szergin zbudował fantastyczną metaforę, która po przeczytaniu już wcale taka zabawna nie jest.

ZDT: Czy można szukać pewnych analogi pomiędzy filmem ,,Truman show" i pana przedstawieniem w kontekście sytuacji mieszkańców Zony? Czyli ludzi, którzy żyją w bardzo zorganizowanym świecie, może takim trochę jak właśnie z tego filmu. Czy jest to dla pana jakiś atrakcyjny kontekst albo inspiracja?

GR: Nie. Zupełnie nie. Truman, czyli główny bohater filmu, był kompletnie nieświadomy tych ograniczeń. On sobie żył w świecie, w którym był przekonany, że ma pewną swobodę działania. To tylko widzowie, oglądający program wiedzieli, że on jest zamknięty w olbrzymiej bańce, w którym ten cały sztucznie wykreowany świat się odbywa. Natomiast tutaj mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Mieszkańcy Czumurtii są doskonale świadomi swych ograniczeń. Mają pewne slogany do powiedzenia, jak to im jest dobrze, jak fantastycznym krajem jest ich ojczyzna. Natomiast to, co myślą w głębi duszy przejawia się w ich działaniach, w akcjach, które podejmują. Ten rozdźwięk daje nam do myślenia. Są absolutnie świadomi tego, że żyją w gigantycznym więzieniu. Do działania pobudza ich wewnętrzna siła, zew wolności, który karze człowiekowi stawiać na szali nawet własne życie.

DT: Jakiego odbiorcę projektuje ten tekst?

GR: Trudno powiedzieć ponieważ, obszerność samego dramatu i zagadnień, które się tam pojawiają przekłada się również na szeroki krąg odbiorców. Myślę, że nawet młodzi, nie pamiętający czasów, w których nie wszystko można było powiedzieć albo nie wszystko można było napisać spokojnie odczytają tę historię, wejdą w nią i spróbują wyciągnąć coś dla siebie. Dla pokolenia moich rówieśników jest to trochę przypomnienie tego, co kiedyś było i docenienie tego, co mamy, żebyśmy nie daj Boże nie zapominali, że wolnością należy się cieszyć, ponieważ na świecie są ludzie, którzy właśnie tego, nie doświadczają, są pozbawieni takich luksusów, w jakich my się teraz taplamy. Tak, jak powiedziałem, nasze problemy w połączeniu w zestawieniu z ich problemami są pestką. Myślę, że również starsze pokolenie odnajdzie się w tym spektaklu, gdyż oni pamiętają jeszcze cięższe czasy. Dla takich ludzi wspomnienia w odniesieniu do dramatu, którym się w tej chwili zajmujemy, mogą być naprawdę fantastyczną podróżą sentymentalną.

DT: W jakiej estetyce została zrealizowana ta inscenizacja?

GR: Nie próbowaliśmy zrobić czegoś w poprzek tego, co sugeruje autor. Jeżeli mamy do czynienia ze światem, który jest zabity deskami w sensie dosłownym i w przenośni, to mamy tego odzwierciedlenie w formie. Zresztą sami państwo zobaczycie, jak to wygląda, jeżeli zechcecie przyjść do Teatru Nowego. W każdym razie staraliśmy się stworzyć świat ze wszystkimi jego paradoksami, komizmami, z całą tą toporną, siermiężną, wschodnią fakturą, która ciąży nad całością.

DT: Mam poczucie, że mówi pan z jakimś niebywałym sentymentem o wschodzie. Czy jest to rzeczywiście bliski panu obszar kulturowo?
GR: Czy ja wiem? Chyba nie aż tak. Fakt faktem, że moja babcia wychowała się na Kresach. Pamiętam jej wspomnienia, np. jak w jej miejscowości była cerkiew, synagoga i kościół, a weekend sprowadzał się do tego, że wszystkie dzieciaki najpierw leciały słuchać kantora, potem w sobotę biegły słuchać pieśni prawosławnych w cerkwi, a w niedzielę szły do kościoła na mszę. Nikomu to nie przeszkadzało, ale właśnie ten koloryt wschodnich terenów, ten cudowny język, który babcia jeszcze nam przekazała, budzi we mnie sentyment, który pokutuje do tej pory. Na przykład zaskakuję wszystkich wschodnimi neologizmami, bo nikt dziś już nie wie co to znaczy, że człowiek jest stypny.

DT: Też nie wiem.

GR: To się jeszcze w mojej rodzinie zachowało. My wiemy co to jest stypny i mogę powiedzieć, że spektakl ,,Dzieci Zony" autorstwa Walerija Szergina jest stypny.

DT: Stypny?

GR: Stypny. Naprawdę.

DT: Chciałam jeszcze spytać o warstwę muzyczną spektaklu.

GR: To jest zupełnie odrębna historia, która jednak bardzo łączy się z tym, co robimy. Zupełnie przez przypadek moja przyjaciółka, szukając wśród współczesnego muzycznego materiału rosyjskojęzycznego odkryła dla mnie zespół Lapis Trubieckoj. To białoruski zespół, który tak mocno przypadł mi do gustu właśnie dlatego, że idealnie wpasowywał się w formułę tego spektaklu. Generalnie polecam zapoznanie się z twórczością tych ludzi, którzy niestety jakieś pół roku temu postanowili się rozwiązać po dwudziestu paru latach działalności. Punkrock we wschodnim wydaniu jest absolutnie cudowny.

DT: Czyli rozumiem, że warstwa muzyczna stanie się niejako osnową dla całego spektaklu i będzie nadawała jej pewnego specyficznego klimatu?

GR: Absolutnie tak, ponieważ chyba nigdzie na świecie nie ma takiego klimatu. To idealne połączenie niesamowitych instrumentów – chyba nikt nie połączył jeszcze gitary elektrycznej z okaryną, czy trąbek, pojawiających się w każdej piosence z punkowym bitem – to właśnie fantastycznie wpisuje się w treść tego spektaklu. Ta muzyka dosłownie opowiada historię naszych bohaterów.

DT: To ciekawe znaleźć tak bliską relację w gotowym materiale.

GR:. Chodzi chyba o to, że autor dramatu i kompozytorzy wywodzą się z tego samego kręgu kulturowego – postsowieckich ludzi zagubionych, rozdartych w pół zdania, znajdujących się w rozkroku pomiędzy wolnością i drapieżnym kapitalizmem a sentymentem minionego ustroju. Właściwie to nie do końca wiadomo, jaką ci ludzie powinni mieć świadomość – wielkiego mocarstwa? A może (przepraszam za kolokwializm) świadomość zadupia Europy i cywilizacji?

DT: Czy pana spektakl będzie metaforycznym hymnem wolności?

GR: Nie chciałbym odpowiadać na to pytanie, ponieważ każdy z widzów powinien samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie.

DT: Ja jednak pytam o intencje.

GR: Intencja jest taka, żeby zmusić widza nie tylko do śmiechu, ponieważ struktura, cały ten gmach wzniesiony przez autora powinien zmuszać nas do refleksji. Jeżeli to nam się uda, będzie to duże zwycięstwo. Będę się bardzo cieszył, jeśli ktoś wyniesie z tego spektaklu coś więcej, niż tylko dobry humor.

DT: Dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Reszka - (1975) student V roku Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Absolwent Wydziału Organizacji Produkcji Filmowej i Telewizyjnej PWSFTviT im. Leona Schillera w Łodzi (2000), studiował również na Wydziale Pedagogiki UW. Posiada także dyplom Instruktora Teatralnego Stowarzyszenia ASSITEJ przy Teatrze Ochoty w Warszawie. 
Reżyser spektaklu ,,Dzieci Zony" autorstwa Walerija Szergina w Teatrze Nowym im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu. Premiera 24 stycznia 2014 roku.

Agata Łukaszewicz
Dziennik Teatralny Poznań
23 stycznia 2015
Portrety
Grzegorz Reszka

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...