O tej, która się odważyła

"Shirley Valentine" - reż: Maciej Wojtyszko - Teatr Polonia w Warszawie

"Shirley Valentine" jest szczególnym spektaklem Teatru Polonia. Opowiada o goryczy małżeństwa, słodyczy ucieczki i ironii mierzenia się ze swoimi lękami. Fabuła wydaje się prosta: niespełniona, czy też nieszczęśliwa kobieta szuka sensu życia z dala od swojego męża, w Grecji, gdzie na nowo próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie: kim jestem? Z perspektywy Shirley, jej historia nie jest taka oczywista.

Spektakl można podzielić na dwie części: rzeczywistość domu oraz ucieczkę do Grecji. Widz poznaje Shirley Valentine (Krystyna Janda) w scenerii kuchennej, gdzie bohaterka obiera ziemniaki, robi „sadzone”, pije wino, innymi słowy: przygotowuje posiłek dla swojego męża. Janda, prezentując się w podkolanówkach, szalonych loczkach, fartuszku, rybaczkach oraz butach na koturnie, przedstawia sposób ubierania się modę typowych „kur domowych”. Podana w lekkiej, zabawnej formie historia małżeństwa Shirley odsłania schemat jej życia, w którym przeplatają się wspomnienia z dzieciństwa, powinności względem męża: gotowanie, sprzątanie, pranie oraz oczywiście seks, w którym nie ma tyle mierzonych liczbami rozkoszy, ile wyliczają ich kobiece pisma. Jest natomiast samotność, niespełnione marzenia oraz wszechogarniająca autoironia. Okrasą jej życia są wesołe rozmowy ze Ścianą, czyli z bardzo „realną”, „towarzyską” i „empatyczną” pionową przegrodą oddzielająca kuchnię od innych pomieszczeń. Ściana nie tylko potrafi słuchać pytań Shirley i odpowiadać na nie, ale również jest świadkiem jej życia. Podczas długich rozmów ze Ścianą, Shirley czasami tłumaczy się przed nią z tego, co Ściana widziała:

„Wiesz co, Ściana? W małżeństwie jest jak na Dzikim Wschodzie, nie ma rozwiązań!”

Innym razem stara się opowiedzieć jej o tym, co czuje:

„Ściana, jak to jest? Ktoś mówi, że cię kocha i od tego momentu może traktować cię gorzej?!”

„-Ściana, wiesz jak mój mąż o mnie mówi?

-Hania, Zosia, Jurek, a to, niestety, mój Debil!”

Ściana staje się przez to przyjacielem i niemalże pełnowartościowym towarzyszem życia Shirley. Nie tylko uczestniczy w zdarzeniach z jej życia, ale również pierwsza wie, co na ich temat myśli główna bohaterka. Napisałam „niemaże pełnowartościowym” bo niestety nie jest to realna osoba.

Shirley prowadzi narracyjny tryb życia. Rozmowy z samą sobą/Ścianą, analizowanie swojego życia i przypadkowych rozmów z innymi ludźmi doprowadzają ją do przekonania, że dawna Shirley potrafiła marzyć, śmiać się, po prostu być szczęśliwą.

„Pamiętasz jeszcze, jaka była Shirley Valentine?”

„Wiesz, czemu tego wszystkiego nie zostawię? Chcesz wiedzieć? Trzeba umieć robić to, na co ma się ochotę”

Ponoć kobieta potrzebuje do szczęścia trzech rzeczy: romansu (również ze swoim mężem), odegrania niezastąpionej roli w wielkiej przygodzie oraz ujawnienia/doceniania jej piękna. Pierwszy warunek dotyka istoty kobiety, która pragnie być uwielbiana, zdobywana przez swojego mężczyznę, drugi sięga potrzeby dawania miłości, dzielenia się swoimi umiejętnościami, talentami z innymi, ostatni zaś zawiera się w docenieniu zarówno jej intelektu, jak i tego, że jest jedyna w swoim rodzaju, piękna. Tytułowa bohaterka sztuki doświadczyła wszystkich tych elementów, jednak tylko „przed ślubem”. Jej świat, jak i wielu innych kobiet, można podzielić na to co było „przed” i na to, co było „po”. Po urodzeniu dwójki dzieci i odchowaniu ich pozostała znowu rzeczywistość małżeńska, która sprowadzała się do spełniania powinności względem męża.

W pierwszej części spektaklu, w scenerii kuchennej, a dokładnie: podczas przygotowywania posiłku dla męża, rozgrywa się dramat kobiety udręczonej przez trwanie w małżeństwie. Rozmowy, czy też romantyczna korespondencja z sakramentalnym towarzyszem życia, zostały zastąpione kuchenną Ścianą. Absurdalność takiego życia, połączona z ogromnym pragnieniem szczęścia, powoduje, że Shirley zostawia swojego męża i wyjeżdża do Grecji.

Druga część spektaklu toczy się właśnie tam. Dwa tygodnie urlopu przedłużają się w miesiące, a Shirley symbolicznie, dla podkreślenia na nowo rozpoczętego życia, nazywa siebie Shirley Valentine (panieńskie nazwisko). Dzięki nowemu miejsca, jest inna niż kiedyś. Ból i wielkie rozczarowanie dotychczasowym życiem powodują, że jej emocje potrzebują ujścia: Ściana zostaje zastąpiona Kamieniem, co wskazuje na to, że Shirley nie potrafi już zaufać innym ludziom. Ani towarzyszka wyprawy, ani przystojny Grek, z którym udało jej się doświadczyć rozkoszy we wszystkich sferach erogennych, nie stali się lekiem na jej zmarnowane życie.

W ostatniej scenie Shirley otrzymuje list napisany przez jej męża, w którym, tak jak „przed ślubem”, mężczyzna żarliwie pisze o tęsknocie za nią, przekonuje o miłości, błaga, by wróciła, a wreszcie oświadcza, że przyjeżdża do Grecji, by ją odnaleźć. Widz nie poznaje rozwiązania tej sytuacji.

W całości sztuki jest jednak jakiś szkopuł. To, jaką kobietą jest Krystyna Janda, niezwykle rzutowało na odbiór granej przez nią bohaterki. Dzięki niej Shirley stała się bardzo charakterna, silna, zdystansowana do siebie. Oglądając Jandę, widziałam waleczną kobietę sukcesu, niezwykle doświadczoną, piękną i mądrą. Nie potrafiłam połączyć jej osoby z postacią przez nią graną. Bohaterka i aktorka znajdowały się jakby w alternatywnych światach. Nie wierzyłam do końca Shirley, wierzyłam Grekowi, który mówił, przez usta Jandy: „Ty się bać życia”, parafrazowane jako: „Nie bój się żyć i walczyć o marzenia”. Może jakaś wewnętrzna niezgoda Jandy na takie traktowanie siebie, na tego rodzaju upokorzenia i poddanie się zaowocowały takim, a nie innym sposobem odegrania Shirley. Janda pokazała to, co kobieta ma w sobie – niezwykłą siłę, która wynika z jej kobiecości. Choć często zdarza się, że kobiety podporządkowują się swoim mężom w imię dobra dziecka, sakramentalnego „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”, lęku przed zmianami, to jednak ta sama siła, która nakazuje zostać im przy swoich mężach, może obudzić nieugaszone pragnienie uwolnienia się z takiej rzeczywistości. Shirley wykorzystała swoją szansę. Odpowiedziała na zaproszenie znajomej i wyjechała do Grecji. Zaczęła sama stanowić o sobie. Stała się przykładem dla kobiet, którym brakuje odwagi.

Wychodząc z teatru, usłyszałam wstrząsającą najkrótszą recenzję „Shirley Valentine”, rozmowę dwóch starszych pań:

- No i jak? Podobał Ci się spektakl?
- Tak. Bardzo.
- Dlaczego?
- Bo ona się odważyła.

Agnieszka Turska
Dziennik Teatralny Warszawa
19 maja 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...