O roli mecenatu państwa

5. Kongres Kultury Polskiej

Im mniej państwa w kulturze, tym dla kultury lepiej, przy założeniu, że pewne obszary i tak ze swej natury są i będą zdane na państwowy mecenat - przekonywał Leszek Balcerowicz podczas II sesji plenarnej Kongresu Kultury Polskiej, który w środę rozpoczął się w Krakowie.

Wtórował mu inny ekonomista - Jerzy Hausner, według którego kultura, choć musi pozostać domeną odpowiedzialności państwa, powinna być finansowana z silnie zróżnicowanych źródeł. Taka dywersyfikacja powinna doprowadzić do możliwie jak największego uniezależnienie kultury od państwowej kasy. 

Zdaniem większości uczestników sesji, postawą funkcjonowania instytucji kultury musi pozostać jednak mecenat państwowy, który powinien być jeszcze wzmocniony, bo dzisiejsze nakłady z budżetu na kulturę są za niskie. 

Tematem sesji była kwestia: "Ile państwa w kulturze: rząd, samorząd czy społeczeństwo obywatelskie". 

- Nie jest chyba przypadkiem, że stosunkowo najmniej krytyki można zarejestrować wokół tej części działalności kulturalnej, która wyzwoliła się z bezpośredniej zależności od państwa: z monopolu państwowego finansowania i z monopolu państwowej regulacji - mówił Leszek Balcerowicz. 

- Mam wrażenie, że stosunkowo najwięcej krytyki, również na tej sali, było zaadresowane do tej części sektora kultury, która pozostała w największej bezpośredniej zależności w stosunku do państwa. To tylko jedna z przesłanek, która powinna służyć wyciągnięciu kierunkowych wniosków. Rozwój kultury od strony ekonomicznej, nie wypowiadam się o artystycznej, należy wiązać, podobnie 

jak w innych dziedzinach życia, z zerwaniem, osłabieniem bezpośrednich zależności od aparatu polityczno-urzędniczego - zaznaczył. Ekonomista przekonywał do możliwie największego zbliżenia jednostek kultury publicznej do sfery niepublicznej. 

- Dopóki jednostki publiczne pozostaną publiczne, to znaczy skrajnie uzależnione pod względem regulacyjnym i finansowym od aparatu polityczno-biurokratycznego, dopóty nieuchronnie będą pojawiały się powszechnie potępiane słabości, patologie i dysfunkcje. Dlaczego? Bo nie ma żadnych takich reform, które z trabanta zrobiłyby mercedesa - stwierdził Balcerowicz. 

Dodał też, że nie ma podstaw do tego, aby monopol na świadczenie misji publicznej miały jedynie jednostki nazywane publicznymi. Przestrzegał też przed pułapką postrzegania kultury wysokiej jako przedsięwzięcia z natury skazanego na całkowitą niedochodowość. 

- Nie można chyba przyjmować za uniwersalną regułę, że miarą wartości dzieła kultury jest to, że ludzie nie chcą za nie płacić. Mam wrażenie, że w niektórych dyskusjach pojawia się taka definicja kultury wysokiej - powiedział. 

Były minister kultury Waldemar Dąbrowski wyraził silny sprzeciw wobec wizji Balcerowicza, za co kilkakrotnie był nagradzany przez salę burzliwymi oklaskami. 

- Zjawiska i sensy kultury wymykają się zupełnie w relacji do tego, co jest miarą ekonomiczną, czyli pieniądza - przekonywał Dąbrowski. - Obecnym tu ekonomistom daję zadanie: policzcie, w pieniądzach, ile jest warte dzieło Chopina z perspektywy budowania wizerunku Polski jako kraju pierwszorzędnego na przestrzeni ostatnich 200 lat - zaproponował. 

Według niego, rola państwa w silnym mecenacie kultury jest nieodzowna i niezastąpiona. Zdaniem Dąbrowskiego, państwo powinno zajmować się przede wszystkim wyrównywaniem dostępu obywateli do kultury m.in. przez rozbudowę infrastruktury kulturalnej, działaniami na rzecz wyławiania talentów i pomocą w ich rozwoju oraz promocją Polski za granicą. 

Wtórował mu prof. Andrzej Mencwel, który zarzucił ekonomistom brak przygotowania do zajmowania się kulturą. - Pan minister Dąbrowski ma rację - panowie przychodzicie z zewnątrz nie zadawszy sobie najpierw pytania, do czego przychodzicie; co to jest kultura? - powiedział Mencwel. 

Po stronie ekonomistów stanął Andrzej Wajda. Jego zdaniem, państwo powinno ograniczać swoje zaangażowanie w kulturę. Według reżysera, w celu uzdrowienia systemu finansowania kultury, na początku konieczna jest weryfikacja przez państwo instytucji kultury, które mają być wspierane z budżetu. 

- Minęło 20 lat, podczas których powołane do życia w PRL instytucje kultury przetrwały nietknięte do dziś. One są nadal beneficjentem wszystkich niemal środków, jakie państwo przeznacza na kulturę. Pomimo tego, że plan Balcerowicza dawno już zmienił sytuację ekonomiczną naszego kraju, a wolny rynek stawia dziś pytanie o celowość ich finansowania w identyczny sposób jak dawniej, za komuny. 

Powstają nowe obywatelskie inicjatywy społeczne, niestety, to one natrafiają na podejrzliwość oraz jawną lub ukrytą niechęć władz, na wszystkich szczeblach - powiedział. 

- Czas najwyższy, aby władze te zdecydowały, co i kogo wspierają, a kogo jak najszybciej mają zamiar, albo powinny, odstawić do lodówki - podsumował. 

Wajda posłużył się przykładem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej jako udanego eksperymentu ograniczenia roli i finansowego zaangażowania państwa w kulturze. - Kinematografia po 20 latach stanęła na nogach, dowodem ostatni festiwal w Gdyni - ocenił.

(-)
PAP
24 września 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia