Noc żywych trupów

„Potop" – aut. Henryk Sienkiewicz - reż. Jakub Roszkowski - Teatr Śląski w Katowicach– 17/10/2020

Wszyscy już od dawna nie żyją. Monumentalne postaci z zakurzonej powieści Sienkiewicza gryzą piach, ich ciała rozkładają się, gniją, nikt chyba nie chce już pamiętać ich bohaterskich zrywów ani osobistych tragedii.

Siedem trumien pozostawionych samych sobie pośród dawno zastygłej krwi, w absolutnej ciszy. Nagle jednak z tej ciszy wyłania się anielski śpiew przegnitej, martwej Oleńki, który zwiastuje Sienkiewiczowych bohaterów zmartwychwstanie, a raczej ich noc żywych trupów.

Jakub Roszkowski trafnie tym obrazkiem maluje kondycję prozy Sienkiewicza. Prozy już obumarłej, dzisiaj kojarzącej się przede wszystkim z lekturami szkolnymi siłą wbijanymi do głowy znudzonych uczniów. Ale także z heroicznym hurra-patriotyzmem, romantycznym mitem bohaterskiego usposobienia narodu, z którego w ostatnich latach zaczęliśmy wszyscy wyrastać w kontrze do Czarnków i innych mu podobnych, tak zapatrzonych w naszą historię, desperacko próbujących szukać męczeńskiego spoiwa rezonującego z narracją obleganej twierdzy przepychanej przez władzę. Stąd chyba u Roszkowskiego to zmartwychwstanie. Tyle że jest to zmartwychwstanie zdekonstruowane, „zzombifikowane", obdarte z pięknych bohaterów i ich jeszcze piękniejszych czynów.

Narracyjnie reżyser tworzy kolaż najważniejszych scen powieści, zamyka gigantyczny „Potop" w półtoragodzinnym przedstawieniu, dzięki czemu akcja toczy się wartko, przy tym bardzo efektownie. Ubiera on bohaterów w zakrwawione, estetyczne stroje kojarzące się z epoką, a truchlejącą historię Sienkiewicza odziewa dużą dozą ironii i nawiązaniami do polskiej popkultury ostatnich dekad. Jest Osiecka, Elektryczne Gitary, Barka i Paktofonika, szlagiery wszystkim nam znane (tak, w dobie internetu Barka także stała się szlagierem, ale ironicznym), przez to zbliżające nas do odległej, zmitologizowanej prozy Sienkiewicza. Taki pomysł na „Potop" pierwszorzędnie się sprawdza.

Naturalnie, ostatni rok i związana z nim rosyjska inwazja dodają nowe konteksty w odbiorze spektaklu. Tych wszystkich Wołodyjowskich, Kmiciców czy Radziwiłłów na scenie Śląskiego ogląda się w pewnym sensie z uczuciem ulgi – jak to dobrze, że te wpółżywe historie o patriotyzmie, o narodowym zrywie nie muszą pokrzepiać strudzonych polskich serc, tak jak czyniły to w XIX czy XX wieku. Jest jednak spory dyskomfort w świadomości, że za naszą wschodnią granicą miliony serc tego rodzaju patriotycznego pokrzepienia potrzebują na co dzień; że to nie są tylko rozkładające się symbole dekonstruujące nasz historię; że Jasna Góra broni się codziennie, mimo że artyleria już dawno zaorała ją do ziemi. Jest to odbiór oczywiście nieplanowany przez twórców, ale jakże mocny.

Wygrzebane z cmentarza trupy, wypełnione barwami i życiem przez grających ich aktorów, świadomie funkcjonują i kreują się w tym makabrycznym świecie ironii i groteski. Michał Rolnicki pierwszorzędnie niesie na barkach ciężar historii wielkiego Kmicica. Dopuszczając półżartobliwe tony, niewinne „oczka" puszczane do publiczności odziera on Kmicica z patosu, ale nie pozbawia go zupełnie powagi i – przede wszystkim – grozy, którą Rolnicki efektywnie budzi swoją obecnością na scenie. Na zupełnej kontrze do Kmicica budowani są Wołodyjowski i Kuklinowski, obaj grani przez Mateusza Znanieckiego. Znaniecki z brawurą kreuje postacie infantylne i slapstickowe, przez co niezwykle komiczne. Co budzi uznanie, w komizmie Znaniecki nie sięga do kabaretu, co sprawia, że jego śmieszność jest w swym przerysowaniu wyrafinowana. Skutecznie Znanieckiego uzupełniają Marcin Gaweł i Kamil Szuszczyk, którzy w rolach Zagłoby i Jana Skrzetuskiego Wołodyjowskiego nie opuszczają ani na krok. Do tego wybitna w swojej prostocie jest Ciotka Kulwiecówna Anny Kadulskiej. W teatrze aby zaprzeć dech w piersiach wystarczy czasem powtarzać „wojna, Moskwa, Kozacy", mopując podłogę z krwi, albo palić papierosa jako Matka Boska Częstochowska, śpiewając „Na zakręcie" podczas odtwarzania pasyjnej piety ze śniącym Kmicicem. I Kadulska ten dech zapiera.

Warto się do Teatru Śląskiego na „Potop" wybrać. Roszkowski swoim spektaklem udowadnia, że i bardzo zakurzoną klasykę można odmłodzić, uatrakcyjnić i popkulturowo ubarwnić.

Jan Gruca
Dziennik Teatralny Glasgow
9 lutego 2023
Portrety
Jakub Roszkowski

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia