O wymiernym pożytku z wyzwalania niewolników

„Komedia według Terencjusza" - aut. Ewa Skwara - Wydawnictwo Naukowe UMK

Cały świat dzieli się na hellenistów i latynistów. Na tych, którzy stojąc na szczycie Akropolu z zachwytem patrzą w lewo, w stronę ruin Teatru Dionizosa i na tych, którzy z czułością patrzą w prawo, w stronę Odeonu, który jak głosi plotka: Herodes Atticus wzniósł dla swojego kochanka, który był aktorem...

Jako ortodoksyjny hellenista - bardzo lubię pytanie, które Thomas Webster zadawał sobie i swoim czytelnikom w „Studies in Later Greek Comedy": Czy sztuki Plauta i Terencjusza powinniśmy traktować jako oryginalne dzieła (jak w przypadku zachowanych tekstów komedii Arystofanesa i Menandra), czy raczej, jak kopie... Jak doskonale wszystkim wiadomo: „Graecia capta ferum victorem cepit", a sam Terencjusz (podobnie jak Shakespeare) to przecież same cytaty... :-)

Terencjusz nie jest dziś autorem znanym, wystawianym w teatrach. Jest przede wszystkim „przymusem szkolnym" teatrologów i filologów klasycznych. Reszta humanistów swoją wiedzę o jego twórczości opiera na pobieżnych wyciągach z opracowań historii literatury. Kiedy chronologicznie brniemy przez historię teatru, po rozkapryszonym chuliganie Arystofanesie i Menandrze, który „zaginiony był geniuszem, natomiast odnaleziony wprawił badaczy w zażenowanie"... przebiegając szybko przez okres hellenistyczny lądujemy od razu w teatrze rzymskim. Teatrze tworzonym w zupełnie odmiennym, niż grecki kontekście kulturowym. Zachowane-odnalezione komediopisarstwo Menandra i jemu współczesnych twórców już nas nieco na to przygotowuje, ale po jeździe bez trzymanki, jaką zafundował nam Arystofanes i jego kumple – zachowane teksty komedii rzymskiej wydają się nieciekawe. Takie pierwociny telenoweli brazylijskiej... (Szczególnie, że polski czytelnik zna te utwory przede wszystkim z przekładów Mieczysława Brożka, który zajmował się komediopisarstwem Terencjusza w latach 60' ubiegłego wieku.) Dla wielu czytelników Plaut i Terencjusz są jak Rosencrantz i Guildenstern - nie do odróżnienia. Nie dość, że obaj pisali dawno, to na dodatek: po łacinie. A Ewa Skwara w swojej publikacji przekonująco udowadnia, że Terencjusz był zbyt świadomym literacko twórcą, by po prostu naśladować swojego poprzednika. Kreatywnie proponował własną nadbudowę tworząc zupełnie nową jakość.

Forpocztą pracy: „Komedia według Terencjusza" było opublikowanie przez tę samą autorkę nowych przekładów (Terencjusz, Komedie (t. I-II, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2005-2006). Monografię wydaną przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej można traktować, jako ich dopełnienie. Jako ciekawie skonstruowany dwugłos spinający naszą wiedzę na temat Terencjusza w spójną całość. Ambicją Fundacji jest wydawanie monografii, które będą przystępne dla czytelnika nie zajmującego się zawodowo daną dziedziną wiedzy. Dlatego Autorka, obecnie najlepszy znawca komedii rzymskiej w Polsce, przeprowadza swojego czytelnika za rękę przez wszystkie meandry terencjuszowych wersów. Nie trzeba być specjalistą w zakresie historii i kultury starożytnego Rzymu, by pełnymi garściami czerpać z tej publikacji. Z drugiej strony, jest to praca, której lekturą będzie się dobrze bawił również uzbrojony w językowe narzędzia filolog klasyczny.

Już w czasach Tadeusza Zielińskiego panowało przeświadczenie, że badania nad starożytnością są zamkniętą księgą do której nic już dopisać się nie da. W ostatnich latach nie odnalazły się żadne nowe teksty, które można by przypisać niewolnikowi, hojnie wyedukowanemu i wyzwolonemu przez swego pana. Nie oznacza to jednak, że jego twórczość nie zaprząta już uwagi badaczy. Autorka skrupulatnie podąża za najnowszymi ustaleniami, które niejednokrotnie w sposób znaczący podważają dotychczasowe interpretacje. Niezwykle cenne w tej pracy jest ukazanie przez Autorkę przeszkód i pułapek na które na co dzień natrafia badacz Antyku: brak dokumentów, inskrypcji, urywki tekstów, których nie da się jednoznacznie zinterpretować... Niektórych to zniechęca, znajdują w tym łatwe wytłumaczenie, że praca nad takimi materiałami nie jest warta uwagi. Znajdują się jednak i tacy, których właśnie ten wymóg wnikliwości i wysiłku wwiercania się w fakty i strzępki informacji stymuluje do intelektualnych działań. Podczas lektury tej książki nie opuszcza czytelnika wrażenie, że następcy, którzy będą chcieli przeskoczyć najnowszą publikację Ewy Skwary mają przed sobą wyzwanie, które grozi skręceniem karku.

Olga Śmiechowicz
Dziennik Teatralny
4 sierpnia 2016
Portrety
Ewa Skwara

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...