O rzeczach ważnych poprzez śmiech

Rozmowa z Rafałem Rutkowskim, aktorem warszawskiego Teatru Montownia.
Łukasz Karkoszka / Marta Odziomek: Który z rodzajów poczucia humoru jest Wam bliższy – czeski czy brytyjski? Gdyż z jednej strony, świetnie udała Wam się “Wojna na trzecim piętrze” czeskiego dramatopisarza Pavla Kohouta, natomiast z drugiej strony krytyka porównuje was do angielskiej grupy Monty Pythona? Rafał Rutkowski:. Sztuka powstała w latach 70. i była satyrą na państwo totalitarne. Nagle okazuje się, że po latach jest to nadal aktualny temat. W naszym spektaklu humor czeski łączy się z brytyjskim. Absurd, z którym mamy do czynienia w przedstawieniu, jest typowo “Monty-pythonowski”. Dodatkowo, jest tam również trochę mrocznego, kafkowskiego klimatu. Sztuka jest więc swoistym “miksem” różnych stylów i parodii. Zatem: dla każdego coś miłego. Ł.K./M.O.: A Polacy dobrze się bawią na tym spektaklu? R.R.: Bardzo dobrze. Polacy, o dziwo, znowu zaczęli wychwytywać tzw. “niuans polityczny”. Naszym założeniem nie było zrealizowanie spektaklu politycznego, ale okazało się, że ludzie wyłapują w nim przede wszystkim owe polityczne aluzje, w których chodziło o przewagę systemu nad jednostką. Poza tym, jest to świetnie napisana czarna komedia – i dlatego publiczność ciepło i z humorem przyjmuje “Wojnę na trzecim piętrze”. Ł.K./M.O.: Wasz teatr powstał w 1996 roku. Czy nadal jesteście wierni swoim założeniom? Czy konsekwentnie realizujecie swoją linię programowo-ideową i czy takowa w ogóle istnieje? R.R.: Naszą podstawową ideą była niezależność i trzymamy się tej dewizy do dzisiaj. Czasem wiązało się to z odrzucaniem intratnych propozycji ról, czy to filmowych, czy serialowych. Każdy z nas, indywidualnie, ponosił “koszty” owej niezależności. Natomiast jako grupa mogliśmy realizować własne projekty, czego efektem jest to, że obecnie jesteśmy jednym z czołowych polskich zespołów offowych. Dodać należy, ze gramy w teatrach instytucjonalnych, co się rzadko zdarza teatrom z tzw. offu. Przez 2 lata mieliśmy własną scenę, ale zrezygnowaliśmy z niej, gdyż koszty finansowe, jakie wiązały się z jej utrzymaniem, mogłyby ograniczyć naszą niezależność. W konsekwencji jesteśmy znów teatrem bez siedziby. To, co jest dla nas równie ważne to fakt, że jesteśmy teatrem aktorskim i od początku chcieliśmy grać sztuki, w których to właśnie aktor jest podmiotem. Nasze spektakle nigdy nie były wielkimi inscenizacjami opartymi na scenografii i muzyce. Zawsze były to sztuki, których podstawowym elementem był aktor. Po 12 latach działalności dorobiliśmy się także własnego stylu scenicznego: naszą dewizą jest mówienie o rzeczach ważnych poprzez śmiech. Próbowaliśmy różnych typów sztuk, ale najbliższe są nam te, w których występuje duża dawka ironii i absurdu, a jednocześnie traktują one o rzeczach najistotniejszych. Jest jeszcze jedna rzecz, która jest dla nas szalenie ważna, a mianowicie wspólne poczucie humoru. Ł.K./M.O.: W jakim nurcie Wy, jako Teatr Montownia się mieścicie? Jest wam bliżej do kultury niezależnej? R.R.: Moim zdaniem jesteśmy bardziej off. W tym sensie jesteśmy teatrem niezależnym, że nie podlegamy pod żadną instytucję, ani pod żadne inne źródło finansowania. Na pewno nie jesteśmy tym offem, który był w latach 60. czy 70. Nam nie zależy na poszukiwaniu nowych dróg w teatrze. Chcemy mówić o tym, co nas interesuje i bawi jednocześnie, a jeśli przy tym bawi się publiczność to wtedy jest idealnie. Ł.K./M.O.: Niedawno rozstaliście się z Centrum Artystycznym, z którym od dawna współpracowaliście? Czy to rozstanie wyszło wam na dobre? R.R: W pewnym momencie zaczęło nam przeszkadzać, to że jakaś instytucja kulturalna zaczęła korzystać z dorobku, który my jako teatr osiągnęliśmy. Zauważyliśmy, że kierunek artystyczny tejże instytucji jest całkowicie odmienny od naszego. Nie była to łatwa decyzja, gdyż w tą współpracę włożyliśmy dużo pracy i pieniędzy. Koszty finansowe, tego miejsca nie pozwoliłyby nam na artystyczną twórczość. Poza tym pewien sukces, który się za nami ciągnie, spowodował, że dotacje finansowe zmniejszają się, gdyż wychodzi się z założenia, że skoro jesteśmy sławni, to damy sobie radę sami. Zatem paradoksalnie sukces spowodował, że zubożeliśmy... Można powiedzieć, że zatoczyliśmy swoiste koło i wróciliśmy do punktu wyjścia tzn. czasu sprzed posiadania własnej sceny, ale za to z ogromnym, kilkunastoletnim doświadczeniem. Dziś już wiemy, że Teatr Montownia nie potrzebuje własnej siedziby. Musieliśmy jednak przejść taki etap, żeby się o tym dowiedzieć. Ł.K./M.O.: Dziękujemy za rozmowę. Teatr Montownia założony został w 1996 roku przez trzech absolwentów Akademii Teatralnej w Warszawie: Adama Krawczuka, Rafała Rutkowskiego i Macieja Wierzbickiego. Później dołączył do nich Marcin Perchuć. Teatr ten zaliczany jest do nurtu teatru niezależnego. W 2005 roku zasłynął za sprawą oryginalnej siedziby, na którą wybrał budynek starej pływalni. Po 2 latach, ze względów finansowych, artyści musieli z tej sceny zrezygnować.
Łukasz Karkoszka, Marta Odziomek
Ad Spectatores
15 stycznia 2008
Portrety
Rafał Rutkowski

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia