Nostalgia za latami 80. w rytmie punk rocka

"Utopia będzie zaraz" - Narodowy Teatr Stary w Krakowie

- Fajne to były czasy. - Fajne, bo ty, dziecko, ich nie pamiętasz. - Jak się to przeżyło, już nie wydaje się takie śmieszne, tylko upokarzające. Niczego nie było. Wszystko trzeba było zdobywać. Na szczęście moja matka była dość zaradna i często jeździła na Węgry.

- O, to miałaś szczęście, mój ojciec był tylko raz w NRD, a matka w Czechosłowacji. Ja też miałam jechać do Czechosłowacji, ale akurat w dniu wyjazdu wprowadzili stan wojenny. Co za pech, byłam wtedy w drugiej klasie liceum. I to miał być mój pierwszy wyjazd zagraniczny. 

- Za to ja miałam taką spódnicę jak Barbara Wysocka, czarną tiulową bombkę. Mama mi uszyła. - A ja kupiłam podobną spódnicę w Hofflandzie. Takie rozmowy słychać było w foyer Starego Teatru, w przerwie przedstawienia "Utopia będzie zaraz" w reżyserii Michała Zadary. W tym samym czasie wszedł na ekrany kin film Jacka Borcucha "Wszystko, co kocham". Oba dzieła opowiadają o życiu polskiej młodzieży w latach 80. i oba zostały osnute wokół muzyki punkrockowej jako synonimu wolności. Jednak lepiej czułam się, oglądając pełen energii film Borcucha niż spektakl Zadary. 

"Wszystko, co kocham" jest opowieścią o dojrzewaniu i pierwszej miłości. Główny bohater Janek (w tej roli świetny Mateusz Kościukiewicz) mieszka w nadmorskiej miejscowości. Jest synem oficera marynarki wojennej (Andrzej Chyra) i pielęgniarki (Anna Radwan). Wraz z kolegami założył zespół punkrockowy, którego jest liderem. Jego marzeniem jest występ na festiwalu muzycznym w Koszalinie. 

Janek zakochuje się w koleżance ze szkoły Basi (Olga Frycz). Ich historia miłosna rozgrywa się na tle stanu wojennego. Mimo że bohaterowie nie mają lekkiego życia, film promieniuje pozytywną energią, a bohaterowie nie są jednoznaczni ani schematyczni. 

Trochę inaczej mają się sprawy ze spektaklem "Utopia będzie zaraz". Przedstawienie jest kolażem, w którym pojawiają się teksty Pawła Demirskiego, piosenki zaaranżowane przez Jacka Budynia Szymkiewicza z zespołu "Pogodno" oraz "Księgi narodu polskiego" Adama Mickiewicza. Wyrecytował je Jan Peszek. Jego doskonały monolog fryzjera wzbudził mój zachwyt, a na widowini wywołał lawinę śmiechu. Słowa Mickiewicza w interpretacji aktora wydobyły absurd ówczesnej sytuacji politycznej.

Współgrała z nimi sceneria zakładu fryzjerskiego (scenografia autorstwa Roberta Rumasa, kostiumy z epoki PRL-u zaprojektowała Julia Kornacka). Jednak na tym moje pozytywne wrażenia się kończą. Otóż podobnie jak w filmie "Wszystko, co kocham", w Starym Teatrze grupa młodych ludzi pragnie założyć zespół rockowy i wyjechać do Jarocina. Ich próby odbywają się w domu kultury. Każdy z bohaterów snuje swoją opowieść. Słyszymy historie o pierwszych miłościach, imprezach, problemach z rodzicami i szkołą. Ale przede wszystkim o chęci wyrwania się w świat. 

Spektakl nie jest jednak tak radosny jak film, brakuje mu tempa, a bohaterowie są bardziej zmęczeni i zgorzkniali. Być może Zadara jest bliższy rzeczywistości lat 80., z jej codzienną udręką, nudą i szarością. Ja jednak wolę zachować w pamięci milsze wspomnienia z przeszłości, tak jak zrobił to Jacek Borcuch w swoim świetnym filmie.

Wracając z przyjaciółkami ze spektaklu ,długo rozmawiałyśmy o starych dobrych czasach. Jedna wspominała, jak uciekła wtedy do Jarocina, udając przed rodzicami, że idzie z pielgrzymką do Częstochowy. Inna z nostalgią mówiła o swoich pierwszych dżinsach. Któraś przypomniała sobie pierwszego chłopaka. Ach, łza się w oku kręci...

Katarzyna Fortuna
Polska Gazeta Krakowska
20 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia