No to w drogę

"Reisefieber, czyli podróż w nieznane" - reż. Piotr Ratajczak - Teatr Polski w Poznaniu

Nigdy nie będzie tak, jak jest teraz - chciało by się powiedzieć po obejrzeniu najnowszego spektaklu Piotra Ratajczaka. "Reisefieber, czyli podróż w nieznane", zrealizowany w Teatrze Polskim w Poznaniu, to nostalgiczne wspomnienie przeszłości, która wydaje się bardziej atrakcyjna niż aktualne rozrywki.

W 1971 roku na ekrany wszedł serial "Podróż za jeden uśmiech" w reżyserii Stanisława Jędryki, na podstawie powieści Adama Bahdaja o tym samym tytule. Jego główni bohaterowie, Duduś i Poldek, w wyniku nieporozumień i zamieszania przemierzają Polskę autostopem, z Krakowa (w książce z Warszawy) udają się nad morze, gdzie przebywają ich matki. To główna inspiracja do powstania nowego spektaklu Piotra Ratajczaka. Napisany przez Piotra Rowickiego tekst nie jest bowiem wiernym odzwierciedleniem historii dwóch młodych chłopców, chociaż jego główne postaci pozostają niezmienne.

"Zakopane, Zakopane, słońce, góry i górale" - śpiewa rozkrzyczana grupa wbiegając na scenę. Piosenka Sztywnego Palu Azji jest niczym hymn powrotu do przeszłości - lepszej, barwniejszej, wolnej. Rozpoczynają się wspominki: dawnych wyjazdów, przemierzania Polski "na stopa", pierwszego zakochania, szaleństw z przyjaciółmi. W końcu powstaje pomysł - Duduś sugeruje pozostałym, by tak jak kiedyś wyruszyli autostopem do Międzywodzia, by przeżyć na nowo dawną przygodę. Początkowo spotyka się jednak z odmową - w jaki sposób grupa dorosłych i dojrzałych już osób miałaby znów razem wyruszyć w autostopową podróż? Przecież wszyscy mają rodziny, pracę, własne życie. Czy oznacza to jednak, że dorosłość wyznacza pewną ramę postępowania, w której na mniej poważne rzeczy nie ma już miejsca? A może by tak jeszcze spróbować, ostatni już raz? Decyzja zapada, miejsce zbiórki ustalone, następnego dnia wszystkich czekać ma nowa przygoda.

Okazuje się, że nie wszystkich. Na miejsce przychodzą jedynie Duduś i Poldek, by po chwili rozpocząć podróż - nie tylko w kolejne miejsca, ale i we własne wspomnienia. O ile początkowa sekwencja najnowszego spektaklu Ratajczaka zagrana jest z wielką energią, w kolejnych jest jej już coraz mniej, prezentowane sytuacje wydają się schematyczne, zbyt mało przyciągające widza do świata prezentowanej opowieści.

Interesującym zabiegiem jest tu podział każdego z bohaterów na trzy odrębne postaci. Mamy więc przed sobą trzy oblicza Poldka (Jakub Papuga, Przemysław Chojęta, Wiesław Zanowicz) i Dudusia (Michał Kaleta, Piotr Kaźmierczak, Andrzej Szubski), wyróżniające się przede wszystkim wizualnie. Ratajczak mało odważnie zarysowuje bohaterów, nie widać tu różnicy pomiędzy poszczególnymi parami Dudusia i Poldka, ich charaktery nie są wyraźnie podkreślone (czego winą jest sam tekst Rowickiego). Historia, którą pragną opowiedzieć twórcy jest jedną z wielu znanych już do tej pory, nie porusza tematów trudnych czy społecznych, nie prowokuje dyskusji, emocjonujących sprzeciwów czy bezapelacyjnej akceptacji. To po prostu powrót do przeszłości, wspomnienie czasów młodości (na konferencji prasowej reżyser zaznaczał, że wpływ na powstanie spektaklu miały obchodzone przez niego kilka dni przed premierą 40. urodziny), z których wynika jedna refleksja: dawniej było inaczej i nigdy nie będzie już tak samo. Bohaterowie przemierzają więc Polskę, na swojej drodze spotykając postaci z młodości (dawną miłość Poldka czy drużynę z Kutna, z którą kiedyś grali w piłkę nożną) - przychodzi czas na rozliczenie się z przeszłością, na powtórne skonfrontowanie się z minionymi wydarzeniami. To niczym uspokojenie sumienia, poprawienie własnej samooceny, pokazanie, że moment życia, w którym znaleźli się Duduś i Poldek nie jest już tak beztroski, a dojrzałość nie zawsze wiąże się z tym, co łatwiejsze. W pewnym momencie dochodzi do osobistych wyznań - na temat rodziny, pracy, trybu życia. Okazuje się, że żaden z mężczyzn nie jest do końca szczęśliwy, nie tak wyobrażał sobie dorosłe życie, nie spodziewał się problemów, które mogą przytłaczać.

Dużym walorem spektaklu jest opracowanie muzyczne (za co odpowiadał sam reżyser) i ruchowe (Arkadiusz Buszko) - większość scen przemyślano inscenizacyjnie tak, by fragmenty tekstowe uzupełnione zostały przez ruch oraz znane przeboje lat 80. i 90. XX wieku (między innymi Gypsy Kings, Pearl Jam, Ryszarda Rynkowskiego). Taki zabieg wprowadza różnorodność, sprawia, że kontekst danej sekwencji zostaje poszerzony, staje się ona wielowarstwowa. Dużą zaletą najnowszej realizacji Ratajczaka jest także oprawa wizualna - scenografia i światła (Matylda Kotlińska) oraz projekcje wideo (Piotr Bujnowski). Betonowe bloki umieszczone w przestrzeni scenicznej świetnie współgrają ze światłem oraz fragmentami wideo - raz ukazującymi jazdę samochodem z perspektywy kierowcy, innym razem gałęzie drzew. Wrażenie robi także wjeżdżający na scenę duży fiat, zmodyfikowany i uatrakcyjniony na potrzeby spektaklu - symbol podróży, ale i statusu społecznego, lepszego bytu. Każdy z elementów scenografii podkreśla temat danej sekwencji, nadając jej pełniejszego kształtu.

W ostatniej scenie Duduś i Poldek docierają nad morze. Całą salę opanowują kłęby dymu, symbolizującego panująca nad morzem mgłę, nie jest ona jednak straszna bohaterom (bardziej chyba widowni). Poldek znajduje butelkę z dawnymi zapiskami, którą tak bardzo chciał odnaleźć. Wyrzuca ją jednak, nie otwierając, jakby nie chciał już wracać do przeszłości, a przemierzona podróż nie miała ostatecznego celu, była głównie potrzebna by uświadomić sobie zachodzące w życiu zmiany. "Nigdy nie będzie takiego lata" - słuchamy na koniec utworu Świetlików i oglądamy prywatne zdjęcia z młodości aktorów spektaklu. To bardzo patetyczne, sentymentalne podsumowanie zostawia widzów z przekonaniem, że każda chwila jest ważna, bo nie powrócimy już do niej. Szkoda, że jest to jedyna refleksja tego wieczoru.

Marta Seredyńska
Teatralia
27 marca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia