O ważności "4" w polskiej mitologii

"Szwoleżerowie" - reż. Jan Klata - Teatr Polski w Bydgoszczy

W nastroju wzniosłym, po prezentacji Jury, na którego czele stanął Sławomir Mrożek, pełna sala Teatru Miejskiego w Gdyni obejrzała pierwszy spektakl tegorocznego R@portu

Polacy specjalizują się w sportach masochistycznych i ekstremalnych inaczej. Osiągamy na przykład historyczne sukcesy w tak niezwykłych dyscyplinach jak latanie precyzyjne i modelarstwo, a bohaterem narodowym był Robert Korzeniowski, który uprawiał najbardziej frustrującą konkurencję olimpijską, czyli chód sportowy, polegającą z grubsza na tym, że myśli się głównie o tym, co robić, żeby nie zrobić tego, co każdy normalny człowiek w tej sytuacji by zrobił. W galerii sportów endemicznych i niedzisiejszych wyjątkowe miejsce zajmuje speedway, czyli po naszemu żużel. Oczywiście można spojrzeć na to inaczej i stwierdzić, że dzisiaj lewoskrętne ściganie się na torze jest vintage, ale nie da się ukryć, że sport to drugorzędny. Na świecie uprawia się go w kilkunastu krajach (głównie Skandynawia i Anglia), a w Polsce żużlowymi potęgami są takie miasta jak: Leszno, Bydgoszcz, Toruń, Zielona Góra, Gorzów, Rzeszów, Tarnów i, trochę niepasujące do tego towarzystwa, Wrocław i Gdańsk (ciekawostka: to właśnie klub Wybrzeże pomógł w realizacji spektaklu). Polska ekstraliga żużlowa to w porównaniu do innych  NBA czarnego sportu: najlepsi zawodnicy, największe, wręcz horrendalnie nieuzasadnione pieniądze, uwielbienie kibiców i swoista subkultura groupies, która jest dodatkową atrakcją dla zagranicznych jeźdźców, a czasami nawet czymś więcej (np. norweski żużlowiec Rune Holta ożenił się z Polką i teraz jest podporą polskiej reprezentacji).Mimo wielkich nakładów i nadrangowania tego sportu, Polacy jak do tej pory dorobili się tylko dwóch, najważniejszych tytułów, czyli indywidualnego mistrza świata: w 1973 roku w epoce Ivana Maugera był to Jerzy Szczakiel, a w zeszłym roku bydgoszczanin Tomasz Gollob ( w „Szwoleżerach” wymieniony jest jeszcze jeden mistrz świata, Robert Dados, ale był to tylko mistrz świata juniorów, co nie zostało dodane).

Artur Pałyga, jeden z rezydentów R@portu, postanowił spenetrować to trochę discopolowate środowisko i przez nie pokazać z nowej strony polskość, czyli nienormalność. Wysuwa tezę, że ten sport wyróżnia się między innymi ogromnymi napięciami oraz szczególną urazowością i suicydalnością, wymienionych jest kilka nazwisk mniej znanych żużlowców, którzy odebrali sobie życie. Szkoda, że w tej wyliczance zabrakło miejsca dla prawdziwego mistrza, Edwarda Jancarza, brązowego medalisty mistrzostw świata z 1968 roku, który przegrał walkę z alkoholem, a życie stracił ugodzony nożem przez swoją żonę podczas kolejnej kłótni alkoholowej lub też była to śmierć samobójcza (do dziś sprawa nie została jednoznacznie wyjaśniona). Nieprzypadkowo premiera dramatu Pałygi nastąpiła w Bydgoszczy. To miasto Zbigniewa Bońka, przywołanego także w sztuce, ale przede wszystkim Tomasz Golloba, naszego mistrza czarnego toru, którego dramatyczny konflikt z żoną był pożywką dla tabloidów przez wiele miesięcy (oskarżenia o pobicie żony, dramatyczne wyznania córki naszego mistrza). Chyba także brak odwołania do bardziej znanych nazwisk spowodował, że trudno przekonać się do opowieści Pałygi.

Światek żużlowy poznajemy z ciągu scenek, w których występuje trójka żużlowców, cheerleaderki, żony i kochanki, prezes klubu przykuty do wózka inwalidzkiego, psycholożka wynajęta przez prezesa do zneutralizowania lęku, który osłabia zawodników. Żużel jest dla wszystkich sensem życia – nic nie potrafiący poza tym sportowcy nie muszą pracować w sklepie, nic nie rozumiejące ze świata dziewczęta „kręci” blichtr „wielkiego świata” i adrenalina, sparaliżowany prezes może karmić ego i frustrację, budując sny o potędze i uczestnictwie w czymś ważnym. Przeplatają się fakty z fikcją, dramat ze śmiesznością, sceny świetnie ze słabymi (większość niestety), tekst oraz inscenizacja bardzo nierówne, nawet jeśli całość odbierzemy jako świadomą grę z kiczem, próbę artystycznego przetworzenia endemicznego świata polskiego żużla. Najlepsze są zdecydowanie dwie sceny: „Żużelek” (opowieść o kotku prowadzona przez fryzjera, ofiarę wypadku podczas jazdy w beczce śmierci i ubranego jak kowal) i „Wieczorek liryczny” (dwójkowa scena w wykonaniu żużlowca (najciekawszy w spektaklu Michał Czachor) i groupies) - śmieszne, świetnie napisane i dobrze zagrane. Ciekawa scenografia Mirka Kaczmarka i muzyka na żywo jak sam fakt zaistnienia jak najbardziej na tak, ale już dobór utworów dyskusyjny, wydaje się, że tym razem Klata nie trafił (m.in. „Zegarmistrz światła” Tadeusza Woźniaka i „Summertime” Janis Joplin). To kolejny, bardzo muzyczny spektakl Jana Klaty i najwyższy już czas, żeby zrobił na przykład w „Capitolu” po prostu … musical czy rock operę ( np. opowieść typu Sid i Nancy).

Pałyga przeprowadza też efektowny i zabawny, ale ostatecznie karkołomny wywód o związkach żużla i cyfry „4” z polską mitologią. Na zawodach lewoskrętnych w każdym biegu startuje czterech zawodników, którzy jadą przez 4 okrążenia i ta czwórka jest po prostu magiczna i występuje jak polski kod Leonardo da Vinci wszędzie. Oczywiście nieprzypadkowo Jan Paweł II odszedł o 21.37, bo przecież 2+1+3+7 to jest 13, a 1+3 to 4! Podobnie jak z katastrofą w Smoleńsku, która nastąpiła oczywiście o... 8.41, bo 8+4 itd. Można dodać jeszcze, że lato było piękne tego roku i czwórkami do nieba szli żołnierze z Westerplatte. Zabawa słowem i tradycją występuje częściej, wspomnę choćby urocze rozwinięcie tekstu piosenki Bogdana Chorążuka: a kiedy spłyną przeze mnie dni na przestrzał/to żebym się nie zeszczał. Zachęcam do częstszego korzystania ze skarbnicy literatury narodowej i poetyckiego talentu interpretatorów, sam chętnie dorzucę własne i zapamiętane ze szkoły ( Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,/Moja droga Orszulo, tym granatem swoim! lub Gdy Cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, ale mi ***, kiedy cię zobaczę).

Już na serio – konstrukcja z żużlowcami, jako szwoleżerami, nie przekonuje. Autor „Żyda” i reżyser „Trylogii” sięgnęli po temat bardzo rzadki w polskim teatrze. Przyznam szczerze, że nie przypomina mi się utwór sceniczny o sporcie, jako głównym bohaterze. Tylko w USA corocznie i po kilka razy sport jest tak naprawdę bohaterem filmu. Nie wiem, jak to jest z amerykańskim teatrem, bo niedane mi jest jak niektórym kolegom piszącym o teatrze jeździć na Broadway i porównywać tamtejsze produkcje z lokalnymi (oczywiście „nasze” są lepsze). To dłuższa opowieść, dlaczego tak się dzieje, pokrótce dlatego, że sport odgrywa zupełnie inną rolę w życiu Amerykanów niż Polaków. Tak, czy inaczej, brawa dla realizatorów za podjęcie tematu w nadziei, że temat będzie się pojawiać częściej.Jan Klata niczym żużlowiec, który bardzo często startuje, zalicza różne biegi. Czasami przywozi 3 punkty, czasami mniej, a czasami 6, czyli wygrywa finałowy wyścig Grand Prix („Utwór o matce i ojczyźnie”). „Szwoleżerowie” to nieudany wyścig.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
21 listopada 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...