O czym myślą teatralne demony?...
Sobotnio – niedzielna “Gazeta Wyborcza” opublikowała na swoich łamach wywiad Joanny Derkaczew z Janem Klatą. Wywiad “przedpremierowy”, bo od dziś na deskach Teatru Rozmaitości zobaczyć można najnowszą sztukę reżysera - “Szewców u bram” według Stanisława Ignacego Witkiewicza.Trudno nie zgodzić się z podstawową tezą wypowiedzianą przez Jana Klatę, mianowicie: Co dziś ryzykują ludzie podnoszący ten straszny krzyk przeciwko PIS-owi? To ma być odwaga artystyczna? Ideowa? Albo chociaż formalna? (…) A może by tak rzucić w kogoś , kto dziś naprawdę jest na piedestale? Jasne, to żadna odwaga, powiem więcej, to konformizm i wyraz impotencji twórczej. Odwagą jest zwracanie uwagi na tych, co DZIŚ uchodzą za autorytety. Tylko po co od razu rzucać? Od tego są dziennikarze, felietoniści. Niech więc ludzie teatru oddadzą Cezarowi, to co mu należne. Zadaniem artystów jest (jak chciał Albert Camus) służba prawdzie i wolności. Jednak taka, która będzie łączyła w sobie wymiar etyczny i estetyczny. Bo prawdziwej sztuki nie robi się na podstawie wiadomości z tabloidów, ani nawet uznanych dzienników. Wartości dzieła nie mierzy się TYLKO jego aktualnością, ale przede wszystkim UNIWERSALNOŚCIĄ. Dlatego warto widzieć nie tylko to, co na powierzchni poematu, ale także to co w środku. Śmiem twierdzić, że w wielu poruszonych wyżej kwestiach jesteśmy z szanownym reżyserem zgodni i nie warto dłużej ich roztrząsać. Jednakowoż są sprawy, które roztrząsać (chyba?) należy… Więc: cóż z tego, że Klata stwierdza, iż teatr polityczny jest swoistym wynaturzeniem idei sztuki, skoro chwilę później udowadnia polityczną aktualność sztuk Witkacego, przede wszystkim “Szewców”?! Tylko wtedy wiele wytworów dramaturgii współczesnej musielibyśmy nazwać, że powołam się znów na przywoływanego już Camusa, teatrem propagandowym. Nie wiem – może to celowy, przedpremierowy zabieg. Jeśli zaś nie, to spieszę donieść, że Witkacy tak się nie bawił… On w takich aktualno – politycznych sytuacjach mówił całujcie mnie wszyscy gdzie chcecie! A poważniej: Nie zabrną me twory popod żadne strzechy, Bo wtedy, na szczęście, żadnych strzech nie będzie. W ogóle z tego żadnej nie będzie uciechy, I tylko świństwo rozpełznie się wszędzie. (Nienasycenie) I chyba już bym mogła skończyć swój wywód, bo się rozpełzło… To nie była kokieteria ze strony Witkacego; to była wizja budowana na genialnej umiejętności obserwacji i wyciągania dalekosiężnych wniosków i (zgadzam się tu całkowicie z Janem Klatą) dlatego młody Witkiewicz pozostał nierozumiany, ba!, często wyszydzany przez swych współczesnych. Zgoda, nie był pomnikowo idealny, bogoojczyźniany, ale pomniki lubią tylko gołębie. Twórczość Witkacego i jej dzisiejsza recepcja udowadniają, że odwaga i krytyczny ogląd rzeczywistości nie wystarczą. Potrzebne jest jeszcze tchnienie geniuszu, które sprawi, że otrzymamy artystyczną perwersję, a nie tylko obrazoburczość, za którą nic się nie kryje (a poza murem nic i nic / ni żywej duszy, ni dziewczyny. B. Leśmian). Bo jakże aktualne są dziś słowa mistrza z 1931 roku: …Przykre zestawienia barw, dysonanse muzyczne, dziwaczne, nieprzyjemne i niepokojące a nawet wstrętne kombinacje[…] mogą w sumie, w całości danego dzieła, być koniecznymi elementami jego jedności, czyli artystycznego piękna. To właśnie nazywam artystyczną perwersja. […] Dziś, na tle gorączkowego tępa życia, społecznej mechanizacji, wyczerpania wszystkich środków działania i artystycznego zblazowania, koniecznym się stało używanie środków perwersyjnych. (O Czystej Formie) Ale, mówi wyraźnie, Witkacy ARTYSTYCZNEJ perwersji, nie tylko samej perwersji. Wiem, wiem… że to staroświecki pogląd, ale jakoś nie chcę i nie umiem głosić innego. Przecież owa artystyczna perwersja nie oznacza (do diaska!) zaniku uczuć metafizycznych! Przynajmniej nie powinna. Tylko jak to zmierzyć, zważyć? Do kiedy sztuka szokuje, by powiedzieć coś istotnego, a od kiedy jest wulgarną tandetą? Ano do momentu aż artysta nie czuje w trzewiach swych dyskomfortu! Tak, to jest kwestia smaku. I wie o tym każdy wrażliwy człowiek, szczególnie artysta, artysta teatru. Przypomina mi się niedawna rozmowa z Tomaszem Obarą po premierze jego najnowszej sztuki wg Adama Rappa. Reżyser ten powiedział wtedy coś, co wcale nie było dla mnie nowością, ale w jakiś sposób dotknęło do żywego: Życie spsiało i dlatego właśnie potrzebni są ludzie z poczuciem misji. Jeśli pani w szkole uda się jednego choć "nawrócić", to to jest pani zwycięstwo. Tak samo jest w teatrze. Dodam tylko: nawet jeśli nagrodzą cię tym co mają pod ręką chłostą śmiechu (też sobie czasem wycieram gębę Herbertem). P.S. Odpowiedz na pytanie reżysera: tak, koszmarne, ale już dawno kultura wysoka spoufala się z masową tandetą, a masy schardziały i nie chcą autorytetów intelektualnych, wolą "kurwiki w oczach" i "Pierwszą miłość". Tak spełnia się do cna wizja Stanisława Ignacego Witkiewicza.