O znanych nieczytanych...

„Finneganów Tren" - aut. James Joyce - Korporacja Ha!art

Rok 2012 to wielkie święto polskiej literatury – ukazuje się „Finneganów Tren" w przekładzie Krzysztofa Bartnickiego, wydany przez Korporację Ha!art, czyli instytucjonalne oparcie liberatury. Napisać coś o tej księdze to nie lada wyzwanie. Sam „Finneganów Tren" to projekt trudny do ocenienia.

PUBLISHED ON 15/06/2018 przez 
Rok 2012 to wielkie święto polskiej literatury – ukazuje się „Finneganów Tren" w przekładzie Krzysztofa Bartnickiego, wydany przez Korporację Ha!art, czyli instytucjonalne oparcie liberatury. Napisać coś o tej księdze to nie lada wyzwanie. Sam „Finneganów Tren" to projekt trudny do ocenienia.

W zamyśle Joyce'a „Finneganów Tren" to manuskrypt obłożony skórą ze złotymi literami. Rzadko jest tak wydawany, ale przekład polski tego przestrzega. Ma rozmiar prawie A4 i w środku celtycką lirę. Być może będziecie chcieli, dowiedzieć się czegoś z recenzji wydawniczej o dziele Joyce'a, które najczęściej z gazetowymi bon-motami umieszcza się z drugiej strony (np. „Wstrząsające!!!", „Wielkie dzieło wielkiego pisarza!"...). Odwracamy więc książkę, jednak widzimy ten sam obraz – złote litery, tytuł, autor. Niczego się nie dowiemy, jeśli nie przeczytamy...

Tłumaczenie polecamy czytać, posiłkując się oryginałem – paradoksalnie będzie łatwiej. Otwieramy książkę na pierwszej stronie: rzekibrzeg (riverrun)... Pomijając, że to nie polski (ani angielski), zwracamy uwagę, że zdanie nie zaczyna się dużą literą. W oryginale brakuje też przedimka.

Przeglądamy więc książkę, otwieramy to tu, to tam. Patrzymy na ilość stron (zgadza się) i trafiamy na koniec książki. Zdanie ostatnie jest bez kropki: Ach w dal a ląd a los a lot a cel gdzie (A way a lone a last a loved a long the). Teraz mamy pewne przesłanki by sądzić, że ta książka nie ma końca, ale początku też nie. Zarazem znaleźliśmy koniec i początek tego dzieła. Został on nam wskazany, nieudolnie, jak to bywa ze słowami, przez okładki, brak dużej litery, oraz wskazanie na pewne konkretne miejsce (już?) w fikcji: the riverrun – miejsce nad rzeką, nad jej brzegami.

IMG_8073

Wieża Babel
Nad twórczością Joyce'a pochyliło się wielu. Jednym z nich jest Roland McHuge, który wydał „The Annotations to Finnegans Wake", czyli rozpiskę etymologiczną wszystkich kalamburów w dziele Irlandczyka. Książka jest ciągle poszerzana o nowe odkrycia. Nie ma się co dziwić – Joyce zostawił tylko po sobie listowną analizę pierwszej strony tego trenu. Chcielibyśmy pokazać Wam jak ta książka jest napisana na podstawie fragmentu ze strony 55:

The house of Atreox is fallen indeedust (Ilyam, Ilyum! Maeromor Mournomates!) averging on blight like the mundibanks of Fennyana, but deeds bounds going arise again.

[Zaiste zagładł się w pył dom Atreoksa (Iliam, Ilium! Maeromor Maurnomates!), szlamioł śnieci u progu jak u stóp Feniany szlamani z blagien, ale przeschłe kroki obrócą jeszcze w skok życia.]

Atreoks to ojciec Aganemnona – tego nieszczęśliwca, który złożył w ofierze swoją córkę Ifigenię, by móc wyruszyć na Troję. Po powrocie z niej jego żona zabiła go za to, a ją z kolei jej syn, Orestes, by pomścić ojca. Atreoks poczęstował swojego brata ucztą przyrządzoną ze swoich siostrzeńców, przez co ta cała opisana wyżej klątwa. „Ilyam" i „Ilium" to z jednej strony Iliada, z drugiej imię Ilja Murometa – bohatera wojownika z folkloru rosyjskiego. „Fennyana" to prawdopodobnie odwołanie do irlandzkiej partii Fenian, która przyczyniła się do odzyskania niepodległości po I wojnie światowej (jej nazwa pochodziła od celtyckoego herosa).

Teraz należy, dla przykładu, rozszyfrować takie neologizmy, jak „indeedust". Postaramy się to zobrazować za pomocą poniższego schematu:

joyce

Bartnicki rozbija „indeedust" na całe zdanie, tutaj oddana jest jego przedziwną jedność: w końcu w pojedynczym wyrazie mamy kilka różnych części mowy. Kalambury są tworzone nie tylko na bazie angielskiego, ale także około 50 innych języków świata

IMG_8078

Globus
Na końcu 628 stron dzieła znajdziemy posłowie wydawców nt. tego jak ów tekst jest poukładany i w jaki sposób odzwierciedla globus świata. Teza ta, nigdy nie potwierdzona przez Joyce'a, jest już raczej pewna, gdyż nazwy geograficzne i różne języki wykorzystane do kalamburów zbyt przypominają swoim uporządkowaniem siatkę południków. Jest jednak jedna rzecz sporna, która, jeśli potwierdzona, staje się następnym przykładem kulistości tej książki.

Większość wydań „Finneganów Trenu" posiada 628 stron. Szanuje się tę ilość ze względu na łatwość wyszukiwania enigmatycznych fragmentów. Katarzyna Bazarnik spostrzegła jednak, że, jeśli na poszczególnych stronach znajdują się odpowiednie fragmenty wskazujące na wielkości geograficzne, to i liczba stron na coś wskazuje. Idąc tropem kulistości, postanowiła pod promień we wzorze na obwód koła wstawić liczbę symboliczną i ważną dla samego utworu, tj. 100. W przybliżeniu (gdyż π jest niewymierne) wychodzi wynik: 628.

Kimże jest Autor?

Czytanie „Finneganów Trenu" to prawie jak czytanie Biblii. Trzeba być egzegetą, który zna języki, geografię i historię świata. Musi być oczytany, pokorny wobec odkryć wcześniejszych badaczy, ale i mieć pewną intuicję, która odróżnia chybioną od prawdziwej interpretacji danego passusu.

W tym miejscu warto coś powiedzieć o tych dwóch nieczytanych książkach, bo jak wiadomo Biblię mało kto przeczytał „od deski do deski". Podobnie dzieło Joyce'a jest najbardziej znaną i dyskutowaną książką, mimo że mało kto zna ją w całości.

Zestawienie obu tych dzieł jest wielce pouczające z punktu widzenia socjologii lektury. Mimo podobieństw różni je to, że Biblia, której autorzy stali się nieznani, przesiąkła do społecznej świadomości tak mocno, że czasami nie wiemy nawet, że myślimy obrazami biblijnymi. W przypadku równie trudnej książki, jaką jest „Finneganów Tren", gdzie autor jest dobrze znany, niestety nie doszło, jak na razie, do takiego procesu. Nie mówimy Joycem, a nawet oddalamy się od niego na polu intelektualnym: żyjemy obecnie w epoce, gdzie zainteresowanie i znajomość mitologii własnej i innych kultur powoli zanika. W patrzeniu się na świat przypominamy bardziej urbanistycznych futurystów, niż Eliota, Miłosza, Becketta i samego Joyce'a, którzy uporczywie mitologizowali współczesność, będąc zarazem jej największymi wyrazicielami.

Paradoksalnie, dla książki, nawet tej liberackiej, lepiej by autor został zapomniany. Z jakiś względów dla komunikatu, który stanowi, jest lepiej, by w pewnym momencie zaginął jego nadawca, autor. Coś się wtedy uświęca w czysto ludzkim tworze, tak jak Księga Wyjścia, która z kroniki konkretnego mędrca przeistoczyły się w Świętą Księgę. Trudno sobie wyobrazić, by taki los miał spotkać irlandzkiego pisarza. Z drugiej strony... czyż nie warto byłoby przeżyć największy kataklizm lub tragedię, by zaśpiewać te jakże dźwięczne wersy „Finneganów Trenu" nad brzegami niegdysiejszego świata?

Tomasz Kalita - PUBLISHED ON 15/06/2018

(-)
Dziennik Teatralny
17 października 2019

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...