No właśnie, to jest Polska

"Wesele" - reż: Michał Zadara - Teatr Scena STU w Krakowie

U Michała Zadary weselnicy nie nasłuchują zbyt długo, nie zamierają w chocholim tańcu. Po chwili groteskowego oczekiwania wychodzą po prostu z sali, wracają do swojego zwykłego życia, w którym podstawą egzystencji jest szybka miłość, a substytut przeżyć duchowych stanowią popularne używki. Nic się przecież nie stało- mary, widziadła i wezwanie Wernyhory to przecież tylko wynik odurzenia marihuaną.

Surowa, zimna przestrzeń łazienki rodem z centrum handlowego- dwie chłodne umywalki, kafelkowy murek. To właśnie tutaj mają miejsce zaczepne, wesołe pogaduszki z I aktu (znacznie zredukowane), to tutaj weselników odwiedzą duchy (uobecniające się tylko za pomocą minimalistycznych atrybutów- welonu zakrywającego twarz aktorki w scenie z Widmem ukochanego czy czapki Stańczyka, którą na głowę nałoży sobie jeden z aktorów), wreszcie to właśnie tutaj odbędzie się rozmowa Gospodarza z Wernyhorą i finał spektaklu. Smaczku pomysłowi Zadary dodają dwa telebimy, na których podglądamy dzikie, rozerotyzowane, pijackie tańce w głównej sali weselnej i akcje w toalecie. Łatwo dostrzec tutaj aluzję do bijących w ostatnich latach rekordy popularności reality show, które są nieodzownym symbolem konsumpcyjnego stylu życia). Dzięki takiemu rozwiązaniu reżyser zachowuje charakterystyczną dla dramatu konwencję szopkową- pary dialogujących ze sobą postaci wchodzą (lub w późniejszym etapie) niemalże wczołgują się do łazienki, by po zakończeniu sceny wrócić znów do tańca lub do toalety. Jednak przede wszystkim warto zwrócić uwagę na symboliczny wymiar tej przestrzeni - Zadara diagnozuje polskie społeczeństwo XXI wieku jednoznacznie- "klozetowo". Mimo upływu ponad 100 lat od premiery "Wesela", mimo niepodległości Polski, demokracji i lepszego poziomu życia, mentalnie jesteśmy jeszcze gorsi niż nasi przodkowie zobrazowani przez Wyspiańskiego. 

Na tej imprezie nie ma miejsca dla Chochoła, który w dramacie pełnił rolę demiurga, psychoanalityka, guślarza wywołującego pozostałe duchy. Jego rolę w pewnym sensie przejmują używki, ale tutaj mało kto cokolwiek sobie uświadamia. Co ciekawe (poza małym incydentem) zanikają podziały na inteligencję i chłopów. Wszyscy mężczyźni ubrani są w klasyczne garnitury, kobiety także noszą współczesne ubrania. Panna Młoda swój gorset zastąpiła koszulką "Sex Pistols". Zadara podkreśla przez ten zabieg, że nie istnieje sztuczny podział na Polskę A i Polskę B, na "wykształciuchów" i niewykształconych- wszyscy zatracamy równowagę w odróżnianiu tego, co wartościowe od stosu życiowych brudów, wszyscy dajemy się manipulować mediom, modom, wszyscy tak samo jesteśmy zniewoleni przez używki, pozbawiające świadomości działania. Młodzi aktorzy Teatru Stu radzą sobie z nieodzownym w "Weselu" ciężarem gry zespołowej i zamysłem reżysera bardzo dobrze, chociaż u niektórych widać niewielkie braki warsztatowe.

Tandetne baloniki, plastikowy pojemnik, z którego alkohol pije się nabierkami, wymioty, duchota, poszukiwanie zaspokojenia cielesnego i Wernyhora w przyciasnym garniturze to wyznaczniki-symbole duchowej i intelektualnej diagnozy naszego życia. Wyspiański pisał przede wszystkim o niezdolności do czynu i wzajemnych antagonizmach, przykrytych maską miłości i zrozumienia. Zadara w swoim "Weselu" eksponuje przede wszystkim szeroko pojętą bylejakość. Współczesnym weselnikom daleko do posiadania chociażby nadziei na jakąś pozytywną zmianę, oni nie mają potrzeby żadnych zmian. Dobrze im się dusić (także dosłownie- unoszące się przez cały spektakl opary dymu z palonej marihuany) w miałkości świata, w którym brakuje miejsca na potrzeby inne, niż tylko te czysto fizyczne. Zadara uświadamia nas, jak mało potrzebujemy dziś, nie musząc martwić się o problemy niepodległościowe, materialne i inne, do pozornego szczęścia i zadowolenia. Tutaj nawet Rachela zdaje się mówić o swej miłości do poezji, tylko po to, by uwieść poetę, a za chwilę rzucić się na pijanego w sztorc Pana Młodego, a tematy patriotyczne dziwnym trafem pojawiają się bezpośrednio po spaleniu jointa. Poeta natomiast sam zdaje się nie wierzyć we własne słowa- w dialogu z Panną Młodą wymawia swoją historyczną kwestię beznamiętnie, zmienia kierunek interpretacji. Zamiast dumnego "A to Polska właśnie" słyszymy "No.właśnie.to jest Polska"- wyciszone, nieśmiałe i będące bardziej komentarzem do leżących obok pijanych gości niż serca. W ostatniej scenie, zaczynającej się od obrazu zmęczonych, skacowanych weselników, brudny i nieświeży Pan Młody myje zęby. Mycie to (a właściwie rozpaczliwe, gwałtowne szorowanie) urasta do rangi symbolu- nieśmiała próba oczyszczenia spełza na niczym. Poranek i następny dzień nie przynoszą wybawienia, a błędne koło nie zostaje przerwane. W końcu w plastikowej siatce Wernyhory nie było złotego rogu (to zbyt wielki symbol, jak na nasze małe czasy), tylko zwykły ręcznik, którym co najwyżej można wytrzeć wymiociny.

Interpretacja Zadary koresponduje z diagnozą Wojciecha Smarzowskiego, który w swoim filmowym "Weselu" z 2004 roku, zwrócił uwagę na te same problemy i zastosował podobną konwencję. Jednak ciekawa, nieco postdramatyczna, forma spektaklu (część akcji, widziana tylko na telebimach) i umiejętna zmiana wydźwięku poszczególnych kwestii lub całych scen, rekompensuje wtórność całościowego zamysłu. Diagnoza, jaką stawia Zadara i jej słuszność, są jeszcze bardziej przerażające w odniesieniu do reakcji publiczności(głównie licealnej), która ożywiała się tylko w momentach scen erotycznych i palenia marihuany. Pozostaje jedynie oddać racje, pochylnie schylić głowę i co najważniejsze- wyciągnąć wnioski.

Katarzyna Pawlicka
Dziennik Teatralny Kraków
13 listopada 2007

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia