"Nowojorski Festiwal Monodramu w Polsce (część I)"

1. United Solo Europe

We wrześniu tego roku w warszawskim Teatrze Syrena odbyła się pierwsza edycja nowojorskiego festiwalu monodramów - United Solo Europe. Po trzech znakomitych sezonach United Solo w USA założyciel i dyrektor artystyczny (oraz polski aktor) Omar Sangare postanowił pokazać polskiej publiczności sześć wyselekcjonowanych przedstawień z całego świata.

United Solo jest największym festiwalem monodramu na świecie i słynie z przedstawiania różnych form teatralnych: teatru lalek, teatru tańca, stand-up, iluzji, przedstawień kabuki, pokazów multimedialnych czy adaptacji dramatów lub komedii. Jego założeniem jest umożliwienie spotkania artystów połączonych ideą jednego aktora oraz stworzenia przestrzeni dla wymiany myśli. Z sześciu monodramów wybraliśmy trzy, które - naszym zdaniem - były szczególnie warte zobaczenia.

Ratunkiem jest szaleństwo!

Festiwal zainaugurował spektakl Anthony'ego Nikolcheva "The Echoes Off The Walls Underground Are Louder Than Your Footsteps Above Me" (w polskim tłumaczeniu: "Echa odbite od ścian podziemia brzmią donośniej niż odgłosy twoich kroków nade mną" - na zdjęciu)). Jest to monodram inspirowany twórczością Charlesa Bukowskiego, Fiodora Dostojewskiego oraz Witkacego, za który Nikolchev został uhonorowany w 2012 roku nagrodą dla najlepszego aktora na Festiwalu "United Solo" w Nowym Jorku.

Na scenie znajduje się minimalistyczna scenografia: krzesło, tekturowy sześcian imitujący telewizor, ramka zawieszona w powietrzu jako okno, żarówka zamiast żyrandola. To przestrzeń życia bohatera monodramu - bezimiennego sprzedawcy abonamentu na telewizję kablową. Oszczędna scenografia jest także jednym z założeń festiwalu United Solo. Aktorzy mają "zmieścić" swój monodram razem z jego scenografią do jednej walizki. W tym przypadku, Nikolcheva i postać sprzedawcy łączy ta jedna walizka, do której obaj pakują cały swój dobytek, będąc wiecznie "do wynajęcia".

Bohater "Echa" na wpół liryczny, na wpół z teatru fizycznego, to postać jak z epoki romantyzmu, która z niezgody na warunki, w których przyszło jej żyć, popada w szaleństwo. Tragizm egzystencji tego współczesnego bezimiennego komiwojażera tworzy jego bezsensowna praca, nieprzynosząca satysfakcji, niedoceniana, bo niepotrzebna światu. Jest on ofiarą wyścigu szczurów, oszukany przez promowane od szkolnych lat recepty na idealne życie: wykształcenie = praca = szacunek społeczny = dobrobyt, szczęście, spokój i bezpieczeństwo.

Inną toksyną zatruwającą życie bohatera monodramu jest rutyna. Sprzedawca dzień w dzień wykonuje te same czynności w domu, a przy użyciu tych samych gestów i wyuczonych frazesów marketingowych próbuje zainteresować swoją ofertą potencjalnych klientów. Bez skutku.

Sprzedawca dużo mówi. Wypowiada neurotyczną "małą improwizację" o tym, jak choruje na samotność. Jednak najbardziej uwagę widza przyciąga ruch aktora na scenie. Kulenie, turlanie się, siadanie do góry nogami na krześle - to pozy, w których zapisane są emocje postaci. Zmęczenie psychiczne wyrażone zostało poprzez nieustanne wprawianie ciała w ruch, zadawanie mu ćwiczeń do powtarzania, aż do wyczerpania sił organizmu.

Po brawach na koniec spektaklu, w pamięci pozostaje kilka odmian tytułowego echa: echo wykrzykiwanych w samotności potrzeb sprzedawcy, echo kryzysu ekonomicznego, w którym panoszy się dysproporcja pomiędzy mnogością rzeczy do kupienia a ekskluzywnym kręgiem potencjalnych ich nabywców i, wreszcie, echo wypowiadanego po cichu marzenia o idealnym życiu - we własnym domu, z rodziną, z pracą, która przynosi nie tylko pieniądze, ale poczucie spełnienia i bezpieczeństwa.

Wyłączyć autocenzurę

W ramach festiwalu odbywały się także warsztaty z autorami monodramów. Warsztat Anthony'ego Nikolcheva reklamowano jako otwarty dla wszystkich. Przybyło kilkanaście osób. Byli to wyłącznie młodzi, początkujący aktorzy oraz studenci warszawskiej Akademii Teatralnej.

Nikolchev szkolił się w Instytucie Grotowskiego we Wrocławiu. Trenował zgodnie z wytycznymi pozostawionymi dla aktorów przez mistrza, najdłużej pod okiem Mateja Matejki z Teatru ZAR.

Warsztat, który Nikolchev zaproponował był serią ćwiczeń fizycznych: indywidualnych, w parach i grupowych. Uczestnicy pracowali nad poczuciem świadomości swojego ciała w kontakcie ze sobą nawzajem oraz z wykorzystaniem przestrzeni, w której się znajdowali. Prowadzący podkreślał, żeby postarać się wyłączyć autocenzurę, która blokuje spontaniczność i ogranicza zakres potencjalnych ruchów ciała aktora. Jednym z najciekawszych zadań na warsztacie było podążanie za wybranymi częściami ciała. Ruch ciała miał zaczynać się np. od łokcia czy lewej dłoni i polegać na niekontrolowanym płynnym przyłączaniu do ruchu pozostałych kończyn. Byleby porzucić wewnętrznego cenzora, który dopytuje "jak wyglądam w tym ruchu?" i dać się samemu zaskoczyć. Tylko rozluźnione ciało może zatańczyć taniec szaleńca uwolnionego od: "muszę", "powinienem", "śpieszę się". To ciche wezwanie można nazwać przesłaniem monodramu i warsztatów Anthony'ego Nikolcheva.

Katarzyna Jakóbik

 

Miłość na Facebooku

Nie licząc kilku wymogów formalnych, festiwal United Solo Europe nie miał motywu przewodniego. Taka strategia pozwoliła na różnorodność nie tylko pod względem tematu, ale i sposobu przedstawienia: można było wybrać się na wystąpienie aktora, tancerza, performera czy komika. Dzięki temu też ponury wydźwięk monodramu Nikolcheva mógł zostać zbalansowany wystąpieniem innego Amerykanina - komika Marka Gindicka.

Gindick zaprezentował spektakl "Wing-man" - opowieść o nieudolnych próbach poszukiwania drugiej połówki za pomocą kiosku z całusami i zestawu prawdziwego mężczyzny.

Nie wypowiadając podczas godzinnego show niemal słowa, Gindick rozśmiesza widownię do łez, a szczególnie jej damską część. Dzięki zdolnościom komediowym i cyrkowym, z powodzeniem wciela się w postać za niskiego, nieporadnego nieszczęśliwca, onieśmielonego przez kobiety, komunikującego się z widzami przez znany portal społecznościowy. Wybranka z widowni pomaga wygrać w konkursie na najlepszego podrywacza na Facebooku, a pan w średnim wieku wciela się w lekarza serc.

Jak bez słów zabawić publiczność przez godzinę, nie będąc mimem? W tym celu m.in. posłużył ekran, na którym wyświetlano statusy samotnego nieudacznika i jego rozmowy na czacie. Świetnie zsynchronizowana współpraca z nagłośnieniowcem zaowocowała złudzeniem ekranu dotykowego w miejscu białej płachty czy popisów na niewidzialnej gitarze elektrycznej nie tylko przy pomocy rąk... Internetowe alter ego komika w pewnym momencie opuszcza nawet wirtualny świat i zamienia się miejscami z żywym egzemplarzem.

W spektaklu "Wing-man" właściwie wszystko jest do przewidzenia, a temat komediowego show wydaje się dawno ograny. Cóż począć, gdy w dobrym i pomysłowym wykonaniu to się nigdy nie nudzi, pod warunkiem, że uczestniczymy w show na żywo. Czarujący Mark Gindick zdobył w ciągu godziny serca nie tylko kobiecej części publiczności. Parodiując ułomności życiowej ciamajdy, sobie dodał tylko uroku, a swojemu bohaterowi - skrzydeł.

Marta Wołodko

Katarzyna Jakóbik , Marta Wołodko
Mgzn.pl
24 października 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...